Śledczy ws. Olewnika: nie zawiniłem, ale przepraszam
Dla mnie porażką jest to, że nie udało się uwolnić Krzysztofa Olewnika - powiedział w TVN24 nadkomisarz Remigiusz Minda, policjant oskarżany przez rodzinę ofiary o zaniedbania w śledztwie. Dodał, że wierzy, iż zostanie oczyszczony z zarzutów zaniedbań, ale przeprosił.
Grupa wykonywała pracę potężną. Jeśli rodzina uważa, że za nieudolnością prowadzenia czynności stoję ja, to przepraszam - powiedział Minda.
Dodał przy tym, że na pewno jest wiele zagadek kryminalistycznych, które można rozwiązać szybciej. Wierzę jednak, że zostanę oczyszczony z takich zarzutów - dodał nadkom. Minda.
Minda powiedział, że na temat śledztwa wypowiadają się osoby, które nie zapoznały się z materiałem. Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej - mówił.
Odniósł się także do sprawy niesprawdzenia anonimu przekazanego przez ojca Krzysztofa Olewnika. Pan Olewnik przekazał ten anonim prokuratorowi. Ja nie pamiętam, abym go otrzymał. Z dużą dozą prawdopodobieństwa nie dotarł on do mnie. Fakty są takie, że anonim – z tego co pamiętam – był przekazany do prokuratury – mówił Minda, dodając, że prokuraturze zależało, aby sprawę przejęło CBŚ.
Odpowiadając na zarzut, że nie sprawdzono billingów osób, które były przed porwaniem na przyjęciu u Krzysztofa Olewnika, a być może jedna z tych osób otworzyła drzwi, którymi dostali się później porywacze, Minda powiedział: że jest to kolejna nieprawda. Temat imprezy u Olewnika wyjaśniało Biuro Spraw Wewnętrznych. Ja nie wyjaśniałem okoliczności tego spotkania. Jeżeli biznesmen zaprasza piętnastu policjantów na suto zaprawianą alkoholem imprezę, robi to w określonym celu - powiedział. I dodał, że ma nadzieję, iż okoliczności tego spotkania zostaną wyjaśnione.
Odnosząc się do zarzutów formułowanych przez rodzinę Olewnika w sprawie zaniedbań, do jakich miało dojść podczas śledztwa, Minda powiedział, że "pan Olewnik wielokrotnie rozmijał się z prawdą jeśli chodzi o przekazywanie informacji".
Nadkomisarz dodał, że w czasie trwania śledztwa utrzymywał stały kontakt z rodziną porwanego. Przypominam sobie jeden miesiąc, gdzie przeprowadziłem ponad 27 godzin rozmów z rodziną - mówił.
W jego opinii nie było nieprawidłowości w jego postępowaniu w tej sprawie, a na wszystko "są dokumenty".
Zapowiedział też, że pozwie Jerzego Dziewulskiego, który powiedział o nim "bydlę".
Olsztyńska prokuratura okręgowa od czerwca 2007 r. prowadzi śledztwo, w którym wyjaśnia, czy były nieprawidłowości związane z wyjaśnianiem porwania Krzysztofa Olewnika. Materiały do tego śledztwa zostały wyodrębnione ze sprawy osądzonych już nieprawomocnie porywaczy.
Do porwania Krzysztofa Olewnika, syna przedsiębiorcy z Drobina pod Płockiem (Mazowieckie) doszło w nocy z 26 na 27 października 2001 r. Sprawcy zażądali okupu. Kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną. W lipcu 2003 r. okup przekazano porywaczom, jednak uprowadzony nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany.
Proces w tej sprawie, której akta liczą 112 tomów, toczył się od października 2007 roku. 31 marca br. Sąd Okręgowy w Płocku skazał dwóch zabójców Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika na kary dożywotniego więzienia. Na ławie oskarżonych znalazło się w sumie 11 osób, ośmioro skazano na kary od roku więzienia w zawieszeniu do 15 lat pozbawienia wolności; jednego z oskarżonych sąd uniewinnił.
Kilka dni później - czwartego kwietnia - Kościuk popełnił samobójstwo. Powiesił się na prześcieradle w celi aresztu w Płocku. Śledztwo w tej sprawie wszczęła tamtejsza prokuratura rejonowa.
W czerwcu 2007 r. samobójstwo popełnił też Wojciech F. (szef gangu, który porwał Olewnika), któremu śledczy zamierzali przypisać tzw. sprawstwo kierownicze. W jego organizmie znaleziono alkohol i śladowe ilości amfetaminy.