ŚwiatŚmigłowce, czołgi i samoloty USA zaatakowały Ramadi

Śmigłowce, czołgi i samoloty USA zaatakowały Ramadi

Setki żołnierzy amerykańskich i
irackich, wsparte przez śmigłowce bojowe i samoloty, atakowały pozycje rebeliantów we wschodniej części niepokornego
miasta Ramadi, stolicy prowincji Anbar. W walkach uczestniczą
także amerykańskie czołgi.

19.06.2006 | aktual.: 19.06.2006 11:57

Sklepy w Ramadi są zamknięte, a większość z 400 tysięcy mieszkańców miasta pozostaje w domach, obawiając się, że Amerykanie podejmą wielką ofensywę, która spowoduje wiele szkód i strat, jak szturm pobliskiej Faludży w listopadzie 2004 roku, kiedy zginęło przeszło 1000 rebeliantów, a znaczna część miasta legła w gruzach.

Dowództwo wojsk USA zapewnia, że nie ma mowy o takim szturmie, a akcje bojowe w mieście, trwające już od kilku dni, mają na celu ustanowienie dodatkowych posterunków kontrolnych i wyparcie rebeliantów z pozycji, z których dokonują ataków w mieście.

Nowy premier Iraku Nuri al-Maliki oświadczył na początku czerwca, że podejmie próbę ustabilizowania sytuacji w Ramadi drogą dialogu ze starszyzną plemienną i innymi miejscowymi przywódcami, a użycie siły militarnej na wielką skalę traktuje jako ostateczność. Jednak mieszkańcy Ramadi obawiają się najgorszego.

Nie mogę otworzyć sklepu. Wszyscy oczekują, że Amerykanie dokonają inwazji na miasto. Zabrałem już ze sklepu większość towarów i ukryłem w moim domu, gdyż Amerykanie mogą ostrzelać lub spalić mój sklep - powiedział właściciel sklepu spożywczego, 50-letni Fajsal Ghazi.

Po wyparciu rebeliantów z Faludży, położonej około 50 km na wschód od Ramadi, w połowie drogi między Ramadi i Bagdadem, Ramadi stało się największym bastionem rebelii w Iraku. W wielu dzielnicach panami sytuacji są rebelianci i wojska amerykańskie i irackie prawie się tam nie zapuszczają.

Na początku czerwca dowództwo amerykańskie podało, że iracka Al-Kaida umocniła się w Ramadi i że dodatkowych 1500 żołnierzy USA ściągniętych do Iraku z Kuwejtu weźmie udział w akcjach zmierzających do ukrócenia poczynań rebeliantów w tym mieście.

W przewidywaniu wielkiej ofensywy część rodzin zaczęła opuszczać Ramadi kilka tygodni temu. Ci, którzy pozostali, skarżą się na brak prądu i wody.

Dopływ wody całkowicie odcięto. Musimy chodzić po nią do rzeki (Eufrat). Nie mamy zaś gazu, by tę wodę zagotować - skarżył się reporterowi agencji Reutera 45-letni Ali Husajn Mohammed.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)