Śmierć w ciszy inkubatorów
Jedni mówią o „niekwalifikowanych zgonach okołoporodowych”, inni – wprost – o „eutanazji okołoporodowej”. Rzecz nie trafia na pierwsze strony gazet, bo odbywa się w ciszy inkubatorów. O problemie, który istnieje na „etycznej ziemi niczyjej”, gdzie los oczekuje od człowieka podjęcia decyzji, którą wolałby zostawić Bogu pisze Szymon Hołownia w „Tygodniku Powszechnym”.
23.07.2003 08:42
W Polsce po latach zacofania medycyna noworodkowa ostro gna do przodu. Dziś ratuje się dzieci, które jeszcze kilka lat temu nie miałyby szans na przeżycie. Daleko w tyle zostaje jednak etyczna refleksja nad tym postępem. Norma, która decyduje o tym, czy odłączyć aparaturę albo czy pobrać do przeszczepu serce od dziecka, które urodziło się np. bez czaszki – może być za każdym razem inna.
Profesor Janusz Gadzinowski, szef poznańskiej kliniki neonatologii, codziennie spotyka się z pytaniem, czy dziecka, które i tak umrze za dwa dni, nie odłączyć już dzisiaj. ”Podchodząc do inkubatora z takim dzieckiem pytam siebie, gdzie jest granica uciążliwej, beznadziejnej terapii, przed którą przestrzega w swoich pismach nawet papież. Czy męcząc to dziecko rurkami, wtłaczając w nie tlen, kłując igłami i uzyskując za to dla niego kolejne dwa dni cierpienia, mam prawo mówić, że to zwycięstwo medycyny?”
Jednak np. ks. Prof. Paweł Bortkiewicz stawia sprawę jasno: „Jeśli ktoś zaczyna się zastanawiać, jakie będzie to życie, czy warto je podtrzymywać, przestaje mysleć o człowieku, jako o podmiocie, robi z niego przedmiot, ustawia go w jakichś swoich hierarchiach. A dar życia jest czymś nadrzędnym wobec ludzkich hierarchii i wizji”.