Śmiertelnie niebezpieczne "grzybki halucynki"
Na Dolnym Śląsku jest zagłębie halucynogennych grzybów. Porastają zwłaszcza Góry Stołowe i Sowie.
Rozpoczął się sezon na grzyby halucynogenne. Zwłaszcza Dolny Śląsk (rejon gór Sowich, Stołowych i Karkonoszy) obfituje w łysiczkę lancetowatą, a właśnie ten gatunek jest najbardziej popularny wśród narkomanów. Są też już pierwsi zatrzymani, choć to wcale nie jest łatwe. Amatorzy grzybków wpadają zwykle podczas rutynowych kontroli. Tak też było kilka dni temu w Stroniu Śląskim. Straż graniczna zatrzymała tam dwóch poznaniaków.
- Funkcjonariusze zatrzymali ich do kontroli drogowej i okazało się, że mieli w kieszeniach oraz reklamówkach grzybki halucynogenne. Było ich ponad pięćset sztuk - opowiada Renata Sulima z Sudeckiego Oddziału Straży Granicznej.
Przyznaje ona, że jeszcze kilka lat temu, kiedy nie było otwartych granic i straż patrolowała górskie lasy, takich osób zatrzymywała w sezonie dziesiątki.
- Dziś jest trudniej, ale to nie znaczy, że mogą czuć się bezkarni. Doskonale wiemy, gdzie takie grzybki rosną i na przełomie września i października często odwiedzamy te miejsca. Zwłaszcza że z roku na rok przybywa zainteresowanych nimi - dodaje Sulima.
Rzeczywiście. Według fachowców grzybki stają się potężnym zagrożeniem. Są bardzo tanie, a kiedy sami je zbieramy - wręcz darmowe. Zbieracze robią zwykle zapas na kilka miesięcy, ususzone grzybki zachowują bowiem swe właściwości. Bez problemu może je też kupić. Na czarnym rynku kosztują po 20-40 groszy za sztukę.
Aby się odurzyć, trzeba zjeść około 20. Działają podobnie jak dużo droższe LSD. Też wywołują halucynacje czy euforię. Niestety, często jest tak, że młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z ich szkodliwości. Twierdzą, że to po prostu rośliny, które wywołują halucynacje, więc nie mogą zaszkodzić. Lekarze ostrzegają jednak, że mogą prowadzić do bardzo głębokiej depresji, a w konsekwencji nawet śmierci.
- Sama pamiętam kobietę, która zjadła za dużo grzybów i musieliśmy wzywać karetkę. Ledwo ją odratowano - wspomina Renata Sulima.
Adam Nyk z Poradni Profilaktyki i Terapii Uzależnień Monar w Warszawie mówi, że szczególnym niebezpieczeństwem związanym z ich zażywaniem jest wysokie ryzyko śmiertelnego zatrucia. Trudno także przewidzieć, czy po zjedzeniu większej ilości grzybów nie pojawią się długotrwałe następstwa w postaci przewlekłych psychoz wymagających leczenia psychiatrycznego.
- Grzybki szybko uzależniają - twierdzi terapeuta. - A już po kilkakrotnym zjedzeniu mogą spowodować nieodwracalne zmiany w mózgu - dodaje.
Niezwykle niebezpieczny jest też tzw. flashack, czyli nawrót po nawet kilku miesiącach psychodelicznych doznań, mimo że narkotyk nie został ponownie zażyty. Następuje on w nieoczekiwanym momencie. Człowiek zaczyna słyszeć szepty, śmiechy, przed oczyma pojawiają mu się dziwaczne obrazy. Towarzyszy temu szalona ochota odebrania sobie życia i, niestety, czasem kończy się tragicznie. Ludzie wyskakują z okna lub podcinają sobie żyły.
- Działanie grzybków jest długotrwałe i uważny rodzic powinien zauważyć, że z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego. Sygnałem jest gadatliwość i wesoły nastrój, halucynacje, prowadzenie rozmów z wyimaginowanymi osobami oraz wyostrzenie zmysłów wzroku i słuchu - mówi Nyk.