"Śmiercionośne pamiątki" - w Warszawie nadal odkrywa się niewybuchy z II wojny światowej
Choć od zakończenia II wojny światowej mija już niemal 70 lat, w Polsce nadal odnajduje się niewybuchy z czasów walk. Wiele takich "śmiercionośnych pamiątek" może skrywać się w Warszawie i jej okolicach. Jak twierdzą saperzy, będziemy na nie natrafiać jeszcze przez następnych kilkadziesiąt lat - pisze "Polska Zbrojna".
W Warszawie, szczególnie dotkniętej wojenną przeszłością - oblężenie we wrześniu 1939 i powstanie w 1944 roku - w ciągu roku znaleziono już trzy niewybuchy niemieckich pocisków moździerzowych kalibru 600 milimetrów. Dwa z nich na budowie metra.
Efekt suszy
Obniżający się w końcu lata poziom wody w Wiśle spowodował, że z jej nurtów wyłoniły się nie tylko zabytkowe przedmioty sprzed wieków, lecz także śmiercionośne pamiątki po wojennej zawierusze. 16 września znaleziono w pobliżu mostu Świętokrzyskiego minę przeciwpiechotną z czasów II wojny światowej. Dwa dni wcześniej w tej samej okolicy, niedaleko Centrum Nauki Kopernik, dostrzeżono niewybuch z moździerza. Saperów wzywano też do odkrytych nad Wisłą pocisków z dział i wyrzutni rakietowych, które nie wybuchły po wystrzeleniu.
Ogromna różnorodność niebezpiecznych pamiątek z lat 1939-1945 zastanawia, zadziwiające są też miejsca odkrycia niektórych z nich. Niewykluczone, że przynajmniej część z niewybuchów została wrzucona do Wisły po zakończeniu wojny. Być może niektóre całkiem niedawno mieszkańcy Warszawy znaleźli na swoich posesjach i pozbyli się ich bez informowania saperów.
Innym miejscem w stolicy niezwykle zasobnym w niebezpieczne wojenne pamiątki są place budów. Przy okazji robót ziemnych znajdowane są niewybuchy lub zapomniane pociski do dział i moździerzy mniejszych kalibrów. Niedawno podczas prac w rejonie stacji Warszawa-Stadion odkryto amunicję kalibru około 150 milimetrów. Początkowo zakładano, że pocisków jest kilka, po dokładnym sprawdzeniu terenu okazało się, że kilkadziesiąt.
Usuwaniem niewybuchów z terenu stolicy zajmują się stacjonujący w Nowym Dworze Mazowieckim saperzy z 2 Inowrocławskiego Pułku Inżynieryjnego. Za Warszawę (i powiat legionowski) odpowiada 20 Patrol Saperski, wspomagany prze dwa inne - 18. i 19.
- Ze względu na swą wojenną historię stolica jako jedyne miasto w Polsce ma własny patrol saperski. Dzięki temu, że są trzy grupy, mogą pełnić służbę w trybie zmianowym - powiedział "Polsce Zbrojnej" pułkownik Artur Talik, główny specjalista w Szefostwie Inżynierii Wojskowej, który do niedawna dowodził 2 Inowrocławskim Pułkiem Inżynieryjnym. Saperzy nie mogą narzekać na brak zajęć w stolicy.
W okresie od wiosny do końca jesieni zdarzają się dni, w których patrol przeprowadza cztery interwencje w Warszawie i jej okolicach. Rocznie jest ich znacznie ponad trzysta.
Znaleziska w metrze
Najbardziej spektakularnych znalezisk dostarcza w ostatnich miesiącach budowa drugiej linii warszawskiego metra. Od lutego w trakcie prowadzonych tam prac wykopano już bombę lotniczą i dwa pociski niemieckiego ciężkiego moździerza typu Karl (Gerät 040). Ostatni odkryto 28 sierpnia w rejonie placu Powstańców Warszawy. Ważył 1,7 tysiąca kilogramów.
Według źródeł niemieckich metalowa skorupa wypełniona w celu zwiększenia masy kilkuset kilogramami betonu, skrywała prawdopodobnie 220-280 kilogramów materiału wybuchowego. - Nie mamy pewności co do masy ładunku, bo nie rozbrajamy niewybuchów, a w publikacjach historycznych są informacje, że często obok materiału wybuchowego umieszczano w pociskach do moździerzy Karl wypełniacz - powiedział starszy sierżant Tomasz Kubiak, zastępca dowódcy 20 Patrolu Saperskiego. - Niemniej jednak eksplozja podczas likwidacji niewybuchu z placu Powstańców Warszawy na poligonie toruńskim była bardzo silna - dodał.
Pułkownik Talik nie wyklucza, że w czasie budowy metra może zostać znalezionych jeszcze kilka takich niewybuchów. Ponieważ broń ta została skonstruowana do niszczenia betonowych fortyfikacji, zapalniki pocisków moździerza nie były zbyt czułe i dlatego po trafieniu w budynki ceglane nie wybuchały, w ziemię zaś wbijały się na kilka metrów w głąb.
- Zaczęto je odkrywać, gdy rozpoczęły się bardzo głębokie wykopy - mówił zastępca dowódcy 20 Patrolu Saperskiego. - Niewybuch z Karla jest bardzo groźny, bo jeśli dojdzie do nacisku na niego, może dojść do eksplozji - dodał. Sierżant Kubiak wyjaśnił, że do najgroźniejszej sytuacji dochodzi wtedy, gdy pocisk jest w pionie, czyli tak jak wbił się w ziemię w czasie wojny. Łatwo wówczas natrafić na umieszczony z tyłu zapalnik. Dlatego saperzy uczulili budowniczych metra, aby byli bardzo ostrożni przy palowaniu i drążeniu tuneli. Wywieźć i zniszczyć
Procedura postępowania w razie znalezienia niewybuchu jest prosta. Gdy stanie się to na placu budowy, jej kierownik jest zobowiązany poinformować o tym jedną ze służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo - policję, straż pożarną lub miejską. Ich funkcjonariusze zabezpieczają wówczas miejsce znalezienia stanowiącego zagrożenie przedmiotu przed osobami postronnymi i próbują określić wstępnie, z czym mają do czynienia. Potem przychodzi czas na saperów.
- Dla nas najważniejsze w zawiadomieniu są miejsce znalezienia oraz dane osoby kontaktowej - stwierdza pułkownik Talik. Oficer dyżurny przekazuje wiadomość systemem informatycznym dowódcy patrolu. Zgłoszenia dzielą się na pilne, wymagające reakcji w ciągu 24 godzin, i zwykłe, które mogą być wykonane w ciągu trzech dób. Niezależnie od rodzaju zgłoszeń saperzy starają się usuwać niebezpieczne pozostałości wojenne jak najszybciej. Oprócz miejsca znalezienia niewybuchu niezwykle istotne jest szybkie określenie skali ewakuacji ludzi w danej miejscowości.
Po przybyciu na miejsce dowódca patrolu musi dokładnie obejrzeć znalezisko. W razie wszelkich wątpliwości kontaktuje się z oficerem dyżurnym w jednostce. Ten z kolei, gdy też nie ma wystarczającej wiedzy o znalezisku, zwraca się do specjalistów z zewnątrz.
Dowódca patrolu musi zdecydować, czy niewybuch, który kilkadziesiąt lat leżał w ziemi, można podjąć i wywieźć na poligon, gdzie zostanie zniszczony. W każdym kraju istnieją nieco inne zasady postępowania z niewybuchami.
W niektórych państwach saperzy rozbrajają je lub niszczą w miejscu znalezienia. W Polsce niewybuchy są wywożone. Niemniej jednak, jeśli takie działanie może zagrażać bezpieczeństwu saperów, również u nas mogą oni zdecydować o zniszczeniu niebezpiecznego ładunku na miejscu.
- Dotychczas nie znalazłem się w takiej sytuacji, ale nie da się jej wykluczyć w przyszłości, bo każdy niewybuch jest inny - stwierdził sierżant Kubiak. Dowódca patrolu saperskiego musi też określić promień strefy bezpieczeństwa, z której należy ewakuować ludzi. Jej zasięg zależy od masy bomby czy kalibru pocisku. W miastach najczęściej ewakuowane są tylko budynki w bezpośrednim sąsiedztwie znalezionego niewybuchu, ponieważ gęsta zabudowa stanowi rodzaj naturalnej osłony.
Stosunkowo łatwo jest podjąć małe niewybuchy. Saperzy robią to ręcznie, ale w rękawicach - ze względu na możliwość wycieku żrących substancji. Bardziej skomplikowane jest usuwanie większych znalezisk. Potrzebne są specjalne pasy o udźwigu kilku ton oraz dźwig lub koparka. Saperzy przyznają, że wydobycie i załadunek niewybuchu to najniebezpieczniejsze momenty operacji, ale jednocześnie zauważają, że jego niszczenie na terenie miasta stanowiłoby o wiele większe zagrożenie.
Długa droga
Niewybuch umieszczany jest na specjalnym podłożu ciężarowego stara i wywożony na poligon. Konwój składa się zwykle z dwóch terenowych honkerów z sygnalizacją ostrzegawczą i dwóch ciężarówek. Jedna stanowi rezerwę na wypadek nieprzewidzianych sytuacji.
Znaleziska z Warszawy i okolic niezawierające więcej niż 20 kilogramów materiału wybuchowego są niszczone na poligonie w Kazuniu. Niestety, na terenie województwa mazowieckiego nie ma miejsca, gdzie można likwidować większe niewybuchy. Dlatego znaleziony w sierpniu pocisk z Karla zniszczono na odległym o 200 kilometrów od stolicy poligonie w Toruniu. Alternatywnym miejscem likwidacji jest poligon w Orzyszu.
Od zakończenia II wojny światowej upłynie niebawem 70 lat. Saperzy uważają, że śmiercionośne pamiątki po tym konflikcie będą odnajdywane jeszcze przez następnych kilkadziesiąt.
Tadeusz Wróbel, "Polska Zbrojna"