Siła piękna
Wyobraźcie sobie, że do waszego saloniku przychodzi, powiedzmy, Wilhelm Kempff i gra dla waszej rodziny oraz garstki przyjaciół. René Martin, któremu to szczęście przytrafiło się za młodu, stara się teraz obdzielić nim innych - pisze Stefan Rieger w "Tygodniku Powszechnym".
23.02.2005 | aktual.: 23.02.2005 09:52
Mieszczański salon u Madame Michel mieści około czterdziestu osób. Przy fortepianie młody zdolny pianista, Bertrand Chamayou. Gra “Patetyczną”: najpierw raz, potem objaśnia słuchaczom jej strukturę, wreszcie gra ją po raz drugi - czytamy w artykule Stafana Riegera.
W małym pokoiku na piętrze skromnego bloku, wokół fortepianu Anne Queffelec cisną się ze dwa tuziny osób. “Opowiadałam im o sobie, o Beethovenie. Czułam ich spojrzenia na sobie, na moich rękach. Pewna starsza pani zwróciła się do mnie ze słowami, jakich rzadko musiała używać: »Przeszyła mi Pani duszę«. Poczułam naprawdę, że moja praca czemuś służy. Kompozytorzy byliby dumni, gdyby wiedzieli, że tak się ich słucha” - mówi świetna pianistka.
Na osiedlu La Boissičre, w jadłodajni dla ubogich i samotnych przed każdym klientem dymi talerz rosołu, przyrządzonego wedle ulubionej recepty Beethovena. Przepis dostarczył kucharce René Martin. Na zmajstrowanej ad hoc estradzie Claire Désert gra Sonatę “Burza” opus 31/2, poprzedzoną krótkim wyjaśnieniem. Większość bywalców tego miejsca nie słyszała nigdy muzyki klasycznej ani nie widziała żywego artysty. Staruszki są zachwycone - pisze Stefan Rieger w "Tygodniku Powszechnym".