PolskaSkandynawski alarm

Skandynawski alarm

Kompletnie nie rozumiem, jak z tej małej kolizji można zrobić taką aferę - mówi Jan Warchoł, prezes zarządu Polskiej Żeglugi Bałtyckiej, armatora promu "Pomerania", który zderzył się w nocy z niedzieli na poniedziałek ze szwedzkim tankowcem "Rio Grande".

01.02.2005 | aktual.: 01.02.2005 08:04

- Ale gdy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że takie sytuacje są wykorzystywane przez nieprzychylnych nam Skandynawów.

Prom "Pomerania" wypłynął ze Świnoujścia w niedzielę o godz. 22, w normalny rejs do portu w Kopenhadze w Danii. Około godziny 6 rano, w odległości 30 mil od Kopenhagi, prom wyprzedzał tankowiec. Było to niedaleko szwedzkiego Malmö. - To bardzo ruchliwe miejsce. Zbiegają się tutaj trzy tory wodne, bardzo uczęszczane przez statki. Często dochodziło tutaj do kolizji - mówi prezes Warchoł. - Dlatego też postawiono w tym miejscu latarnię, by możliwość jakichkolwiek wypadków zminimalizować.

Z dwóch stron płynęły w stronę latarni "Pomerania i "Rio Grande". W pewnym momencie statki znalazły się zbyt blisko siebie. "Pomerania" przyspieszyła, ale nie udało się uniknąć kontaktu. Szwedzki tankowiec otarł się o rufę polskiego promu. Szybko sprawdzono uszkodzenia.

Okazało się, że rufa "Pomeranii" wgniotła się na głębokość kilku centymetrów. Zdarta także została farba na powierzchni kilku metrów kwadratowych. - Nikomu nic się nie stało. Nie ma jakichkolwiek informacji o chociażby drobnych ranach pasażerów czy załogi - mówi prezes Warchoł. Kapitanowie obu statków zgodnie z procedurami wymienili się informacjami potrzebnymi dla ubezpieczycieli, zgłosili także fakt kolizji stacji brzegowej w Szwecji i służbom ratowniczym.

Mimo, że nie było potrzeby korzystania z ich pomocy. - Kadłub był bezpieczny, uszkodzenia niewielkie, ale zawsze działamy zgodnie z prawem - mówi prezes Warchoł. "Pomerania" z dwudziestominutowym opóźnieniem dotarła do portu w Kopenhadze. Pasażerowie, w większości niepodejrzewający, że doszło do jakiegokolwiek wypadku, zeszli na ląd. Tankowiec "Rio Grande" kontynuował rejs do portu w Szwecji.

Mimo tych uspokajających informacji szwedzkie służby ratownicze zaalarmowały w dramatyczny sposób media. W rozesłanych komunikatach pisano o "zderzeniu dwóch statków", o "przeciekającej burcie "Pomeranii". - To się robi celowo. Widzę w tym rękę skandynawskiej konkurencji, która nie przepuści żadnej okazji, by wykazać naszą niekompetencję. Przecież naprawdę nic się nie stało - mówi prezes Warchoł. - Szwedzi i Duńczycy od rana zrobili z tego aferę, ale potem zaczęli się wyciszać. Chyba sami zauważyli, że trochę przesadzili. A my jesteśmy ambitni i nie zamierzamy łatwo ustępować pola naszej bogatszej konkurencji. I to ich chyba denerwuje.

"Pomerania" została jeszcze raz sprawdzona w kopenhaskim porcie. Potwierdziło się, że uszkodzenia są niewielkie. Około godz. 21 prom wyruszył z Kopenhagi do Świnoujścia w rejs powrotny. Trwa jednak nadal ustalanie przyczyn zdarzenia. "Pomerania" na razie nie trafi do stoczni, by usunąć skutki zderzenia. - Statek miał i tak planowane na marzec wejście do stoczni, więc przy okazji naprawimy szkody spowodowane kolizją - twierdzi prezes Warchoł.

Jarosław Popek

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)