Siłacz na życzenie
– Dzieciom nigdy nie odmawiam – powiedział nam Mariusz Pudzianowski. – Jeśli takie jest życzenie chorej dziewczynki, na pewno do niej przyjdę.
07.02.2006 | aktual.: 07.02.2006 18:01
Asia Kułakowska jest nieśmiałą jedenastolatką. Ma ogromne marzenie – chciałaby, żeby w szpitalu, w którym poddawana jest właśnie chemioterapii, odwiedził ją siłacz Mariusz Pudzianowski j. Bo go podziwia i wie, że ze spotkania ucieszą się także inni mali pacjenci wrocławskiej hematologii. – Niewykluczone, że okazja będzie już w przyszłym tygodniu – obiecał nam w piątek siłacz Pudzianowski. – Przyjeżdżam w okolice Wrocławia na imprezę. Po drodze spróbuję zajrzeć do kliniki.
Asia Kułakowska nie może chodzić. Najpierw bardzo bolały ją nogi. Lekarze długo nie znali przyczyny. Niedawno stwierdzono, że to wina złośliwego guza. Ulokował się w prawej kości kulszowej, nie było go widać na zdjęciach rentgenowskich, co opóźniło diagnozę. Może dlatego, że nowotwór przysparzał bólu i odbierał siły, Asia zaczęła marzyć o tym, by choć na chwilę znalazł się obok niej ktoś, kto potrafi zdziałać wiele mocą własnych mięśni. Być może nawet – jak żartują dzieci z kliniki hematologicznej – mógłby unieść na swych barkach cały szpital przy ulicy Bujwida we Wrocławiu.
Woli supermana
– Siostra szaleje na punkcie komputera. Poznała go dopiero w szpitalu, ale opanowała tak szybko, że nie mogliśmy uwierzyć, jaką jest specjalistką – opowiada 23-letnia Justyna. Cały czas spędza przy szpitalnym łóżku Asi. – W domu nie mamy komputera. Ale mimo to, kiedy spytaliśmy, jakie ma marzenie, wybrała spotkanie z Mariuszem Pudzianowskim. Najpierw dziewczynka podziwiała go, oglądając w telewizji zawody strong manów, czyli najsilniejszych facetów na świecie. Potrafią przeciągać na linie ciężarówki, bez problemu podnoszą pociąg. Wtedy stwierdziła, że Pudzianowski to strasznie fajny facet. I choć do najśmielszych nie należy, zebrała się na odwagę i wysłała e-mail do swego idola. Napisała, że bardzo go lubi i pozdrawia. Odpisał! – Od tego czasu siostrzyczka zastanawiała się, jak byłoby fajnie spotkać się z tym silnym panem oko w oko, a może nawet porozmawiać – dodaje Justyna.
Specjaliści od marzeń
Wszystko wskazuje na to, że pragnienie ciężko chorych dzieci spełni się. Pudzianowski złożył nam obietnicę, a do dzieła zabierają się fachowcy od spełniania ukrytych pragnień. – Nic nie dzieje się tak jak w bajce, gdzie wypowiedzenie marzenia uruchamia magiczne siły – uśmiechają się Sebastian Szewczyński i Tomek Szelewicki, wrocławscy wolontariusze Fundacji „Mam Marzenie”. – Trzeba wypełnić kwestionariusze i karty, zebrać wywiady i zaświadczenia. – Najczęściej dzieci proszą o laptopy. Dla chorego malucha to jedyny sposób na zabawę i naukę – tłumaczy Szewczyński. – Chcielibyśmy spełniać marzenia wszystkich dzieci – opowiadają ludzie z fundacji. – Ale prawda jest taka, że w wielu przypadkach trzeba się spieszyć. Na pierwszym miejscu stawiamy realizację pragnień maluchów, których życie jest zagrożone.
Trzymają kciuki za Asię
Żeby zagrożenie w przypadku Joasi było jak najmniejsze, trzymają kciuki wszyscy: pielęgniarki w szpitalu, koledzy i koleżanki ze szkoły w Jedlinie Zdroju i jej rodzina – rodzice, dwunastoletnia siostra Iwonka, 23-letnia Justyna i 24-letni Sebastian. Wszyscy wierzą, że chemioterapia przyniesie dobry efekt. Dziewczynka przechodzi jej czwarty cykl. Czeka ją jeszcze wszczepienie endoprotezy. Możliwe, że wkrótce jej nogi znów nabiorą siły.
Miej marzenie
Fundacja we Wrocławiu uszczęśliwiła w ubiegłym roku 15 marzycieli, w 2004 roku – dwóch. Dla osiemnastoletniej Agaty seria książek o Harrym Potterze była ostatnim prezentem w jej życiu. Podobnie było z 14-letnim Piotrem i 10-letnim Arkiem, którzy dostali komputery. W poczekalni fundacji czeka dziesięć podań o spełnienie marzenia. 12-letni Paweł chciałby znaleźć się na wojskowym poligonie, 14-letnia Ania marzy o złożeniu wizyty w szpitalu z serialu „Na dobre i na złe”, a 12-letni Kuba chciałby zwiedzić fabrykę Ferrari. Fundacja powstała w 2003 r. w Krakowie. Opiera się na pracy wolontariuszy, których gromadzi i szkoli we wszystkich miastach, gdzie znajdują się ośrodki hematologii i onkologii dziecięcej. Informacje o fundacji oraz formularz zgłoszenia można znaleźć na stronie internetowej www.mammarzenie.org lub pod telefonem 012 426 31 11.
– Roli czynnika psychicznego w leczeniu dzieci dotkniętych nowotworem nie da się przecenić. Jest tak samo ważny, jak bodźce fizyczne, czyli farmakologia – mówi prof. Alicja Chybicka, szefowa wrocławskiej Kliniki Hematologii Dziecięcej. – Pracuję z chorymi dziećmi 30 lat i wiele widziałam. Nawet te najbardziej chore, którym pomogła Fundacja „Mam marzenie”, przechodziły chemioterapię znacznie lepiej. I nawet jeśli czasem są to ostatnie spełnione pragnienia, to warto.
Barbara Chabior