"Śledztwo ws. katastrofy nie odpowiada standardom"
- Warunki, w jakich prowadzone jest śledztwo po katastrofie w Smoleńsku, nie odpowiadają zachodnim standardom - twierdzi francuski ekspert od spraw katastrof samolotowych Gerard Feldzer w rozmowie z RMF FM. Jak dodał fakt, że miejsce katastrofy nie zostało odpowiednio zabezpieczone, może przekreślić szanse na odkrycie przyczyn katastrofy.
13.05.2010 | aktual.: 13.05.2010 11:52
- Najbardziej zaskakujące jest to, że na teren, na którym doszło do katastrofy, mogli wchodzić przypadkowi ludzie, w tym okoliczni mieszkańcy, i wynosić znalezione tam rzeczy, np. dokumenty i drobne części maszyny - uważa francuski ekspert. Sprawą kluczową w prowadzeniu każdego śledztwa po katastrofie lotniczej jest zabezpieczenie miejsca wypadku. - Nie można pozwolić sobie na to, by cokolwiek stamtąd zginęło. Najdrobniejsza rzecz może mieć ogromne znaczenie w śledztwie - dodaje Feldzer.
Symulacja ostatnich sekund katastrofy prezydenckiego tupolewa nie tłumaczy, dlaczego pilot mimo ostrzeżeń nie odleciał na lotnisko zapasowe do Witebska bądź Mińska, tylko podchodził do lądowania w Smoleńsku. Pilot Tu-154, gdy zorientował się, że jest za nisko, próbował poderwać maszynę, ale zabrakło mu około pięciu sekund.
Samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem przy próbie lądowania. W katastrofie zginęło 96 osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką Marią, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.