SLD chudsze na Dolnym Śląsku
O 38,6% zmniejszył się stan liczebny
członków Sojuszu Lewicy Demokratycznej na Dolnym Śląsku. Z
pierwotnej liczby ponad 15,5 tys. członków w partii zostało 9,5
tys. Ogromna większość wyrzuconych z SLD w ogóle nie wypełniła
wniosków weryfikacyjnych.
06.01.2004 12:00
_ "Niewypełnienie ankiety weryfikacyjnej jest równoznaczne z usunięciem z partii. Wśród tych, którzy nie przystąpili do weryfikacji, można wyróżnić 3 grupy. Po pierwsze ludzie będący w partii tylko na papierze, czyli tzw. 'martwe dusze'. Druga grupa to ci, którzy nie przystąpili do weryfikacji z przyczyn osobistych, takich jak zmiana miejsca zamieszkania. No i na samym końcu grupa rozczarowanych członków, niezadowolonych z działania lewicowego rządu"_ - powiedział Leszek Cybulski z dolnośląskiego SLD.
Przed weryfikacją na Dolnym Śląsku było 28 instancji powiatowych i tyle pozostało. Ze 136 instancji gminnych ubyło 11, natomiast liczba kół zmniejszyła się z 958 do 844.
W Złotoryi przed weryfikacją była gminna komórka SLD, stworzona z 3 kół. Ponieważ członkowie jednego z nich zostali w całości zweryfikowani negatywnie, koło rozwiązano, przestała też istnieć instancja gminna, bowiem partyjne przepisy mówią, że organizację gminną tworzą minimum 3 koła.
Według Cybulskiego, najczęstszą przyczyną negatywnej weryfikacji w przypadku radnych był brak realizacji programu klubu, czyli np. niepodporządkowanie się dyscyplinie partyjnej w czasie głosowań. Często zdarzało się również, że członkowie SLD, sprawujący różne funkcje, nie uiszczali tzw. składek specjalnych, zasilających konta gminne Sojuszu. Były też przypadki członków partii mających konflikt z prawem. Tak jest np. z legnickim posłem Ryszardem Maraszkiem, któremu postawiono zarzut o narażenie na wielomilionowe straty banku, którym kierował.
_ "Maraszek zastosował się do uchwały zarządu krajowego i 15 grudnia ubiegłego roku zawiesił swoje członkostwo w SLD. Inny jest przypadek radnego z Kłodzka, który został skazany za to, że w czasie gdy był kierownikiem budowy, dopuścił do nielegalnego podłączenia prądu. On twierdził, że było to niedopatrzenie. Być może jest to sprawa błaha, ale nawet jeżeli tak, to prawo jest prawem"_ - dodał Cybulski.
Pozytywnie przez weryfikację przebrnął poseł z Wrocławia Jan Chaładaj, któremu zarzuca się, że głosował "na cztery ręce" - za siebie i innego posła. Parlamentarzysta twierdzi, że decyzję podejmie dopiero wtedy, gdy prokuratura postawi mu zarzuty.(iza)