Śmierć Pawła Szeremeta - "pokazowe morderstwo" ukraińskiego dziennikarza, po którym inni boją się wsiadać do samochodów
• Dziennikarz Paweł Szeremet zginął w zamachu bombowym na Ukrainie
• Atak był przeprowadzony wyjątkowo precyzyjnie
• Szeremet w przeszłości naraził się Kremlowi i Łukaszence
• Mógł też wadzić oligarchom, działającym na styku biznesu i polityki
• To jedno z wielu morderstw dziennikarzy i aktywistów w ostatnich dwóch latach na Ukrainie
Nikt na Ukrainie nie ma wątpliwości, że zabójstwo dziennikarza Pawła Szeremeta było brutalnym ostrzeżeniem. Jeśli chodzi o adresatów, to opinie są krańcowo różne, podobnie jak przypuszczenia dotyczące inspiratorów krwawego zamachu. W grę wchodzą interesy wielu wpływowych graczy: od oligarchów, po Kreml, a nawet białoruski Mińsk. Dlatego mało kto wierzy, że uda się odnaleźć i osądzić sprawców morderstwa.
16 lat po Gongadze
O ludziach takich jak Szeremet zwykło się mówić - dziennikarz społeczny i polityczny. Ale w jego przypadku bardziej pasowałoby określenie komentator. Choć jeszcze lepszym byłby nietuzinkowy świadek historii i wnikliwy obserwator współczesności. Ze względu na biografię zawodową, obejmującą pracę w mediach Rosji, Białorusi i Ukrainy, Szeremet uczestniczył w kluczowych wydarzeniach poradzieckiej transformacji. I tych oficjalnych, i tych zakulisowych. Stykał się bowiem zarówno z osobistościami życia publicznego, jak i z tymi, którzy pociągając za sznurki z tylnych rzędów, wywierali na rzeczywistość wpływ daleko większy.
Dlatego dziennikarz nie tylko dużo wiedział, ale i miał wielu wrogów, sam pozostając przy tym osobą publiczną. 20 lipca samochód którym jechał Szeremet wybuchł, dziennikarz zginął. Jednak suchy opis nie oddaje faktycznych okoliczności zamachu. Ładunek był precyzyjnie dobrany i tak umieszczony, że nie zrobiłby krzywdy pasażerom, gdyby takowi byli. Wybuch nastąpił na jednym z centralnych skrzyżowań Kijowa, nieopodal siedziby policji i gmachów rządowych. To morderstwo miało być nośne medialnie i społecznie. Zostało dokładnie zaplanowane i wykonane. Zbrodnia z takim rozmachem i obarczona sporym ryzykiem na pewno była kosztowna. I to wszystko, co na razie wiadomo o morderstwie, które wstrząsnęło Ukrainą.
Zabójstwo Szeremeta przypomina nieco zbrodnię sprzed 16 lat dokonaną na innym ukraińskim dziennikarzu - Gieorgiju Gongadze. W 2000 r. jego pozbawione głowy ciało znaleziono w lesie pod Kijowem. Z tą istotną różnicą, że Gongadze zamordowano "cichaczem", a Szeremeta zgładzono maksymalnie głośno. Rodzi się więc pytanie, do kogo wysłano makabryczne ostrzeżenie?
Wersje przyczyn zabójstwa
Policja od początku brała pod uwagę kilka wariantów: od zemsty za dziennikarską wnikliwość, przez omyłkowy zamach, po ślad rosyjski, a nawet białoruski. Zacznijmy od pomyłki.
Prawdziwym celem zamachowców mogła być życiowa partnerka Szeremeta - dziennikarka Alena Prytuła, właścicielka internetowego dziennika "Ukraińska Prawda". To bardzo udane przedsięwzięcie, ze względu na zespół dziennikarski oraz krytyczne podejście do rzeczywistości. Obecny zamach byłby zatem wymierzony nie w Szeremeta, ale w dziennik i miałby stanowić ostrzeżenie przed publikacją niewygodnych materiałów. Jednak policja wykluczyła taki wątek w pierwszej kolejności. Czy słusznie?
Może w grę wchodzą tzw. ślady rosyjski lub białoruski? Szeremet był związany z rosyjską TV ORT, która w latach 90. XX w. należała do oligarchy Borysa Bieriezowskiego. Pracując dla tej stacji publikował materiały ujawniające prawdę o dyktaturze Aleksandra Łukaszenki. Został nawet aresztowany przez białoruskie KGB wraz z operatorem Dmitrijem Zawadzkim, z którym wcześniej w Rosji nakręcił serię niewygodnych dla Kremla reportaży z wojny czeczeńskiej. Szeremeta zwolniono z więzienia dzięki osobistej interwencji Borysa Jelcyna. Zawadzki zaginął, a jego ciała nie odnaleziono do dziś. Dziennikarz łączył też pracę dla "Ukraińskiej Prawdy" z tworzeniem portalu "Biełoruskij Partizan", opozycyjnego wobec mińskiego reżimu.
Po konflikcie Bieriezowskiego z Władimirem Putinem dziennikarz stracił pracę w rosyjskiej telewizji i został pozbawiony białoruskiego obywatelstwa. Czy jednak obaj dyktatorzy nie mieli wcześniej okazji, aby pozbyć się dziennikarza? Minęło przecież 16 lat.
Rzecz jasna trop rosyjski nie ogranicza się do zaszłości. Od czasu rewolucji na Majdanie, której Szeremet był zwolennikiem, Kreml na różne sposoby próbuje destabilizować sytuację wewnętrzną Ukrainy. Morderstwo znanego dziennikarza jest wymarzoną okazją, co potwierdza reakcja sekretarza prasowego Kremla. Dmitrij Pieskow już wskazał na "kijowską juntę", jako sprawcę mordu Szeremeta. Z tym, że nawet przeciwnicy Rosji nie bardzo wierzą w scenariusz kremlowskiego zamówienia. Moskwa jest ostatnio zainteresowana w wyciszeniu konfliktu ukraińskiego, licząc na zniesienie europejskich sankcji. Jeśli zatem nie Moskwa, nie Mińsk, to kto?
Ukraińska wolność słowa
Prokurator generalny Jurij Łucenko jako kluczowy trop śledztwa wskazał zemstę za profesjonalną działalność Szeremeta. Niestety, obecne morderstwo nie jest pierwszą zbrodnią dokonaną w ostatnim czasie na ukraińskim dziennikarzu. W lutym 2014 r. zabito strzałem w głowę dziennikarza "Wiesti" Wiaczesława Weremyjego. Nie był zwolennikiem prozachodniej transformacji.
W kwietniu 2014 r. porwano i uduszono Wasyla Serhijenkę, dziennikarza lokalnego tytułu "Nadrossja" z Korsunia Szewczenkowskiego. Serhijenko był aktywistą Majdanu, a jednocześnie ujawniał szwindle deputowanych byłego ugrupowania władzy - Partii Regionów.
W czerwcu 2014 r. w wyniku pobicia zmarł inny działacz demokratyczny i dziennikarz internetowego tytułu "Kamieniari Info" - Wołodymyr Marciszewski. Prowadził śledztwo w sprawie korupcyjnych powiązań pomiędzy urzędnikami i przemysłem hazardowym.
W listopadzie 2014 r. odnaleziono trupy dziennikarza Aleksandra Kuczynskiego i jego żony. Kuczynski był szefem donieckiego tygodnika "Kryminał - Ekspress", zajmującego się wyczynami donbaskiej mafii.
W marcu 2015 r. zginęła Olga Moroz, redaktor lokalnego "Nietyszynskiego Wiestnika". Prowadziła dziennikarskie śledztwo w sprawie nielegalnego wyrębu lasów.
W kwietniu 2015 r. dokonano najgłośniejszego wówczas mordu na dziennikarzu. W Kijowie zastrzelono Ołesia Buzynę, publicystę negującego oficjalną historię Ukrainy i zwolennika prorosyjskiego kursu. O zabójstwo oskarżono dwóch aktywistów Majdanu i uczestników operacji antyterrorystycznej w Donbasie.
Jak widać morderstwo Szeremeta wpisuję się w coraz dłuższą listę dziennikarzy, z których poglądami postanowiono rozprawić się siłą. Niezależnie od prezentowanych sympatii politycznych. Wspólnym mianownikiem wydaje się wiedza, w tym antykorupcyjna, zagrażająca w równym stopniu biurokracji, biznesowi i światowi przestępczemu, co z kolei wskazuje na ich ścisłe powiązania.
Jednak Szeremet nie był autorem największych śledztw medialnych. W ostatnim czasie Ukrainą wstrząsnęły prawdziwe afery korupcyjne z udziałem obecnych decydentów, ujawnione przez innych dziennikarzy, którym nic się z tego powodu nie stało. Szeremet był umiarkowanym krytykiem obecnej władzy, nie prowadził ostrej kampanii wobec obozu b. prezydenta Janukowycza. Jego śmierć ma zatem sens jako ostrzeżenie dla całego środowiska dziennikarskiego lub była obliczona na destabilizację sytuacji wewnętrznej, wskazując na niezdolność władzy do obrony obywateli.
Jeśli chodzi o pierwszy trop, to trzeba powiedzieć jasno, że wolność ukraińskich mediów jest mocno iluzoryczna. Z ubiegłorocznego badania antykorupcyjnego wynika, że w przypadku 120 największych stacji telewizyjnych, radiowych oraz tytułów prasowych udało się ustalić ostatecznego właściciela tylko dla 20 proc. aktywów medialnych. Reszta jest schowana za zasłoną sieci różnych firm, najczęściej autoryzowanych w rajach podatkowych.
Jeśli chodzi o największe stacje telewizyjne, a ponad 80 proc. Ukraińców czerpie wiedzę o kraju i świecie właśnie z nich, wszystkie należą do najbogatszych oligarchów. Konkretnie po trzy stacje mają: Igor Kołomojski, Dmitrij Firtasz i Wiktor Pinczuk (zięć Leonida Kuczmy). Rinat Achmetow i prezydent Petro Poroszenko mają po jednej stacji. Jak twierdzi "Foreign Policy", aktywa medialne są dla ukraińskich oligarchów takim samym instrumentem walki politycznej, jak kształtowanie prawa, własne ugrupowania parlamentarne czy prywatne armie.
Z kolei Walerij Iwanow z pozarządowej Akademii Prasy Ukraińskiej mówi, że dziennikarzom w takich warunkach patriotyzm myli się najczęściej z wiernością wobec właściciela, a potem z lojalnością wobec aktualnej władzy. Standardy dziennikarstwa przegrywają z dziennikarstwem na sprzedaż. Ale czy może być inaczej, skoro w TV Inter, należącej do Kołomojskiego, wszystkie formaty publicystyczne są na sprzedaż? O ich treści decyduje ten, kto zapłaci najwięcej, a głównym zadaniem jest oblewanie konkurencji błotem materiałów kompromitujących.
Inaczej mówiąc, kontrolowane przez oligarchów media oddają pierwsze salwy w wojnach o aktywa gospodarcze i finansowe, a następnie uczestniczą w starciach na materiały kompromitujące. Im bardziej nośna jest platforma medialna, tym wyższe stawki. Nieoficjalnie mówi się, że nawet raczej rzetelna "Ukraińska Prawda" wycenia autorski artykuł na zamówienie na 10-15 tys. dolarów.
Wniosek jest jeden - za to kluczowy: oligarchowie nigdy nie oddadzą mediów dobrowolnie, a prawdziwa rewolucja winna się zacząć od ich uczciwej reprywatyzacji. Czy jest to klucz do rozwikłania śmierci Szeremeta? "Ukraińska Prawda" mogła być zaangażowana w oligarchiczny spór o procesy prywatyzacyjne w sektorze energetycznym z udziałem administracji prezydenta. Jednak równie dobrze śmierć Pawła Szeremeta można potraktować jako uderzenie w tę część środowiska dziennikarskiego, które nie poddaje się wymogom dyspozycyjności wobec oligarchicznych właścicieli, przedkładając nad to zawodową misję. Tym bardziej, że Szeremet należał z pewnością do profesjonalistów o wysokim poziomie etycznym.
Młode Wilki?
Równie wiarygodne jest uderzenie w autorytet państwa i obecnej władzy. Nie od dziś widać, że ukraińska transformacja buksuje lub dokonuje się zbyt wolno. Problem dotyczy przede wszystkim wymiaru sprawiedliwości i systemu ochrony prawa oraz bezpieczeństwa publicznego. Waleryj Kur, twórca wydziałów do walki ze zorganizowaną przestępczością, twierdzi, że reforma policji i MSW stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Pracę straciło wielu uczciwych i doświadczonych milicjantów, uchowali się natomiast skorumpowani funkcjonariusze. To samo dotyczy Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Obie służby grzęzną w nowej wojnie o korupcyjne wpływy, rozdarte rywalizującymi klanami. Kur mówi, że nie można już mówić o funkcjonalnym systemie ochrony publicznego porządku i bezpieczeństwa państwa.
Tymczasem rośnie stale zagrożenie nowego, wojennego typu. Na rynku prywatnych usług siłowych pojawiły się tysiące bezrobotnych mężczyzn z wojskowym przeszkoleniem po konflikcie w Donbasie, a często z wyrafinowanymi umiejętnościami dywersyjnymi i sabotażowymi. Mówiąc wprost, w takich specjalistach Kur widzi autorów skrytobójczego zamachu na Szeremeta. Szersze konsekwencje tego zjawiska mogą być dla Ukrainy tragiczne.
Coraz częściej w przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o młodych wilkach. To pokolenie ludzi bezwzględnych, którzy zdobywali wiedzę i doświadczenie pełniąc pomocnicze role w imperiach Achmetowa, Kołomojskiego czy Poroszenki i Julii Tymoszenko. Teraz w warunkach wewnętrznej destabilizacji, wywołanej wojną i kryzysem ekonomicznym, czują, że nadszedł ich czas. Są gotowi do skoku na władzę i gospodarkę. To na razie teoria spiskowa, ale działanie snajperów, strzelających podczas Majdanu, zarówno do demonstrantów, jak i milicjantów, też było uważane za teorię spiskową, a teraz jest tajemnicą poliszynela. Podobnie, jak wyrzutnie GRAD czy moździerze, otwierające w Donbasie ogień do sił rządowych i masakrujące cywilne dzielnice Doniecka i Ługańska.
A może to prawda, że ukraińskie młode wilki mają powiązania z rosyjskimi odpowiednikami, czającymi się do skoku na putinowską gwardię i jej majątek? Destabilizacja państwa poprzez zabójstwa osób publicznych, w tym dziennikarzy, wpisuje się w taki scenariusz. Najpierw morderstwo Borysa Niemcowa w Rosji, a potem prorosyjskiego Ołesia Buzyny i prozachodniego Pawła Szeremeta, a przy okazji przyjaciela Niemcowa. Za dużo tu zbieżności, oby wszystko nie ułożyło się w makabryczną serię politycznych mordów na zamówienie.
Na razie efekt na Ukrainie jest taki, że dziennikarze, którzy odwożą dzieci do szkoły, najpierw sami uruchamiają samochody w obawie przed zainicjowaniem wybuchu, a potem zapraszają do środka swoich bliskich. Panuje też przekonanie, że prawdziwych sprawców zamachu na Pawła Szeremeta nie uda się wykryć przez długi czas, jeśli w ogóle kiedykolwiek.