Służba bezpieczeństwa wyborów
Czy Ferdynand Rymarz, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, to agent PRL-owskiej bezpieki o pseudonimach Fred i Czarny?
Gdy opinia publiczna dowiedziała się o istnieniu notatki kaprala SB sugerującej, że Andrzej Przewoźnik mógł być współpracownikiem SB, przewodniczący kolegium Instytutu Pamięci Narodowej Sławomir Radoń ogłosił, że nie powinien się on ubiegać o stanowisko szefa IPN (Przewoźnik mimo to zdecydował się kandydować). Wyjaśnił, że w stosunku do prezesa nie powinno być nawet najmniejszych podejrzeń o współpracę z bezpieką. To przecież na podstawie materiałów zgromadzonych w IPN sąd orzeka, czy najważniejsze osoby w państwie, m.in. prezydent i parlamentarzyści, nie skłamali w swych oświadczeniach lustracyjnych.
W tym roku będziemy wybierać zarówno prezydenta, jak i parlament. Najważniejszym organem nadzorującym wybory w Polsce jest Państwowa Komisja Wyborcza. Sędziów zasiadających w PKW powinny obowiązywać te same standardy, które dotyczą prezesa IPN.
Czy jest tak w wypadku przewodniczącego komisji Ferdynanda Rymarza? Dziennikarze "Wprost" ustalili, że nie. W IPN zachowały się bowiem dokumenty, z których wynika, że sędzia Rymarz mógł być agentem PRL-owskiej bezpieki o pseudonimach Czarny i Fred. Gdy poinformowaliśmy szefa PKW o istnieniu tych dokumentów, powiedział, że nie wyklucza podania się do dymisji.
Czarny i Fred
Z dokumentów ewidencyjnych, które znajdują się w IPN, wynika, że Ferdynand Rymarz został zarejestrowany w 1961 r. jako współpracownik Wojskowej Służby Wewnętrznej, czyli kontrwywiadu wojskowego. Nadano mu pseudonim Czarny. Materiały IPN świadczą, że informatorem mógł być w czasie pełnienia zasadniczej służby wojskowej w jednostce budowlano-inżynieryjnej w Bochni. Po zakończeniu służby Rymarz rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Agent Czarny miał wtedy zostać przekazany cywilnej Służbie Bezpieczeństwa. Na tym nie kończą się materiały PRL-owskiej bezpieki dotyczące dzisiejszego szefa PKW. W latach 80. funkcjonariusze SB w dziennikach rejestracyjnych wpisali ponownie Ferdynanda Rymarza jako swojego informatora. Tym razem pod pseudonimem Fred. - Nigdy nie byłem agentem - mówi w rozmowie z "Wprost" sędzia Ferdynand Rymarz. - W latach 1960-1961 rzeczywiście odbywałem zasadniczą służbę wojskową. Byłem kancelistą w jednostce, w związku z tym na pewno uczulano mnie na to,
że - jak to w wojsku - pewne sprawy są tajne. Wiem, że SB interesowała się mną w latach 80., ponieważ byłem członkiem Naczelnej Rady Adwokackiej. Nie podjąłem jednak wtedy współpracy. Nie miałem wpływu, tak jak nikt inny, na to, co funkcjonariusze służb specjalnych wypisywali. Tomasz Butkiewicz Grzegorz Indulski