Areszt dla podejrzanych o zabójstwo policjantów
Jeden z aresztowanych (PAP/Roman Koszowski)
Sąd Rejonowy w Katowicach aresztował we wtorek na trzy miesiące trzech spośród czterech sprawców napadu na kawiarenkę internetową w Czechowicach-Dziedzicach (Śląskie). W poniedziałek od kul bandytów zginęło tam dwóch policjantów.
Jak poinformował prokurator Marek Pasionek, sąd zastosował areszt wobec dwóch podejrzanych o podwójne zabójstwo (Aleksandra Ż. i Jacka O.) oraz ich kompana Przemysława M., który w czasie napadu czekał w samochodzie przed kawiarenką. Jemu prokuratura postawiła zarzut usiłowania rozboju. Wszyscy ci podejrzani mają po 24 lata.
Czwarty mężczyzna, brat Aleksandra, Jarosław Ż. - który w ciężkim stanie leży w szpitalu z ranami postrzałowymi - nie mógł zostać przesłuchany, dlatego jak dotąd nie można było wnioskować o jego aresztowanie. Z ustaleń prokuratury wynika, że jest on jednym z dwóch mężczyzn, którzy strzelali do policjantów. To on miał oddać najwięcej strzałów.
Niewątpliwie dopuścili się oni zbrodni zabójstwa, napadu rabunkowego z użyciem broni palnej, a więc grozi im surowa kara. W dalszym ciągu jest możliwa obawa mataczenia w sprawie poprzez nakłanianie innych osób do składania fałszywych zeznań - powiedział po posiedzeniu sądu prokurator Pasionek.
Wszyscy z przesłuchanych podejrzanych przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów, jednak wzajemnie obciążają się, zrzucają na siebie winę. Sprzeczności dotyczą tego, kto z nich był inicjatorem napadu i jaki był podział ról.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że do policjantów strzelało trzech podejrzanych, którzy użyli dwóch pistoletów - prawdopodobnie jeden wyrwał broń koledze. Prokuratura zastrzega, że te ustalenia ma zweryfikować dalsze śledztwo.
Na wynik postępowania przygotowawczego składają się intensywne czynności procesowe, czynności operacyjne, potrzebny jest łut szczęścia. Akurat w tej sprawie wszystkie te elementy jakoś zadziałały, bo niewątpliwie szczęści sprzyjało organom ścigania - powiedział Pasionek.
Prokuratorzy pracowali bez przerwy od poniedziałkowego ranka. Ustalili, że motywem działania sprawców było dokonanie rozboju na właścicielu kawiarenki.
Nie wiadomo jeszcze, dlaczego w kawiarence w czasie rozboju - około godz. 2.30 - byli policjanci. Prowadzący sprawę podkreślają, że od chwili napadu minęło niewiele czasu i w tych godzinach koncentrowali się na ustaleniu sprawców zabójstwa. Prokurator Pasionek zaznaczył jednak, że w dalszym ciągu będzie wyjaśniana sprawa celu i charakteru pobytu policjantów w kawiarence w środku nocy, choć - jak dodał - to sprawa drugorzędna.
Do strzelaniny w poniedziałek w nocy. Bandyci byli w kominiarkach. Wchodząc do środka pobili właściciela lokalu. Nie zrezygnowali z napadu, choć właściciel krzyczał, że wewnątrz są policjanci. Dopiero wówczas otworzyli ogień. Policjanci, którzy zginęli - 40-letni podkomisarz Mirosław M. i 32-letni sierżant sztabowy Tadeusz Ś. - byli w cywilnych ubraniach.
Z obu stron oddano kilkadziesiąt strzałów. Właściciel kawiarenki schował się za biurkiem, podobnie jak jedyny klient kawiarenki. Oni nie odnieśli obrażeń.
Zdaniem policji, wymiana ognia trwała ok. 40 sekund. Policjanci ranili dwóch napastników. Stan przebywającego w szpitalu w Żorach Jarosława Ż. jest ciężki, mimo to pilnują go policjanci. Brat Jarosława Aleksander ma niegroźną ranę dłoni. Do sądu został doprowadzony z opatrunkiem na ręku.
Wszystkich sprawców policjanci schwytali jeszcze tego samego dnia. Bandyci byli już notowani m.in. za rozprowadzanie narkotyków i powiązania z grupami dealerskimi.
Uciekając z miejsca zdarzenia sprawcy porzucili swojego ciężko rannego kompana przed szpitalem w Żorach. Dwaj kolejni mężczyźni zostali schwytani kilkadziesiąt minut później dzięki policyjnej blokadzie drogi na przedmieściach Rudy Śląskiej. Po południu w mieszkaniu w Żorach policja zatrzymała czwartego mężczyznę, podejrzewanego o udział w zabójstwie. (jask)