Po śmierci dwóch 13‑latek. "Trzeba wcześniej zwracać uwagę na sygnały ostrzegawcze"
Jak nieoficjalnie ustaliła Wirtualna Polska, śledczy badający sprawę tragicznej śmierci dwóch 13-letnich dziewczynek są coraz bliżej potwierdzenia wersji, że nastolatki wcześniej zaplanowały odebranie sobie życia. – Musimy wcześniej zwracać uwagę na sygnały ostrzegawcze wysyłane przez dzieci – mówi nam pedagog Lucyna Kicińska, która od lat zajmuje się problematyką samobójstw wśród dzieci.
02.09.2021 20:44
Śmierć dwóch 13-latek wstrząsnęła niewielkim Dobczynem pod Warszawą. Nastolatki znaleziono martwe, powieszone na drzewie, na środku dużej łąki. Do tragicznego zdarzenia doszło w poniedziałek wieczorem.
Jak przekazała Wirtualnej Polsce rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prokurator Katarzyna Skrzeczkowska, "nie stwierdzono, żeby ktoś się przyczynił fizycznie do śmierci dziewczynek". - Prawdopodobnie jest to zgon przez powieszenie. Nie stwierdzono obrażeń, które świadczyłyby o udziale osób trzecich - wyjaśniła rzeczniczka. Śledztwo będzie prowadzone pod kątem ustalenia, jaki był motyw ich zachowania i co doprowadziło dziewczynki do takiego kroku.
Jak relacjonują nam nieoficjalnie śledczy, dziewczynki miały wcześniej zaplanować wspólnie samobójstwo.
Przeszukiwanie internetu. Samobójcze myśli
- W sieci szukały treści jak najskuteczniej popełnić samobójstwo. Miały problemy z depresją. Na co dzień izolowały się od reszty, ubierały się na czarno, słuchały mocnej, rockowej muzyki – mówi nasz informator, znający kulisy sprawy. Dziewczynki miały poznać się na jednym ze szpitalnych oddziałów.
Tragiczna śmierć dziewczynek wywołała dyskusję wokół problemu samobójstw wśród nastolatków. W ocenie pedagog Lucyny Kicińskiej, członkini Zespołu Roboczego ds. Prewencji Samobójstw i Depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia, rodzice powinni wierzyć, że można zapobiegać próbom samobójczym.
- Często spotykam się z pytaniem, czy można zapobiegać samobójstwom. Wierzę, że można. Nie jest tak, że jest jedna prosta gotowa odpowiedź: co mamy zrobić, żeby nie dochodziło do prób samobójczych wśród dzieci i nastolatków i osób dorosłych – mówi WP Lucyna Kicińska, która od ponad 16 lat jestem związana z organizacjami pozarządowymi specjalizującymi się w pomocy telefonicznej i online dzieciom i dorosłym w trudnych sytuacjach życiowych. A dodatkowo pełni funkcję koordynatorki strefy pomocy serwisu "Życie warte jest rozmowy".
Jak twierdzi, musimy zwracać uwagę na wiele czynników. - Prawdopodobieństwo rośnie z występowaniem zaburzeń psychicznych, depresji. Co nie znaczy, że jeśli mamy dziecko, które nie choruje na depresję, to nie będzie ono miało myśli samobójczych. I odwrotnie: nie każda osoba cierpiąca na zaburzenia nastroju będzie myślała o odebraniu sobie życia - mówi.
Jej zdaniem, wnikliwa obserwacja może chronić przed podejmowaniem zachowań samobójczych przez osoby, które mają podwyższone ryzyko.
- Musimy zwracać uwagę na sygnały ostrzegawcze, czyli na smutek, wycofanie się z aktywności, przygnębienie, ale też na zachowania agresywne, rozdrażnienie i autoagresję. Musimy wieloaspektowo patrzeć na dziecko. Pierwsze miejsce to jest dom, drugie to szkoła. Jeżeli obserwujemy zmianę w poziomie funkcjonowania dziecka – czyli dziecko było roześmiane, lubiło spędzać czas z rówieśnikami a teraz siedzi w kącie, nie odzywa się do nikogo, jest smutne – to sygnał ostrzegawczy – ocenia specjalistka.
- Jeśli dziecku towarzyszy niepokój dotyczący powrotu do szkoły, to również trzeba być czujnym. Nie każda sytuacja, w której dowiemy się o problemach dziecka, wymaga natychmiastowej interwencji medycznej. Pamiętajmy, że proces przejścia od przelotnych myśli samobójczych do próby odebrania sobie życia jest rozłożony w czasie. Ale mówiąc o nastolatkach i dzieciach, często są to próby impulsywne. Od myśli o tym, że sobie nie poradzę, do próby odebrania sobie życia mija wtedy raptem kilka godzin - dodaje.
Szukajmy pomocy. Nie odpychajmy od siebie problemu
Według naszej rozmówczyni, kluczem, by chronić nasze dzieci jest komunikacja. Dzięki rozmowie możemy rozpoznawać i diagnozować problemy.
- Jeśli coś nas niepokoi – szukajmy pomocy. Powinniśmy również uczyć dzieci, jak radzić sobie, kiedy pojawia się kryzys. Objaśniać, że kryzys jest naturalną częścią nas i naszego życia. Myśli samobójcze nie znikną tylko dlatego, że nie wiemy, jak pomóc dziecku je przezwyciężyć. Musimy przez całe życie uczyć. Jeżeli dziecko trzaska nam drzwiami, izoluje się od nas, a rodzice myślą, żeby tylko nie prowokować swoich pociech, to jest niestety równia pochyła. Jeśli rodzic nie ma umiejętności komunikacji z dzieckiem, to może skorzystać z warsztatów rozwijających kompetencje komunikacyjne albo rozpocząć terapię rodzinną. Stanie za zatrzaśniętymi drzwiami nie sprawi, że dziecko będzie bezpieczne – ocenia ekspertka.
A co jeśli to dziecko cierpi, bo rodzic go nie zauważa?
- Pierwszym miejscem do którego powinno się zgłosić jest szkoła: do wychowawcy, nauczyciela, psychologa, pedagoga. Może z nimi porozmawiać, by w konsekwencji dotrzeć do rodziców, by zachęcić lub wymóc konkretne działania: diagnostyczne lub pomocowe. Jeżeli samego rodzica coś niepokoi, to warto szukać pomocy w poradniach zdrowia psychicznego, poradniach, ośrodkach środowiskowej pomocy psychologicznej i psychoterapeutycznej, w telefonach zaufania i wśród szkolnych specjalistów – kończy Lucyna Kicińska.
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 111. To bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży. Informacje uzyskasz również na stronie www.pokonackryzys.pl
Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.