Siłą wysłani na śmierć
Wielu żołnierzy służby nadterminowej
zostało zmuszonych do wyjazdu do Iraku - ustalił "Super Express".
Tak mogło być w przypadku st. szeregowego Krystiana Andrzejczaka,
który zginął w sobotę w zamachu pod Hillą. St. szeregowy
Andrzejczak po służbie zasadniczej chciał zostać wojsku. W
styczniu dowództwo zgodziło się na służbę nadterminową. Pod jednym
jednak warunkiem - zostanie, jeśli pojedzie do Iraku. Szeregowy
Andrzejczak zgodził się i poleciał do bazy Babilon 3 tygodnie
temu - podaje dziennik.
24.08.2004 07:00
Jego rodzice nie pracują. Ojciec Andrzej Andrzejczak (58 l.) jest na rencie, bardzo poważnie choruje. Bezrobotni są też brat i siostra. Służba Krystiana w 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej była ich jedyną szansą na lepsze życie - pisze "Super Express". Przyjęli go, ale musiał podpisać, że pojedzie do Iraku. No, nie miał innego wyjścia, chciał zarobić dla nas - mówiła gazecie w niedzielę Stanisława (44 l.), matka poległego żołnierza. Gdy wczoraj chcieliśmy porozmawiać o szczegółach, rodzina nagle zaczęła się wycofywać - pisze dziennik.
Syn mówił, że jak ktoś nie chciał na ochotnika jechać do Iraku, to dowódcy mówili mu, że nie przedłużą umowy. I chłopcy zgłaszali się - wyznaje ojciec poległego. Czy tak było w przypadku jego syna? - pyta "Super Express". Nie - twierdzi. Czy pod wpływem rozmów z dowództwem jednostki? O tej sprawie nie chcieli też oficjalnie mówić wojskowi z elbląskich koszar. Prosząc o zachowanie anonimowości przyznają jednak, że na żołnierzy naciskano, by wyjechali na iracką misję - podkreśla gazeta. Mówiono im, że jak nie pojadą, to z wojskiem mogą się pożegnać - przyznaje plutonowy z Elbląga.
Nasze informacje potwierdza płk Mirosław Knapiński (52 l.), były dowódca VI Brygady Desantowo-Szturmowej z Krakowa - pisze "Super Express". Żołnierze ze służby nadterminowej musieli jechać. W rozmowach z nimi wtrącano takie zdania, że jeżeli nie pojadą, ich służba może stanąć pod znakiem zapytania - mówi.
Co na to Ministerstwo Obrony Narodowej? - pyta dziennik. Jeśli rzeczywiście takie sytuacje się zdarzały, to jest to skandal. My jednak takich przypadków nie znamy - mówi płk dr Piotr Pertek. (PAP)