PolskaSkładki zdrowotne finansują luksusy NFZ

Składki zdrowotne finansują luksusy NFZ

Pieniądze z naszych składek zdrowotnych zamiast na leczenie, idą na utrzymanie darmozjadów z NFZ. Płacimy za ich służbowe samochody, telefony, a ich pensje są nieosiągalne dla przeciętnego Polaka. W tym roku na płace pracowników NFZ, któremu szefuje Andrzej Sośnierz, pójdzie aż 230 milionów złotych. Nic dziwnego, że nie ma pieniędzy na podwyżki dla pielęgniarek i lekarzy. Nic dziwnego, że szpitale toną w długach, a pacjenci czekają po kilka lat na operacje - pisze "Fakt".

W tym roku aż 454 miliony złotych z naszej składki zdrowotnej pójdzie na utrzymanie NFZ. Za te pieniądze można utrzymać przez rok nawet 15 średnich szpitali. Ale Narodowy Fundusz Zdrowia przeznacza tę sumę na pensje, siedziby, służbowe samochody. Na same pensje pójdzie z tego 230 milionów, czyli o 40 milionów więcej niż w roku ubiegłym.

W NFZ w całym kraju prawie 4300 osób - to więcej niż liczba mieszkańców niejednego polskiego miasteczka - pisze "Fakt". Prezes Funduszu, Andrzej Sośnierz, zarabia miesięcznie 16 tys. złotych. Dyrektor jego gabinetu 8,5 tys. zł, a naczelnik biura 6,5 tys. zł. Średnia pensja pracownika NFZ to 4,5 tys. zł. To półtora raza więcej od przeciętnego zarobku lekarza i prawie trzy razy więcej niż średnia pensja pielęgniarki.

W szpitalach brakuje lekarstw, pacjenci śpią na korytarzach, a szefowie zadłużonych po uszy placówek muszą dwoić się i troić w negocjacjach z wierzycielami. Obecnie na temat spłaty długu rozmawiamy m.in. z ZUS, komornikami, PFRON-em. Staramy się oszczędzać i spłacać wierzycieli. Zadłużenie szpitala spadło ze 190 do 136 milionów złotych, ale nadal jest nam bardzo ciężko - żali się Piotr Pobrotyn, dyrektor Akademickiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

Pieniędzy nie ma, bo zżera je biurokracja NFZ. To wina całego systemu ochrony zdrowia. Tylko wprowadzenie konkurencji może przynieść pozytywne efekty. Należy sprywatyzować NFZ. To jedyny sposób na zagwarantowanie rozsądku - doradza Jan Fijor, ekspert z Centrum im. Adama Smitha. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)