Skandal na polowaniu, myśliwy zabił zwierzę pod ochroną. Sprawę bada policja
Podczas polowania w gminie Purda na Warmii zabito łosia, za co grozi kara więzienia do 3 lat. Jak ustaliła WP, w polowaniu brał udział prezes Naczelnej Rady Łowieckiej i kandydat na prezydenta Olsztyna, były siatkarz Marcin Możdżonek. W rozmowie z WP twierdzi on, że nie widział incydentu. - Tylko jedna osoba mogła oddać strzał w tamtą stronę - mówi Możdżonek.
Koło Łowieckie "Żubr" z Olsztyna na swojej stronie opisuje polowanie, które miało miejsce w gminie Purda, 6 stycznia. W krótkiej relacji ze zdjęciami można przeczytać, że "pozyskano lisa oraz jelenia cielę". Myśliwi nie informują jednak, że w trakcie tego polowania został zabity łoś. Jest to zwierzę objęte gatunkową ochroną, a za jego uśmiercenie grozi więzienie. O tym fakcie poinformował nas czytelnik.
Olsztyńska prokuratura potwierdziła nam, że do takiego zdarzenia doszło i wszczęto śledztwo. Sprawę prowadzi policja z posterunku w Purdzie pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Południe. Postępowanie wszczęto z art. 35 ust. 1 Ustawy o ochronie zwierząt, który brzmi: "Kto zabija, uśmierca zwierzę albo dokonuje uboju zwierzęcia z naruszeniem przepisów art. 6 ust. 1, art. 33 lub art. 34 ust. 1-4, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
Z informacji uzyskanych przez WP wynika, że wśród osób, które 6 stycznia brały udział w polowaniu w obwodzie łowieckim 239 w gminie Purda, jest prezes Naczelnej Rady Łowieckiej i kandydat na prezydenta Olsztyna Marcin Możdżonek, były siatkarz, mistrz świata i Europy.
Nie byłem świadkiem zabicia łosia. Byłem uczestnikiem tego samego polowania, ale zdarzenia nie widziałem. Kiedy dotarły do mnie informacje o tym zdarzeniu, poprosiłem prowadzącego polowanie, żeby wezwał policję – mówi WP były siatkarz i prezes Naczelnej Rady Łowieckiej.
Policja przyjechała na miejsce w nocy
Z informacji, które uzyskaliśmy w prokuraturze wynika, że około godziny 20 pracownik Nadleśnictwa Olsztyn powiadomił o zdarzeniu policję.
Funkcjonariusze na miejscu pojawili się około godziny 21. Było już dawno po zachodzie słońca, ale policji udało się znaleźć truchło łosia i dokonać oględzin miejsca. Dwa dni później (poniedziałek, 8 stycznia) podczas kompleksowych już oględzin policja zabezpieczyła łuskę, która "może mieć związek z postrzeleniem zwierzęcia".
Kiedy doszło do zdarzenia? Służby to ustalają, a wypowiedzi Marcina Możdżonka zdają się wskazywać, że incydent wydarzył się w ciągu dnia.
Osobiście uważam, że to, co się wydarzyło, musiało być naganne. Pamiętam doskonale, tego dnia była pogoda, był piękny, słoneczny dzień, minus pięć, minus siedem stopni, mnóstwo śniegu. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można tak się pomylić – mówi Możdżonek w rozmowie w WP.
"Nie znam takich historii, że myśliwy zabił jakieś zwierzę i się do tego przyznaje"
Czas jest kluczowy w przypadku badania tego typu zdarzenia. Na kwestie związane z bardzo szybkim zabezpieczeniem dowodów przy takich sprawach zwraca uwagę prawniczka Karolina Kuszlewicz.
- Prawie nie znam takich historii, że myśliwy zabił jakieś zwierzę i się do tego przyznaje. Nie wiem, jak będzie w tym wypadku, ale są to co do zasady sprawy dość trudne dowodowo – mówi WP ekspertka.
Prawniczka podkreśla, że takie śledztwa muszą opierać się na dobrym zabezpieczeniu materiałów dowodowych w terenie, ciała zwierzęcia, pocisku i broni.
- Pierwsze doby postępowania są kluczowe dla powodzenia sprawy. Jeżeli technicy kryminalistyczni porządnie zbadają teren, szybko zostanie zabezpieczona książka polowań, ciało zwierzęcia i prokuratura podejdzie do sprawy poważnie, zostaną przesłuchani świadkowie, to są szanse na ustalenie podejrzanego - mówi Kuszlewicz.
Do tego, jak wyjaśnia, w przypadku przestępstwa z ustawy o ochronie zwierząt prokuratura będzie musiała bardzo solidnie przesłuchać świadków i wykazać umyślność w zamiarze bezpośrednim bądź ewentualnym, co bywa kłopotem w tego typu sprawach.
Jak ustaliliśmy w olsztyńskiej prokuraturze, do 5 marca, oprócz oględzin z dnia zdarzenia i późniejszych na miejscu, trwała weryfikacja listy 32 osób, które miały brać udział w polowaniu. Zlecono również przesłuchanie w charakterze świadków wszystkich osób, których dane znajdowały się w informacji przekazanej od organizatorów polowania. Powołano także biegłych z katedry patomorfologii zwierząt Uniwersytetu Warmińsko–Mazurskiego w Olsztynie.
Olsztyńska prokuratura chce przekazać sprawę do innego okręgu
Jednak, jak się okazuje, sprawa zabitego łosia może trafić do innego okręgu. Taki wniosek został skierowany 8 marca przez olsztyńską prokuraturę do Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Powodem miały być przyczyny proceduralne. Jak nieoficjalnie ustaliła WP, chodzi o fakt, że na liście uczestników feralnego polowania z 6 stycznia miał znajdować się prokurator z Olsztyna.
Decyzja o przekazaniu do innej prokuratury leży w gestii prokuratury nadrzędnej, czyli w tym wypadku jednostki z Białegostoku.
Szwedzkie polowanie na Warmii
Polowanie, jak wyjaśnia w rozmowie z WP Marcin Możdżonek, prowadzono w konkretny sposób. Dlatego, jak twierdzi, on sam nie widział zdarzenia.
- To było polowanie robione metodą szwedzką. Jesteśmy rozwożeni na zwyżki i nie widzimy innych uczestników. Jest to polowanie robione na dużym obszarze. Każdy jest sam, od danej godziny siedzimy i jesteśmy poza swoim zasięgiem, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa, obojętnie, z której strony się odda strzał, to jest on bezpieczny dla uczestników – wyjaśnia były wicemistrz świata w siatkówce.
Czy prezes KRŁ wie, kto oddał śmiertelny strzał? Możdżonek zdaje się w rozmowie z nami nie mieć wątpliwości.
Sprawa jest jasna. Tylko jedna osoba mogła oddać strzał w tamtą stronę. Sprawa trafiła do odpowiednich służb. Czekamy na rozwój sytuacji i wyciągnięcie wniosków. Z tego, co wiem, zarząd koła zebrał się w tej sprawie, ale pozostaje coś takiego, jak jeszcze kwestia udowodnienia winy, lecz to już zadanie dla policji i prokuratura – mówi w rozmowie z WP Możdżonek.
Dodaje, że jego zdaniem taka osoba powinna być wyrzucona w trybie natychmiastowym z Polskiego Związku Łowickiego. Polski Związek Łowiecki ma czekać w tym zakresie rewolucja.
- Taka osoba powinna ponieść pełną odpowiedzialność finansową i karną za to, co zrobiła – mówi Możdżonek.
Choć ze słów byłego siatkarza może wynikać, że nie powinno być problemów z ustaleniem sprawcy i pociągnięciem go do odpowiedzialności, to zdaniem Karoliny Kuszlewicz nie jest to takie oczywiste. Tym bardziej że myśliwi często przyjmują linię obrony typu "pomyliłem z dzikiem".
- Dlatego trzeba pilnować tych spraw, bo często są one rozmywane i sprowadzane do bezradnego myśliwego, który robi ofiarę z siebie w tej sprawie, jakby nie był sprawcą. To jest tak naprawdę największy problem w tych sprawach. Uważam, że myśliwi, którzy nie potrafią wykonywać polowań bezpiecznie, a tym jest zabicie łosia, powinni dożywotnio tracić uprawnienie do ich wykonywania. To kwestia bezpieczeństwa nas wszystkich – podsumowuje prawniczka.
Poprosiliśmy o komentarz Koło Łowieckie "Żubr" w Olsztynie. Zarząd nie odpowiedział na żadne z pytań, informując jedynie, że "czynności w przedmiotowej sprawie prowadzi KMP w Olsztynie".
Michał Krawiel, dziennikarz Wirtualnej Polski