Śmieszny szczyt

Europejskie Forum Gospodarcze w Warszawie zignorowali najbogatsi i najbardziej wpływowi. Będzie to uciążliwe dla mieszkańców wesołe spotkanie najważniejszych polityków Wschodu z drugim i trzecim garniturem polityków Zachodu.

Spotkanie w Warszawie ma być ukoronowaniem prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego jako łącznika Wschodu z Zachodem, a także jego ewentualną trampoliną do europejskiej kariery. To on w czasie Światowego Forum Gospodarczego w Davos zaproponował stolicę Polski na gospodarza europejskich spotkań gospodarczych. Oficjalnie jednak Forum ma być ogromną szansą na promocję Polski: mamy eksponować swoją rolę w jednoczącej się Europie, przypomnieć zasługi i pokazać, że warto robić tu interesy.

Spójrzmy jednak na listę gości. Wygląda na to, że pochwalimy się prezydentom krajów, które i bez Forum mogłyby nam zazdrościć: Albanii, Serbii i Czarnogóry, Armenii, Chorwacji, Rumunii. Co z tego, że będzie też prezydent Niemiec Johannes Rau, skoro w swoim kraju nie podejmuje żadnych znaczących decyzji? Z Wielkiej Brytanii przyjedzie tylko minister do spraw europejskich, z Holandii minister gospodarki, a z Irlandii wicepremier. Nikt nie zamierza reprezentować rządów Francji, Belgii, Hiszpanii ani Włoch.

Dlaczego nie będzie najważniejszych polityków Europy? - Oni rzadko jeżdżą - wyjaśnia Andrzej Jonas, rzecznik warszawskiego Forum. - Zaś następnego dnia po zakończeniu Forum jest szczyt Unii Europejskiej, a tam obecność wszystkich głów państw jest obowiązkowa - dodaje.

Ważne decyzje w Warszawie nie zapadną więc, bo nie mogą. Politycy i biznesmeni z 35 krajów porozmawiają sobie o problemach integracji i przyszłości Unii. - Szczyt okazał się znacznie skromniejszy, niż oczekiwano - mówi Janusz Lewandowski, poseł i ekspert gospodarczy Platformy Obywatelskiej. - Nie ma katastrofy, bo to pożyteczne spotkanie. Ale skala kłopotów spowodowana organizacją szczytu może być znacznie większa niż osiągnięte korzyści - dodaje Lewandowski.

Ireneusz Jabłoński, ekspert gospodarczy z Centrum imienia Adama Smitha, uważa wprost, że takie spotkania nie mają wpływu ani na życie obywateli, ani na gospodarkę. - Mają tylko wymiar propagandowy - mówi Jabłoński. - Nawet sami uczestnicy chcą wierzyć, że biorą udział w czymś ważnym. Chcą sprawić wrażenie, że pochylają się nad problemami i próbują sobie z nimi radzić. Ale gdyby to potrafili, toby to zrobili, a nie o tym dyskutowali - twierdzi Jabłoński. Jego zdaniem takie inicjatywy jak Forum wynikają z polskich kompleksów. - Centrum takiego myślenia jest prezydent Kwaśniewski, który lubi zapraszać do siebie europejską śmietankę. Jak nie ma pomysłu na nic innego, to i to dobre. Ale jesteśmy zbyt biednym krajem, by to finansować - mówi Jabłoński.

Smutny spektakl

Prezydent Warszawy Lech Kaczyński już zażądał od rządu zwrotu 18 milionów złotych, które miasto wydało na przygotowanie szczytu, w tym na płotki odgradzające strefy, na robota pirotechnicznego dla policji, na druk tymczasowych rozkładów jazdy i przepustek, a także na rekompensaty za spadek wpływów z płatnego parkowania w centrum.

W dniach szczytu, od wtorku do piątku, życie stolicy i jej mieszkańców zostanie bowiem podporządkowane potrzebom ponad 900 gości Forum. Nie będzie można nawet spacerować po Łazienkach, bo w położonej w parku restauracji uczestnicy forum spożyją posiłek. Wokół budynków w sercu Warszawy dostępnych wyłącznie dla forumowiczów powstanie rozległa, za to niemal martwa strefa (oznaczona numerem 1). Nie można do niej wjechać samochodem, nie można w niej parkować, w strefie nie będzie kursować komunikacja miejska. Położone tam teatry, muzea, galerie będą zamknięte, bo i tak wstęp do strefy będą mieć tylko jej mieszkańcy, pracownicy firm (ze specjalną „forumową" przepustką) i uczniowie. Zostaną zamknięte leżące w strefie wydziały Uniwersytetu Warszawskiego i Akademia Sztuk Pięknych.

W strefie znajdują się setki sklepów i centra handlowe, niedostępne w tych dniach dla klientów spoza strefy. Osoba niezameldowana w strefie, która wyjdzie w tych dniach z mieszkania i zostanie schwytana przez policję, będzie odstawiona do granicy strefy. Do domu wróci po zakończeniu Forum.

Uczniowie w większości pozostaną w domach. Na części boisk szkolnych będą urządzone parkingi dla aut należących do mieszkańców strefy numer 1. Władze miasta początkowo próbowały masowo wysłać dzieci za miasto, na zielone szkoły, aby zapobiec włączeniu się uczniów w demonstracje alterglobalistów. Wokół strefy numer 1 mamy też numer 2 - strefę wzmożonej aktywności policji. Będą tam liczni czujni funkcjonariusze legitymujący poruszających się po strefie obywateli.

Policjanci odwiedzili kilkadziesiąt tysięcy osób mieszkających na trasie przejazdu forumowiczów. Pytali o plany wyjazdowe na koniec kwietnia, o liczbę okien i o posiadaną broń.

Pracownicy firm namawiani są do brania urlopów. Liczba koszy na śmieci w mieście zostanie zwiększona z dziewięciu do dziesięciu tysięcy. Te w centrum będą opróżniane sześć razy dziennie. Z ulic znikną handlarze, a strażnicy miejscy będą surowo upominać dozorców, którzy nie dbają o wyjątkową czystość wokół posesji. Trawniki nie będą malowane.

- Jeśli szczyt kompletnie niszczy normalne życie w mieście, to nie warto czegoś takiego organizować. Kilka tego typu spotkań na najwyższym szczeblu w ostatnim czasie zakończyło się fiaskiem. Na wiele sposobów stały się smutnymi spektaklami - powiedział nam profesor Tim Besley, wybitny ekonomista i politolog z London School of Economics and Politics.

Getto forumowiczów

Alterglobaliści uważają, że Forum Gospodarcze jest okazją dla przedstawicieli wielkich korporacji do zmiękczania polityków. W Warszawie będzie kilkunastu przedstawicieli najwyższego szczebla takich korporacji. Alterglobaliści wyliczają im nawet butelki szampana wypitego podczas szczytu.

- To naiwne myślenie - twierdzi Andrzej Jonas, rzecznik warszawskiego Forum. - Trudno sobie wyobrazić, by ci wszyscy ludzie przyjeżdżali do Polski, bo sprawia im przyjemność zajadanie wędzonego łososia. Mają dość bankietów i pławienia się w luksusie - zapewnia.

- Takie szczyty wiele osób traktuje jako okazję do zawarcia znajomości, wymiany wizytówek. Dzięki temu bywalcy mają większe możliwości niż ci, którzy nie bywają - wyjaśnia Ryszard Petru, dotąd ekspert Banku Światowego, od 26 kwietnia główny ekonomista Banku Przemysłowo-Handlowego.

- Biznesmeni przyjeżdżają na takie spotkania ze snobizmu: by poznać kogoś ważnego lub by nawiązać bliższy kontakt z kimś, od kogo zależy ich pozycja w biznesie - mówi Ireneusz Jabłoński. - Nie mają szans na poznanie kraju, bo siedzą w dobrze strzeżonym getcie. Nawet telewizji i radia nie słuchają, bo nie znają języka. Tylko wtedy zainwestują w Polsce, jeśli będą mogli tu zarobić, a do tego trzeba stworzyć im warunki. Na co się nie zapowiada - podkreśla Jabłoński.

- W czasie Forum prowadzi się głównie rozmowy, zawiera znajomości i ustala wspólny punkt widzenia na najważniejsze problemy - przyznaje Jonas. Nic więc dziwnego, że opis korzyści z warszawskiego Forum jest dość mętny i ogólny. - Cała sztuka polityki polega na tym, że jak nie jest się potęgą gospodarczą, to trzeba walczyć o prestiż. A jak ma się prestiż, to ma się pozycję w światowej polityce. A organizowanie takiego szczytu ma wpływ na poprawienie naszego prestiżu - tłumaczy Andrzej Jonas.

Jerzy Koźmiński, główny organizator Forum, mówi zaś o promocji Polski w świecie, zaprezentowaniu się jako kraj, w którym warto robić interesy. Ma to być też wielka szansa dla Warszawy: jeśli miasto spodoba się forumowiczom, to wrócą tu z pieniędzmi.

Tyle że wielu uczestniczących w Forum biznesmenów reprezentuje już działające w Polsce korporacje.

Spirala strachu

Arkadiusz Zajączkowski, alterglobalista i organizator antyszczytu w Warszawie, twierdzi, że organizatorzy wybrali stolicę Polski tylko dlatego, że liczyli na słabość i niezorganizowanie polskiego ruchu alterglobalistycznego.

- Gdy Bush przed dwoma laty przyjechał do Polski, protestowało tylko 200 osób. Liczyli, że teraz będzie podobnie. Musimy im pokazać, że nigdzie nie ma przyzwolenia na ich politykę - mówi Zajączkowski i zapowiada, że w manifestacjach w Warszawie weźmie udział od trzech do pięciu tysięcy osób. Miasto zarezerwowało więc prawie 1,5 tysiąca łóżek szpitalnych dla ofiar rozruchów, będzie też ośmionamiotowy szpital polowy i kilkadziesiąt karetek wypożyczonych (podobnie jak policjanci) z innych miast. Z obawy przed rozruchami część sklepów w centrum może być zamknięta, w części okna będą zabite deskami lub dyktą. W kilku hotelach, których restauracje mają duże witryny, posiłki będą podawane gościom do pokoi.

Władze oraz media nakręcają spiralę strachu przed protestami. Nie dajmy się jednak zwariować! - wołają internetowi alterglobaliści. - Ta psychoza ma zniechęcić ludzi do udziału w protestach. Takie praktyki miały miejsce w każdym kraju, gdzie odbywały się podobne spotkania i towarzyszące im manifestacje". - Za te miliony złotych wydane na organizację i ochronę Forum lepiej byłoby wybudować most w Warszawie - uważa Ireneusz Jabłoński. - Takie kraje jak Irlandia, Malezja czy Chile nie muszą organizować szczytów, by cały gospodarczy świat patrzył na nich z zachwytem. Wystarczyło, że unowocześnili swoją gospodarkę.

Paweł Wieczorek, Stefan Makuła, RYB

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)