Śmierć świerka
Świerki w Beskidach umierają. Beskidowi Śląskiemu i Żywieckiemu grozi taka sama katastrofa, jaka przydarzyła się w latach 80. Górom Izerskim.
13.04.2007 | aktual.: 13.04.2007 15:07
Kikuty drzew w martwych lasach Gór Izerskich jeszcze przed kilku laty wywierały na turystach porażające wrażenie. Trzeba było 20 lat pracy leśników, żeby rany po tamtej katastrofie zabliźniły się. Dziś Sudety znów są zielone. Powtórka z tego dramatu może jednak spotkać Beskidy. – Może się okazać, że nie będziemy w stanie nadążyć nawet z usuwaniem tych drzew – obawia się Edward Grzebinoga, naczelnik wydziału zagospodarowania lasów w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach.
Mordercą jest susza
A pogorszenie sytuacji jest realne. W ostatnich latach powtarzały się susze, które ogromnie osłabiły beskidzkie świerki. Lato 2006 roku było najsuchsze i najgorętsze w historii pomiarów meteorologicznych. Leśnicy liczyli na to, że przynajmniej jesienią solidnie popada. Ale się przeliczyli. Jesień też okazała się ciepła i słoneczna. W tych warunkach szkodnik kornik drukarz zdążył wyprowadzić aż dwa swoje pokolenia. Pod korą przezimowały wszystkie stadia rozwojowe kornika, żarłoczne chrząszcze i poczwarki. A teraz, wiosną, kornik przystępuje do ataku. Osłabionego świerka wykańcza też grzyb o nazwie opieńka. – Mieszkańcy Beskidów mogą stracić źródła utrzymania. W ogołoconych z drzew górach będzie się krócej utrzymywał śnieg. Przyjedzie więc znacznie mniej narciarzy i turystów – obawia się Krzysztof Chojecki, rzecznik prasowy RDLP.
Jak to się mogło stać, skoro powietrze nad Polską jest dzisiaj o wiele czystsze niż w czasach komunizmu? Otóż zbiegło się kilka przyczyn. Beskidy były przez dziesięciolecia podtruwane przez przemysł Górnego Śląska. Wielkie chmury zanieczyszczeń nadpływały też z Czech, z Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego. Trucizny stopniowo odkładały się w glebie, uszkadzały drzewa i osłabiały ich zdrowie. W dodatku wiele rosnących tu świerków jest podatnych na choroby: nie są najlepiej przystosowane do klimatu panującego w Beskidach. Jak to możliwe? A tak, że tylko niektóre z beskidzkich świerków to wnuki drzew, które rosły tu od tysiącleci. Dawne mieszane lasy z Beskidów zniknęły w XIX wieku. Wycięli je żywieccy Habsburgowie. A później zasiali tu świerki, bo szybko rosły i już po kilkudziesięciu latach można było ponownie zarobić na wyrębie. Tak zostało do dziś.
Nasiona z Alp
Na domiar złego Habsburgowie siali tu nasiona świerków, które wyrosły setki kilometrów dalej, w nieco innych warunkach klimatycznych. – Zachowały się nawet do dzisiaj rachunki z XIX wieku na kupno nasion świerków z Alp – mówi Edward Grzebinoga. – W Beskidach łatwo pan pozna świerki pochodzące z nizin. To te, które rozpościerają gałęzie szeroko i poziomo, jak szczotki. Te gałęzie łatwo łamią się pod śniegiem. Obok nich rosną też świerki, które pochodzą z gór: te mają gałęzie w układzie grzebieniowym, strome i zwisające – wyjaśnia. Jakie drzewa porastały Beskid Śląski i Żywiecki setki lat temu? Są tam miejscowości o nazwach Jaworze czy Jaworzynka. Rosły więc tam jawory. Zapewne było też dużo buków i jodeł. Dziś leśnicy próbują odbudować tu mieszany las. – Sadzimy najwięcej jodeł, bo około 40 procent. Na drugim miejscu jest buk, około 30 procent. Świerka sadzimy 20 procent, a 10 procent zostawiamy na domieszki, głównie jawor, olchę i lipę – wylicza Grzebinoga. – Oczywiście dotyczy to regla dolnego. Jodła nie
będzie dobrze rosła powyżej 900 metrów nad poziomem morza. Na Baraniej Górze, która ma 1220 metrów, rośnie już tylko świerk i jarzębina – dodaje.
Las, w którym rośnie wiele różnych gatunków, jest zdrowszy. Nawet jeśli szkodniki rzucą się na jeden z rosnących w nim gatunków, nie zabiją wszystkich drzew. Czy jednak stoki górujące nad Bielskiem i Żywcem nie zamienią się przedtem w cmentarzysko kikutów drzew? To rozstrzygnie się w ciągu kilku najbliższych lat.
Przemysław Kucharczak