Śledztwo ws. wypadku, który spowodował Polak w Moskwie
Prokuratura rejonowa w Moskwie wszczęła śledztwo w sprawie wypadku, do którego doszło w nocy ze środy na
czwartek w tamtejszych Zakładach Mięsnych im. Anastasa
Mikojana. Sprawcą wypadku był kierowca z Polski, 52-letni Marian
S.
04.05.2007 | aktual.: 04.05.2007 10:46
W wyniku wycieku amoniaku, na skutek uszkodzenia rury z tą trującą substancją przez manewrujący na placu samochód ciężarowy, jedna osoba zginęła, a trzy doznały obrażeń.
Wśród hospitalizowanych jest też Marian S. Leży na oddziale intensywnej opieki medycznej jednego z moskiewskich szpitali. Doznał poparzeń dróg oddechowych. Jego stan się ustabilizował. Nastąpiła nawet nieznaczna poprawa. Jednak wciąż ma poważne problemy z mówieniem - powiedział Stanisław Łukasik z Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Moskwie.
Polski konsul dodał, iż stan Polaka jest na tyle poważny, że lekarze nie zezwalają na jego przesłuchanie.
Do wypadku doszło w czwartek o godz. 2.15 czasu moskiewskiego (0.15 czasu polskiego). Polski tir, wyjeżdżając z kombinatu - dokąd dostarczył partię mięsa z Niemiec - potrącił dachem konstrukcję, na której znajduje się rurociąg z ciekłym amoniakiem. W wyniku uszkodzenia rury wyciekło ok. 100 kilogramów amoniaku.
Marian S. został zatrzymany na granicy celnej między Rosją i Białorusią. Po przewiezieniu do Moskwy - w czwartek wieczorem - lekarze zdecydowali o umieszczeniu go w szpitalu.
Nie wiadomo, czy prokuratura zamierza postawić kierowcy jakieś zarzuty. Prokurator chce go przesłuchać w charakterze świadka. Dalszy bieg sprawy będzie zależeć od tego, co zezna- mówił Łukasik, zaznaczając, że śledztwo zostało wszczęte "w sprawie", a nie "przeciwko".
Z kolei prokuratura podała, że śledztwo toczy się "w sprawie naruszenia przepisów bezpieczeństwa pracy, które spowodowało śmierć człowieka".
Dyrekcja kombinatu zakomunikowała w czwartek, że wypadek nie miał żadnego wpływu na proces produkcyjny i jakość produkcji. Nie było kontaktu surowca mięsnego i gotowych produktów z amoniakiem - podkreśliła.
Poinformowano też, że "zakłady pracują w normalnym trybie". Według dyrekcji, nie ma również zagrożenia dla środowiska naturalnego.
Jerzy Malczyk