Śmierć pod ziemią
Dwie osoby zginęły w kopalni "Pokój" w Rudzie Śląskiej, w wyrobisku 790 metrów pod ziemią. Główny inżynier działu wentylacji i jego zastępca bez odpowiednich zabezpieczeń i - co przedstawiciele kopalni mówią nieoficjalnie - niezgodnie z procedurą weszli w zagrożony pożarem rejon, gdzie nie dało się oddychać.
17.06.2005 | aktual.: 17.06.2005 20:52
Z nieustalonych przyczyn główny inżynier wentylacji i jego zastępca otworzyli przełaz w tamie przeciwwybuchowej izolującej kompleks wyrobisk i weszli w atmosferę niezdatną do oddychania - powiedział rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia, Zbigniew Madej.
W drugiej połowie maja system monitoringu kopalni wykazał zagrożenie pożarowe w rejonie dwóch ścian wydobywczych. Zgodnie z zasadami bezpieczeństwa, rejon ten odizolowano wówczas od reszty kopalni tamami przeciwwybuchowymi. Zasady otwarcia tam i wejścia do takiego rejonu regulują szczegółowe przepisy. Mimo to szefowie wentylacji otworzyli tamę i weszli na zamknięty teren.
Trudno powiedzieć, dlaczego podjęli decyzję o wejściu w rejon, gdzie istnieje zagrożenie pożarowe, a atmosfera może być niezdatna do oddychania. Przed tamą znaleziono należące do nich rzeczy, a właz tamy był otwarty - powiedział dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), Stanisław Ciszewski.
Zaginięcie pracowników zgłoszono o 13.45. Rozpoczęła się akcja ratownicza. Dwa pięcioosobowe zastępy, wyposażane w aparaty oddechowe i chłodzące ubrania, na zmianę penetrowały otamowaną część wyrobisk. Po ponad 4 godzinach, o 18.12 ratownicy natrafili na zwłoki obu mężczyzn. Leżały ok. 22 metry za otwartą tamą przeciwwybuchową.
Zgodnie z procedurami, wejście w otamowany rejon powinno odbywać się w ramach zaplanowanej, zgłoszonej i opracowanej w szczegółach technicznych akcji. Przedstawiciele Kompanii Węglowej jak dotąd nie odpowiadają oficjalnie na pytanie, jak było w tym przypadku i czy ktoś wiedział o planach wejścia w zagrożony rejon lub wręcz wydał takie polecenie.
Główny inżynier wentylacji i jego zastępca to osoby z wyższego dozoru, członkowie kierownictwa kopalni. Mogli sami podjąć taką decyzję, trudno mówić, że ktoś mógł im to nakazać - powiedział pragnący zachować anonimowość przedstawiciel kopalni.
Rozmówcom, wypadek w Rudzie Śląskiej nasuwał skojarzenia z tragedią w sosnowieckiej kopalni "Niwka-Modrzejów" przed siedmiu laty. Zginęło wówczas sześciu ratowników górniczych, którzy niezgodnie z przepisami penetrowali nieczynne wyrobisko - część z nich udusiła się w atmosferze niezdatnej do oddychania, dalsi zginęli idąc im z pomocą.
Prokuratura ustaliła, że była to tzw. cicha akcja ratownicza - niezgłoszona ze względu na wysokie koszty akcji zgodnej z prawem. Jak dotąd nie ma jednak przesłanek, aby sądzić, że w Rudzie Śląskiej doszło do podobnego przypadku. Kopalnia Pokój była dotąd zaliczana do najbezpieczniejszych i najmniej wypadkowych w całym polskim górnictwie.
Okoliczności tragedii wyjaśniają urzędy górnicze: wyższy w Katowicach i okręgowy w Gliwicach, a także Państwowa Inspekcja Pracy. Prawdopodobnie wypadkiem zajmie się również prokuratura w Rudzie Śląskiej.
Pracownicy kopalni "Pokój" to szósta i siódma śmiertelna ofiara wypadków w górnictwie węgla kamiennego w tym roku. Wcześniej zginęli górnicy w kopalniach Budryk, Wesoła, Bielszowice, Chwałowice i Makoszowy. W całym ubiegłym roku, uznawanym za najlepszy w historii górnictwa pod względem małej liczby wypadków, zginęło w Polsce 14 górników, z czego 10 w kopalniach węgla kamiennego; w 2003 zginęło 38 osób, w tym 28 w kopalniach węgla.