Skandal na poligonach. Saperzy detonowali nielegalne odpady
Na poligonie w Orzyszu saperzy z 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa detonowali toksyczne odpady Nitro-Chemu. Jeśli ktoś się gorzej poczuł i chciał jechać do szpitala, dowódcy grozili mu wyrzuceniem z armii. Prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie, a zarzuty usłyszało już ponad 20 osób - ustalił Onet.
18.12.2024 | aktual.: 18.12.2024 13:01
W 2017 r. na poligon w Orzyszu trafili saperzy z 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa. Czekał już na nich mjr Marcin M., ówczesny szef szkolenia saperów w brygadzie, dziś z zarzutami za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Niebawem przyjechały tam wojskowe jelcze i stary wyładowane beczkami. Saperzy z 6. brygady mieli za zadanie wyładować beczki, nie wiedzieli, co się w nich znajduje.
- Od samego kontaktu z beczkami chłopaki mieli mdłości, wymiotowali, piekła ich skóra. Po pewnym czasie zorientowali się, że nie można przy tym palić papierosów, bo z twarzy schodzi skóra - relacjonuje Marek, jeden z saperów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wysadzać i się nie interesować"
Żołnierze musieli przenosić beczki z chemikaliami, wrzucać je do dołów i wysadzać.
Za całe wyposażenie ochronne służyły im tylko własne mundury i rękawiczki, o ile któryś je ze sobą zabrał, bo żołnierze nie byli uprzedzani, z jakimi substancjami będą mieć do czynienia. - Słyszeliśmy od dowódców, że mamy nosić, wysadzać i się nie interesować - opowiada rozmówca Onetu.
Mdłości po kilku minutach pracy
Po kilku dniach oprócz beczek przywieziono kartony przesiąknięte śmierdzącą i lepką cieczą. Dostali jednak rozkaz, by te kartony przenosić ręcznie. Michał, inny z saperów, był w grupie, która wykonywała to zadanie. Pamięta smród, nie wie jednak, co było w kartonach. Kilka minut kontaktu z pakunkami wystarczyło, aby żołnierze zaczęli odczuwać mdłości i zawroty głowy.
- Leciała mi też krew z nosa po każdej takiej robocie, jak się wieczorem kładłem spać. Wiem, że wśród innych żołnierzy zdarzały się także omdlenia oraz poparzenia chemiczne, więc musiało być tam coś żrącego albo mocno toksycznego - opowiada Michał.
- Ktoś nawet chciał jechać do szpitala, ale dowódcy straszyli nas komisją lekarską. Powiedzieli, że komisja stwierdzi, że taki żołnierz będzie niezdolny do służby i go z wojska wywalą - dodaje Marek.
- Był rozkaz, było wykonane, bo z mjr. M. nikt nie dyskutował. Jeżeli ktoś coś powiedział, to albo szybko był zwolniony, albo przenoszony, albo delegowany na drugi koniec Polski - przyznaje jeden z rozmówców.
Śledztwo prokuratury
Jak dowiedział się Onet z dokumentów prokuratorskich, "chodziło o pozorną usługę w postaci zdetonowania materiałów wybuchowych, w celu badań fali uderzeniowej i sejsmicznej na poligonach. W rzeczywistości prowadzono detonacje, aby zutylizować zalegające w magazynach Nitro-Chemu poprodukcyjne, odpadowe materiały wybuchowe".
Śledztwo obejmuje do tej pory 22 osoby. Prokuratorzy badają możliwość popełnienia przez te osoby w sumie ponad 140 przestępstw.
Detonacje prowadzone były na poligonach w Orzyszu, Ustce, Nowej Dębie, Drawsku Pomorskim oraz pod Bydgoszczą. Toksyczne substancje mogły zagrozić zdrowiu ludzi oraz środowisku.
- Przy każdej detonacji toksyczny materiał, który wówczas wysadzano, idzie w górę, a ludzie to wdychają - mówią żołnierze.
Źródło: Onet