Śmierć przyszła o świcie - Komentarz Internauty
Ta informacja była zła, porażająca, nie do przyjęcia. Od lat z zainteresowaniem wsłuchiwaliśmy się w relacje z pola walki przekazywane przez Niego. Skądkolwiek by nie były. Śmierć Waldemara Milewicza jest zbyt przygnębiająca aby przejść koło niej obojętnie.
Znaliśmy go wszyscy, większość z ekranu telewizora, niektórzy nieco bliżej, lecz dla wszystkich strata jest bolesna.
10.05.2004 | aktual.: 10.05.2004 10:47
Podziwialiśmy Go za odwagę i rzetelność relacji. Wielu z nas chciałoby przeżyć męską przygodę w Kosowie, Czeczenii czy Afganistanie. Nikt jednak nie dopuszcza myśli o takim końcu. Z tą świadomością nie da się normalnie pracować.
Nestor polskiego reportażu – Ryszard Kapuściński - miał szczęście. Kilka razy miał przed sobą minuty, może sekundy życia, lecz ocalał i przeżył by napisać fascynujące książki. Waldemar Milewicz nie napisze już nic, nie opowie i nie przekaże tego co widział i doświadczył. Podzielił los wielu znanych i zapomnianych dziennikarzy, reporterów, fotografów, którzy zginęli w Wietnamie, Kambodży, Libanie, Jugosławii... - miejsc na świecie można mnożyć bez końca.
Jak w powiedzeniu, że nieszczęścia chodzą parami, tak tym razem śmierć zabrała też towarzysza reportera, cichego bohatera, zawsze w cieniu, biegłego w swoim fachu rzemieślnika - montażystę Mounira Bouamrane. Tragiczny kaprys historii sprawił, że bez tego zdarzenia pozostałby nam nieznany.
Po stronie życia, "koledzy po fachu" z poczytnej, "bulwarowej" gazety publikują fotografie zmarłych, które wzbudzają podziw tylko u hien. Bez uczuć i szacunku dla nas i dla zmarłych.
Kolejne, dwie śmierci polskich żołnierzy stawiają ponownie pytanie o sens naszego pobytu w kraju (już chyba nie państwie) ogarniętym chaosem i manią zabijania. Tym, którzy nie wierzą już w obietnice polityków pozostaje tylko nadzieja, że te śmierci mimo swej bezsensowności nie pójdą na marne. Rozsądek nakazuje jednak w to nie wierzyć.