Służba więzienna będzie zagłuszać więźniów?
Służba Więzienna rozważa wprowadzenie zagłuszarek GSM w więzieniach i
aresztach. To efekt rosnącej liczby telefonów komórkowych znajdywanych w
celach. Z danych Biura Ochrony i Spraw Obronnych więziennictwa wynika,
że w 2008 r. u więźniów odnajdywano średnio 11 nielegalnych telefonów
tygodniowo.
01.02.2009 | aktual.: 01.02.2009 20:30
W ciągu ostatnich pięciu lat liczba komórek znajdowanych w więzieniach i aresztach wzrosła o ponad 260% - z 233 w 2004 r. do 607 w roku 2008. Najgorzej sytuacja przedstawiała się w siedleckim więzieniu, gdzie w ciągu roku znaleziono aż 145 telefonów! Z tego powodu niedawno wybuchł tam bunt więźniów.
Jak dowiedziało się tvp.info, w niektórych więzieniach mogą w przyszłości zostać zainstalowane specjalne zagłuszarki GSM. W czerwcu 2007 r. w czasie protestu pielęgniarek podobne urządzenie wykorzystano w Kancelarii Premiera. - Rozważamy możliwość zainstalowania zagłuszarek, jednak istnieją pewne ograniczenia techniczne pracy takich urządzeń ze względu na architekturę i usytuowanie jednostek - czytamy w odpowiedzi Biura Ochrony i Spraw Obronnych SW.
Chodzi o to, że zagłuszając więźniów jest duże ryzyko zablokowania telefonów dla zwykłych abonentów. Problem rozwiązują najnowsze i najdroższe zagłuszarki. Więziennictwo będzie chciało przetestować taki sprzęt. Od wyników eksperymentu będzie zależało czy i kiedy zostanie on zakupiony.
Pozorna izolacja
- Komórki pod celami to już nie jakiś problem, ale po prostu prawdziwa epidemia. Z naszych informacji wynika, że przestępcy, którzy powinni być całkowicie odizolowani mogą spokojnie sterować poczynaniami swoich ludzi na wolności, czy ustawiać świadków tak aby korzystanie dla nich zeznawali. To rozbija naszą pracę - opowiada jeden ze śledczych prokuratury krajowej.
Podobnego zdania są policjanci, którzy jako winnych sytuacji wskazują na skorumpowanych funkcjonariuszy służby więziennej. - Przy takiej ilości komórek za kratami, nie można mówić, że są przemycane w paczkach lub podczas widzeń. Więźniom i aresztantom musi niestety pomagać ktoś pracujący w SW - dodaje oficer operacyjny CBŚ.
Zdaniem naszych rozmówców za murami działają wypożyczalnie telefonów komórkowych. Przemycone aparaty trafiają najczęściej do osadzonych będących poza podejrzeniami, czyli nie siedzącymi za najpoważniejsze przestępstwa. Oni przekazują aparaty dalej, głównie tym skazańcom a przede wszystkim aresztantom, którzy są pod baczniejszym dozorem strażników. - Często telefon można pożyczyć na kilka połączeń od strażnika. Kosztuje to ok. 100-150 zł. - opowiada M., który spędził kilka lat w warszawskich aresztach i więzieniach.
W ubiegłym roku policjanci namierzyli operacyjnie telefony, które jak się okazało "przemieszczały" się po kilku zakładach karnych i na trasach do nich prowadzących. Sprawdzono, czy w tym czasie przenoszono jakiegoś osadzonego. Okazało się, że nie było takiego przypadku, co zdaniem stróżów prawa dowodziło, że rozmowy prowadzono w czasie konwojów. Samego telefonu i jego właściciela nie udało się znaleźć.
Kontakt z bandytami i panienkami
Nielegalne telefony komórkowe najwięcej korzyści dają uwięzionym gangsterom. Według śledczych bossowie gangu wołomińskiego wydawali zza krat polecenia uciszenia niewygodnych świadków, a bandyci z "Mokotowa" zbierali informacje o tym, co się dzieje w toczącym się przeciw nim śledztwach. Z informacji operacyjnych policji wynika, że przestępcy wykorzystują nielegalne komórki przede wszystkim do ustawiania zeznań i załatwiania sobie alibi. Często dobrze ukryty telefon daje kontakt z kompanami na wolności i możliwość dalszego kierowania bandą. Okazuje się jednak, że niektórzy osadzeni wykorzystują komórki z nudów. - Trafiliśmy kiedyś na więźnia, regularnie korzystającego z telefonu. Po analizie bilingów okazało się, że po kryjomu dzwonił na sekslinię. Mówił, że brakowało mu kobiety i w ten sposób się zaspokajał. Zdarza się też, że aresztanci dzwonią do żon czy rodziców, tylko po to aby zachować pozory normalnego kontaktu - opowiada jeden z prokuratorów.
Bunt komórkowy
Więziennictwo nie kryje, że przemyt komórek za kraty jest dla nich bolesnym i wstydliwym problemem. Funkcjonariusze SW przyznają, że duża część aparatów trafia do cel za sprawą ich skorumpowanych kolegów. Regularnie zdarzają się tez próby przemycania telefonów w paczkach. Od kilku lat, w związku z miniaturyzacją sprzętu, rośnie też pomysłowość przestępców i ich wspólników. - Wiemy, że przechwycono kiedyś telefon ukryty w dezodorancie, małym radioodbiorniku a nawet specjalnie przygotowanym obcasie buta. Teraz dostajemy sygnały, że przestępcy interesują się komórkami w zegarkach, jakie można kupić na aukcjach internetowych - opowiada funkcjonariusz ochrony SW.
Więziennictwo walczy z komórkową plagą jak może. W każdym areszcie i zakładzie karnym typu zamkniętego na wyposażeniu jest jedno urządzenie do prześwietlania paczek i bagaży, jeden stacjonarny wykrywacz metalu i kilka do kilkunastu wykrywaczy telefonów komórkowych oraz ręcznych wykrywaczy metalu.
Miano najbardziej nieszczelnego więzienia w Polsce można śmiało przyznać zakładowi karnemu w Siedlcach, gdzie jak wspomnieliśmy w 2008 r. odkryto aż 145 nielegalnych telefonów. Tylko na przełomie lipca i sierpnia 2007 r. podczas przeprowadzonej tam serii przeszukań znaleziono w ciągu tygodnia blisko 40 komórek, z czego dużą część w celach dla tymczasowo aresztowanych. Co gorsza, tylko w jednej siedmioosobowej celi natrafiono na osiem aparatów! Dyrekcja zakładu postanowiła ukarać osadzonych, w celach których znaleziono nielegalny sprzęt, cofając im czasowo zgodę na posiadanie telewizorów i cywilnej odzieży. Wtedy doszło do krótkiego buntu, który ukrócono demonstracją siły.
Zdaniem Pawła Moczydłowskiego, byłego szefa więziennictwa, problem z komórkami za murami to efekt przeludnienia w celach, a co za tym idzie utraty kontroli nad osadzonymi. - Dopóki w więzieniach będzie taki tłok nie będzie można mówić o normalnym funkcjonowaniu tych jednostek. Już teraz można odnieść wrażenie, że realną władzę za kratami częściej sprawują osadzeni niż funkcjonariusze - mówi dr Moczydłowski.
Rafał Pasztelański