Katowice. ”Marzenia trzeba realizować zawczasu” - z hospicjum na szerokie wody
Pierwszy raz weszła tu 27 lat temu, w niedzielę pierwszy raz zmierzy się z kolejnym wyzwaniem. Beata Fularska – pielęgniarka oddziałowa z Oddziału dla Dorosłych Hospicjum Cordis, prócz niesienia pomocy innym, nie wyobraża sobie życia bez pasji i aktywnego wypoczynku.
Zaczęło się kilka lat temu na Warmii. Wraz ze znajomymi postanowiła wypocząć nad jednym z uroczych jezior. Dostrzegli tam osamotnioną żaglówkę, którą nikt się nie interesował. Wynajęli ją...i tak zaczęła się przygoda, która trwa do dzisiaj - co więcej, miłość jest coraz silniejsza.
"Kilka miesięcy później zrobiłam patent. Minęła zaledwie chwila, a już z mężem i dziećmi odwiedziliśmy Mazury. Rok po otrzymaniu uprawnień, wyruszyliśmy w morze" – wspomina oddziałowa, Beata Fularska.
Od tej pory stara się tam uciekać jak najczęściej. To dla niej czysta przyjemność, reset. Choć niektórzy są zdania, że żeglarstwo to nudny sport. Jednak dla Pani Beaty to coś więcej - pewien rodzaj wyzwania...zwłaszcza, jeśli się ma chorobę morską. "Walczę z tym. Chcę pokonywać swe słabości, dlatego jak najczęściej staram się je przełamywać" – dodaje pielęgniarka.
Słabości, które na co dzień widzi też u swych podopiecznych w hospicjum. Nawet, gdy wchodzi na pokład wciąż o nich pamięta. Trudno o tym zapomnieć. Pasja dodaje jej energii i wiary w to, że marzenia są po to by je realizować.
Dlatego w niedzielę spełni kolejne z nich. Wejdzie na pokład Kapitana Borchardta, by w kilkuosobowym gronie kobiet wyruszyć w morze. "Zawsze chciałam tego spróbować. Nie znam tych osób, ofertę znalazłam w internecie. Nie zastanawiałam się długo, bo wiem że to ludzie z pasją. I mimo, że zamknięci są przez kilka dni na małej przestrzeni potrafią ze sobą współpracować" – śmieje się Beata Fularska.
Panie, w ramach akcji ”Dziewczyny na żaglowiec”, wsiądą na pokład Kapitana Borchardta by w ciągu kilku dni samodzielnie pokonać odległość ze Szczecina do Gdańska.