Słuchowisko to teatr wyobraźni. Rozmowa z Wojciechem Kukułą, twórcą audioserialu "Cofnąć czas, czyli świąteczne spotkania"

Czy może być coś piękniejszego niż barwne, wielowątkowe słuchowisko o magii świąt? Taki gwiazdkowy prezent podarowała swoim odbiorcom marka Coca-Cola. Wojciech Kukuła, twórca tego czteroodcinkowego podcastu opowiedział nam o swoich inspiracjach, które istotnie wpłynęły na treść audioserialu, a także o pracy w studio z wybitnymi artystami kina i teatru. – Z okazji zbliżających się świąt chciałem pokazać słuchaczom, że czasem warto się zatrzymać w biegu – przekonuje reżyser.

Wojciech Kukuła
Wojciech Kukuła
Źródło zdjęć: © materiały partnera

Agnieszka Adamska, Wirtualna Polska: "Cofnąć czas, czyli świąteczne spotkania" to wyjątkowy, świąteczny serial, który doskonale wprowadza słuchaczy w gwiazdkową atmosferę Jak to się stało, że podjął się pan stworzenia scenariusza i reżyserii tego projektu?

Wojciech Kukuła: Kiedy przyszedł do mnie niezwykły producent i wrażliwy człowiek Michał Chludziński, reprezentujący Coca-Colę i zaproponował stworzenie tego serialu, od początku w naszych rozmowach pojawiało się sformułowanie "magiczna opowieść świąteczna". Miała mieć w sobie elementy kryminału, jednak wiedzieliśmy, że jej treść będzie oscylować wokół magii Bożego Narodzenia. Bardzo spodobał mi się ten pomysł. Uznałem, że w codziennym pędzie i zabieganiu, odrobina świątecznej magii wszystkim dobrze zrobi i dlatego wręcz zapragnąłem podjąć się tego wyzwania. Jednak główną osią fabuły pozostaje miłość, której siła jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody. Moją ulubioną sztuką jest ta o parze najsłynniejszych kochanków z Werony. Od początku starałem się, żeby wątek miłosny tej historii nawiązywał do tego dramatu. Jeszcze przed nagrywaniem zasugerowałem Dawidowi Ogrodnikowi i Marcie Żmudzie Trzebiatowskiej, żeby grali tak, jakby odtwarzali tę tragedię. Chodziło o to, żeby bohaterowie różnili się od ludzi mijanych na ulicy. Łączy ich przecież niezwykła wrażliwość, rozmawiają na inne tematy, posługują się innym językiem, niż my na co dzień. Właśnie to pokrewieństwo dusz sprawia, że zakochują się w sobie niemal od pierwszej chwili.

Jest pan wielkim miłośnikiem Nowego Jorku, o czym możemy się dowiedzieć chociażby z napisanej przez pana książki "New York by me". Ta metropolia bardzo kojarzy się ze świąteczną atmosferą – a jednak na miejsce akcji wybrał Pan Trójmiasto. Dlaczego?

Na początku pojawił się pomysł, żeby ta historia toczyła się w Nowym Jorku. Większość moich ukochanych filmów i książek rozgrywa się właśnie w tym mieście. Jednak fabuła serialu musiała być zakorzeniona w Polsce i oddawać polskie realia. Nie byłbym oczywiście sobą, gdybym całkowicie zrezygnował ze swojego ulubionego miejsca na ziemi – ono również pojawia się w tej opowieści. Rodzicie Joanny mieszkają w Nowym Jorku i zachęcają ją, żeby przyjechała do nich na stałe.

Dlaczego Trójmiasto? Jestem Wrocławianinem, ale od kilku lat mieszkam w Sopocie. Kocham to miejsce i znakomicie się tutaj czuję, dlatego mój wybór był bardzo prosty – gdzie indziej mógłbym umieścić akcję romantycznej, zimowej opowieści?

Chociażby w Warszawie! Stolica od lat pojawia się w zdecydowanej większości polskich produkcji świątecznych. Pan jednak nie uległ tej pokusie.

Myślę, że jest ich już zdecydowanie za dużo. Chciałem, żeby ta opowieść toczyła się w miejscach bliskich mojemu sercu. Główni bohaterowie poznają się w wagonie SKM-ki na trasie z Gdańska do Sopotu. Słuchowisko jest teatrem wyobraźni, ale w naszym utworze odbiorcy usłyszą znacznie więcej, niż tylko głosy aktorów. Wzbogaciliśmy ją o różne dźwięki. W pierwszym odcinku można usłyszeć naturalny stukot SKM-ki oraz informacje o stacjach, szum i turkot pociągu – każdy odgłos jest autentyczny, nagrany na potrzeby tego serialu.

W serialu pojawiają się bardzo znane i charakterystyczne miejsca, jak słynne sopockie molo, Klub Atelier oraz Teatr im. Agnieszki Osieckiej. Ma pan z nimi osobiste wspomnienia?

Oczywiście! Dlatego uznałem, że nie mogło ich zabraknąć w tej historii. Wiadomo, że Sopot kojarzy się z molo. Nasi bohaterowie często udają się tam na spacer, a w tle słychać szum morza, krzyk mew, a nawet wyjący wiatr i padający śnieg – choć to już są efekty, które dodaje się w postprodukcji. Bardzo ważnym dla mnie miejscem jest także wspomniany przez panią Klub Atelier i Teatr im. Agnieszki Osieckiej. W jednej ze scen Dawid Ogrodnik i Piotr Fronczewski (czyli ojciec głównego bohatera) rozmawiają na tarasie Klubu Atelier, a w tle słychać dźwięki spektaklu dla dzieci – to są elementy, które czynią to słuchowisko wyjątkowym i myślę, że wielu odbiorcom będzie miło posłuchać historii, która dzieje się z jednym z najpopularniejszych nadmorskich kurortów. Może ktoś z nich znajdzie w tej fabule własne wspomnienia?

Narracja tej historii nie jest prowadzona linearnie, bo rozpoczyna się w 2005 r i trwa aż do czasów współczesnych. Ważną rolę odgrywają tutaj także zegary i czas. Dlaczego akurat te motywy wydały się panu idealnym punktem odniesienia do wykreowania gwiazdkowej opowieści?

Tu przemawiała przeze mnie przekora. Nie możemy uciec od teraźniejszości, a z pewnością niejednokrotnie chcielibyśmy – szczególnie teraz, w trudnym okresie pandemii. Teraźniejszość to także walka z czasem i nieustający pęd. Z okazji zbliżających się świąt chciałem pokazać, że czasem warto zatrzymać się w biegu. W serialu często pada sformułowanie "cofnąć czas" lub "zatrzymać czas" – o tym właśnie marzy Szymon, główny bohater tej historii. A jego tata nieraz stwierdza, że jest zaprzyjaźniony z czasem. Przy czym jest to oczywiście metafora – nie chodzi o podróże w czasie, ale o zatrzymanie najpiękniejszych chwil na dłużej, a może na zawsze…?

Z kolei nielinearna forma narracji miała uatrakcyjnić słuchaczom przekaz tego serialu. Początkowo martwiliśmy się, czy to będzie w pełni zrozumiałe, ale finalnie uznałem, że nasi odbiorcy docenią taką intelektualną grę, której bieg muszą śledzić, bo nie wszystko jest w naszym opowiadaniu takie proste i oczywiste. Dużą pomocą na pewno jest lektor, pan Maciej Gudowski, którego na co dzień można usłyszeć m.in. w warszawskim metrze. To ukochany głos wielu Polaków.

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to niezwykły odbiór tego podcastu. Słuchałam go tak, jakby to był spektakl teatralny, pełen naturalnych szumów, dźwięków przedmiotów i odgłosów dochodzących z otoczenia. Dodatkowo, w nagraniach brało udział jednocześnie wielu artystów – co jest dość nietypowe, jak na produkcje studyjne. Domyślam się, że taki sposób pracy musiał być dużym wyzwaniem.

Nie wyobrażałem sobie nagrywania każdego aktora pojedynczo. Lubimy audiobooki, ale ich minusem jest fakt, że całą historię opowiada jeden aktor – słychać jego głos, a w tle panuje całkowita cisza. Chciałem zrobić coś zupełnie odmiennego Tak, jak pani zauważyła – zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie, że jesteśmy w teatrze. Tutaj wszystko było nagrywane naturalnie. W scenie, w której bohaterowie spożywają posiłek, aktorzy naprawdę jedzą, stukając sztućcami w talerze. Robiliśmy wszystko, żeby takie efekty pojawiały się na żywo i były nagrywane na planie. To wszystko polega na zabawie wyobraźnią. Staraliśmy się odwzorować każdy najmniejszy element dźwiękowy.

Zaangażował pan do udziału w tym projekcie znakomitych aktorów kinowych i teatralnych. Czym kierował się pan przy obsadzaniu ról?

Już na etapie pisania scenariusza wspólnie z producentem zastanawialiśmy się nad doborem aktorów. Oczywiście, nie mogliśmy jeszcze wtedy wiedzieć, że wybrani przez nas aktorzy przyjmą tę propozycję. Na szczęście, wszystkie nasze pomysły obsadowe zostały zrealizowane, z czego się bardzo cieszymy. To była niezwykła przyjemność i ogromny zaszczyt móc pracować z takimi artystami. Od dawna chciałem zrealizować jakiś projekt z Dawidem Ogrodnikiem. Podziwiam jego role filmowe i uważam, że jest wybitnie utalentowany. Zaangażowanie go do roli w tym słuchowisku było moim marzeniem. A główna rola kobieca? No cóż – mogła ją zagrać tylko Marta Żmuda Trzebiatowska.

Osobnym tematem jest pan Piotr Fronczewski – mój idol. Podziwiam go od dziecka, od kiedy zobaczyłem w telewizji bajkę dla dzieci o nauczycielu magii. Podobnie Cezary Pazura – w przypadku jego roli starałem się uniknąć nadmiernego komizmu, choć w połączeniu z dwójką jego pomocników (wspaniali Rafał Zawierucha i Sebastian Stankiewicz) tworzą komiczną grupę, która śmieszy do łez.

Pani Danuta Stenka – idealnie pasowała do troskliwej mamy głównej bohaterki. Każdy, nawet najmniejszy epizod jest znakomicie zagrany i dopracowany w najmniejszym calu. Malutka rólka pielęgniarza, którego zagrał Sławomir Pacek, jest równie wspaniała i zauważalna.

Ta praca była ogromną przyjemnością – zwłaszcza, że byliśmy w studiu cały czas razem. To był dla wszystkich ogromny wysiłek, ale ciepła i serdeczna atmosfera spowodowała, że nikt nie czuł zmęczenia.

Fabuła podcastu składa się z kilku różnych wątków. Mamy wspomniany już wątek romantyczny, rodzinny, komiczny, a nawet kryminalny. Jak udało się panu zamknąć to wszystko w zaledwie czterech odcinakach?

Moi przyjaciele i syn, po wysłuchaniu tego serialu zapytali: "Ale co dalej?". Chciałbym, żeby ta opowieść była dłuższa, ale założeniem projektu było stworzenie czterech odcinków. Miały być krótsze, wyszły znacznie dłuższe, co mnie bardzo cieszy, zwłaszcza że producent to zaakceptował. Starałem się, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Uwielbiam się śmiać, lubię komedie, cenię mądre poczucie humoru. Fakt, że nasze słuchowisko jest tak różnorodne, to zasługa doskonałej interpretacji aktorów. Chylę czoła przed całą obsadą.

Z wątkiem romantycznym zawsze wiąże się ryzyko banalności. Tyle jest romantyzmu we współczesnej popkulturze, że łatwo o przesyt.

Tak samo jest z komedią – można napisać tekst, który wydaje nam się zabawny, ale w efekcie okaże się, że nikogo nie śmieszy. Wydaje mi się, że każdy z tych wątków był niezbędny, a wszystkie razem tworzą spójną całość. Najbardziej jednak cieszył mnie wątek kryminalny. Kocham ten gatunek, wychowałem się na skandynawskich kryminałach, które uwielbiam do dziś, dlatego wiedziałem, że tego elementu nie może zabraknąć w scenariuszu.

W święta zdarzają się cuda – taka piękna puenta płynie z tego audioserialu. Pan wierzy w gwiazdkową magię?

Oczywiście, od dziecka! Cieszę się, że mój dziesięcioletni syn wierzy w Świętego Mikołaja i absolutnie nie mam zamiaru go w tej kwestii korygować – niech ta dziecięca wrażliwość i niewinność pozostanie w nim jak najdłużej. Święta to wyjątkowy, magiczny czas. Przez kilka dni możemy zapomnieć o szarej rzeczywistości, spotykamy się w rodzinnym gronie, przyjemnie spędzamy czas. Zależało mi, żeby nasz serial odzwierciedlał tę magię. W fabule pojawiają się wspomnienia świątecznego Nowego Jorku oraz Rovaniemi, czyli wioski Świętego Mikołaja.

Święta to czas dobroci dla innych i dla siebie. Świetnym przykładem jest Cezary Sarna grany przez Cezarego Pazurę. Ta postać przechodzi wyjątkową przemianę. Chciałem, żeby opowieść skończyła się wzajemnym pojednaniem. Chodziło o to, aby pokazać, że nigdy nie jest zbyt późno na naprawienie swoich błędów. W rezultacie, każdy wątek zamyka się wigilijnym spotkaniem, oddając magiczną atmosferę świąt, która w sposób szczególny jest dla nas ważna.

Co pana zdaniem odbiorcy znajdą w tej produkcji?

Mam nadzieję, że każdy znajdzie w niej coś innego, własnego. Może kogoś ucieszy wątek romantyczny? Może słuchacze zastanowią się nad motywem czasu i zatrzymania chwili? Wyjątkowa jest w tym serialu relacja ojca i syna. Mam nadzieję, że wątek komediowy rozbawi słuchaczy i oderwie od codziennych trosk, a motyw kryminalny doda tej historii dreszczyku i silniejszych emocji. Chciałbym, żeby nasze słuchowisko sprawiło, że nadchodzące świąteczne dni będą jeszcze bardziej niezwykłe i magiczne.

A moje świąteczne marzenie? Żeby ta historia miał dalszy ciąg. To przecież opowieść, która toczy się dalej…

Źródło artykułu:Materiał Partnera
Wybrane dla Ciebie