Skandal w śląskiej Akademii Medycznej
Adam Sałaniewski, dyrektor Śląskiej Akademii
Medycznej, miał stworzyć pensjonat dla ludzi starych. Jego
fundacja zebrała pieniądze na remont budynku. Dziś jest to
zameczek dyrektora - pisze "Gazeta Wyborcza".
18.09.2004 | aktual.: 18.09.2004 07:27
Jastrzębie to malutka wieś w gminie Rudnik koło Raciborza. Mieszka tu zaledwie 160 osób. Do wsi prowadzi malownicza droga. Na jednym ze wzgórz na skraju wsi znajdziemy uroczy zameczek, który pod koniec XIX wieku wybudowała mieszczańska rodzina Schramek - informuje dziennik w korespondencji z Katowic.
Po wojnie przez kilkadziesiąt lat w zameczku mieścił się ośrodek dla dzieci z chorobami dróg oddechowych. Potem budynek opustoszał i niszczał. W kwietniu 1991 r. gmina postanowiła go sprzedać. Zameczek wyceniano wówczas na 100 tys. zł. Nie był jeszcze wpisany do rejestru zabytków.
Jego uroda zwróciła uwagę Adama Sałaniewskiego, dyrektora administracyjnego ŚAM. 18 lipca 1991 r. wraz z kilkoma osobami związanymi z akademią zakłada fundację Dom w Starym Kraju z siedzibą w Jastrzębiu. Adam Sałaniewski zostaje dyrektorem fundacji.
Zgodnie ze statutem fundacja ma się zajmować remontowaniem zabytków i przeznaczać je na pensjonaty dla osób wracających na starość do kraju. W statucie zaznaczono, że chodzi również o obiekty stanowiące własność prywatną.
Pod koniec sierpnia zameczek w Jastrzębiu zostaje wpisany do rejestru zabytków. Od tego momentu gmina może go zgodnie z prawem sprzedać po znacznie obniżonej cenie. Hubert Miczka, ówczesny wójt gminy Rudnik, ogłasza w prasie przetarg, ale do dyrektora Sałaniewskiego wysyła osobny list z zawiadomieniem. Jego kopia jest w dokumentach gminy, ale Miczka nie pamięta już, dlaczego tak zrobił.
27 września dochodzi do transakcji. Zameczku nie kupuje fundacja Dom w Starym Kraju, ale sam dyrektor Sałaniewski, i to za jedyne 35 tys. zł. Należność rozłożono na dwie raty. Sałaniewski obiecywał, że zrobi w zameczku pensjonat. Szkoda, że nie dotrzymał słowa - mówi dziś Miczka.
Zameczek nigdy nie przyjął żadnego pensjonariusza. Członkowie fundacji twierdzą, że nie wiedzą dlaczego. Dyrektor Sałaniewski uważa, że nie ma się czego czepiać. To prawda, że fundacja remontowała prywatny obiekt, ale to całkiem legalne. Chodziło przecież o to, by urządzić w nim pensjonat. Nie nasza wina, że nikt nie dawał już pieniędzy i nie zdołałem go otworzyć - mówi dyrektor. (PAP)