Słowik: Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nadal stoi tam, gdzie stało ZOMO [OPINIA]
Uciszanie niezależnych od władzy mediów pod pozorem nieprzestrzegania przez nie niejasnego prawa to standard peerelowski, a nie demokratyczny. To, co organ polskiego państwa zrobił z TVN7, to umocowany w nieprzyzwoitości i zdegenerowaniu pokomunistyczny pastisz. I nie zmieni tego właśnie przyznana koncesja.
TVN7 właśnie otrzymała koncesję na nadawanie naziemne. Jeśli nie otrzymałoby jej w ciągu tygodnia, stacja zakończyłaby emisję docierającą do przytłaczającej większości Polaków.
TVN7 nadal byłaby dostępna na satelicie i u operatorów kablowych, ale zasięg stacji stałby się nieporównywalnie mniejszy od obecnego.
Przyznana koncesja ten kłopot rozwiązuje. Warto jednak przyjrzeć się, w jaki sposób przeprowadzono procedurę. Wyłania się bowiem z tego wyjątkowo mroczny obraz.
Bez "lex TVN"
Pamiętają Państwo jeszcze ustawę nazywaną "lex TVN"? To taka, która wskutek prezydenckiego weta nigdy nie weszła w życie.
I tu muszę odrobinę skomplikować. Otóż z obecnego brzmienia art. 35 ustawy o radiofonii i telewizji wynika, że koncesja na nadawanie może być przyznana pod warunkiem, że udział kapitałowy osób zagranicznych w spółce lub udział osób zagranicznych w kapitale zakładowym spółki z ograniczoną odpowiedzialnością lub spółki akcyjnej, a w przypadku prostej spółki akcyjnej – w ogólnej liczbie akcji tej spółki, nie przekracza 49 proc.
Ustawodawca przewidział od tego wyjątek: koncesji można udzielić również osobie zagranicznej lub spółce zależnej, gdy siedziba lub stałe miejsce zamieszkania znajduje się w państwie członkowskim Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
"Lex TVN" miało to zmienić. Politycy wymyślili bowiem, że kluczowa dla przyznania koncesji będzie ocena, kto faktycznie kontroluje wnioskującego nadawcę.
Ustawa została ochrzczona mianem "lex TVN", bo cała zmiana służyła wyłącznie pozbyciu się TVN z polskiego rynku.
Właścicielem popularnego pakietu kanałów jest bowiem amerykański koncern medialny Discovery. Zgodnie z ogólną zasadą nie powinien on mieć w TVN więcej udziałów aniżeli 49 proc. Ale formalnie właścicielem popularnej telewizji jest spółka prawa holenderskiego - Polish Television Holding BV.
Jest to spółka "wydmuszka" - nie zatrudnia pracowników, ma swoją maluteńką siedzibę przy lotnisku. W pełni kontroluje ją gigant - Discovery. W ten sposób jednak wymogi polskiej ustawy są spełnione.
Stek kłamstw
Część członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie miała jednak przez wiele miesięcy żadnego kłopotu, żeby udawać, iż "lex TVN" to była zupełnie zbędna ustawa. I że także bez niej TVN nie powinien otrzymać koncesji. Mimo że przedłużenie koncesji odbywa się w zasadzie z automatu.
Tu rodzi się pytanie: po co zatem w ogóle było "lex TVN"? Czy członkowie rady, którzy wówczas mówili o potrzebie uchwalenia nowej ustawy, kłamali wtedy czy kłamali przez ostatnie kilka miesięcy, gdy odmawiali przyznania koncesji?
Odpowiedź dla każdego, kto umie interpretować w choćby podstawowym stopniu przepisy, jest oczywista: kłamali w ostatnim czasie.
Jakkolwiek bowiem można by dostrzec niejasności w obecnie obowiązującej ustawie, to warto pamiętać, że niejasności te należy rozstrzygać na korzyść przedsiębiorcy. Ponadto - co przecież również ma znaczenie - gdy Amerykanie wchodzili w Polsce w biznes medialny, poprosili Krajową Radę o interpretację. I wówczas otrzymali ją korzystną dla siebie.
Wiem doskonale, że kiedyś w radzie zasiadali złoczyńcy i hochsztaplerzy, a uczciwość nastała dopiero z przyjściem obecnie zasiadających, ale bądźmy przez chwilę poważni - ktoś podejmujący decyzję o miliardowej inwestycji otrzymał od organu państwa korzystną dla siebie interpretację przepisów, a po latach te same przepisy zaczęły być interpretowane dla przedsiębiorcy niekorzystnie. Jak nazwać takie postępowanie - może Państwo pomogą, bo mam za dużo brzydkich określeń w myślach?
Grupa rekonstrukcyjna
Świat by się nie zawalił od braku koncesji na nadawanie naziemne przez TVN7. Ba, świat pewnie by się nie zawalił, gdyby stacja ta w ogóle zakończyła nadawanie, nawet na satelicie.
Mógłbym w tym miejscu też rozprawiać o wolności mediów, o tłumieniu prasy – ot, kolejne utyskiwania na to, jak źle traktuje się dziennikarzy.
Ale ta sprawa pokazuje coś znacznie gorszego: sposób myślenia ludzi, którym dano odrobinę władzy.
Otóż organ, który powinien pilnować standardów medialnych, nie potrafi upilnować podstawowego standardu u siebie. Ludzie, którzy dostali glejt na decydowanie o miliardowych inwestycjach czynionych przez wielkie korporacje, stworzyli komunistyczną grupę rekonstrukcyjną. I chcą cenzurować na potęgę, bo mają nadzieję, że ktoś z komitetu centralnego poklepie ich z uznaniem po plecach.
Jednocześnie wiedzą, że błądzą, więc rzutem na taśmę przypominają sobie, że powinni działać zgodnie z prawem. Ot, choćby po to by za kilka lat nikt ich nie ciągał po sądach.
Stan na dziś jest więc taki: TVN7 ma koncesję. Członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nie mają przyzwoitości. Utracili ją bezpowrotnie. Wycofanie się ze swoich bałamutnych twierdzeń na ostatniej prostej tego nic tu nie zmienia.