Śmierć w radiowozie
Mieszkaniec Żyrardowa na Mazowszu zmarł w policyjnym radiowozie podczas próby dowiezienia go do Sądu Rejonowego na proces. Był oskarżony o pobicie. Mężczyzna leczył się na serce. Podczas zatrzymania stawiał opór - poinformowała mazowiecka policja.
Żyrardowscy policjanci mieli sądowy nakaz doprowadzenia Ryszarda S., który uporczywie nie stawiał się na wezwania. Miał być zatrzymany na 48 godzin i również przebadany psychiatrycznie w szpitalu - powiedział rzecznik prasowy Mazowieckiej Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Radomiu, nadkomisarz Tadeusz Kaczmarek.
Jak podała Kaczmarek, kiedy policjanci przyjechali do domu oskarżonego, jego żona oświadczyła, że mężczyzna nie pozwoli się zatrzymać. Nie wpuściła ich do środka. Komendant żyrardowskiej policji skontaktował się z sądem, aby zasięgnąć opinii co do zatrzymania Ryszarda S. Sędzia poinformowała, że zatrzymanie powinno nastąpić bezzwłocznie. Poleciła użycie siły, a w przypadku gdyby na posesji były psy - broni.
Według policji, funkcjonariusze próbowali przekonać żonę mężczyzny, aby pozwoliła im wejść, ale bez skutku. Zgodnie z poleceniem przełożonego, weszli na teren posesji przez ogrodzenie, a potem wypchnęli drzwi do domu.
Policjanci twierdzą, że Ryszard S. stawiał opór, dlatego założyli mu kajdanki. Kiedy wyprowadzali go z domu, wyrywał się. Wtedy jego żona powiedziała, że mąż leczy się na serce. Policjanci wezwali wówczas karetkę pogotowia. Twierdzą, że mężczyzna w dalszym ciągu nie pozwalał się doprowadzić do radiowozu, a jego żona i syn szarpali funkcjonariuszy za mundury. Policjanci umieścili Ryszarda S. w radiowozie, zdjęli mu kajdanki i oczekiwali na przyjazd karetki.
Lekarz, który przybył na miejsce stwierdził zatrzymanie akcji serca i zgon Ryszarda S. Przyjechali też eksperci inspektoratu komendanta wojewódzkiego policji, którzy mają ustalić przebieg zdarzenia. Trwa postępowanie wyjaśniające.