Sikhowie w roboczych turbanach na łódzkich budowach
Australijskiemu inwestorowi budującemu w Łodzi lofty brakuje rąk do pracy. Sięgnął po siłę roboczą aż nad Morze Czarne. Z kolei Muzeum Sztuki w Manufakturze budują Hindusi, ściągnięci przez polską firmę Varitex. Czy inne firmy budowlane pójdą tym tropem?
25.08.2007 | aktual.: 25.08.2007 10:07
Czy już wkrótce będzie u nas jak na Zachodzie, gdzie robotnicy budowlani są zewsząd, tylko nie z kraju, w którym budują?
Rumuńskie tempo
Po miesiącach bezskutecznych poszukiwań pracowników, Opal Property Developments, firma przebudowująca dawną przędzalnię Scheiblera na luksusowe mieszkania, postanowiła sprowadzić ich z krajów tzw. młodej Unii. Na budowie już pracuje pięćdziesięciu mężczyzn znad Dunaju. Za kilka miesięcy Rumunów będzie dwustu.
Przez osiem miesięcy szukaliśmy w Polsce chętnych do pracy. Korzystaliśmy z pomocy urzędów pracy, zamieszczaliśmy ogłoszenia w prasie. Bezskutecznie. Rozważaliśmy więc różne możliwości, różne kraje - wyjaśnia Dorota Urawska z OPD. W końcu zdecydowaliśmy się na pracowników z Rumunii. Z dwóch powodów: po pierwsze, Rumunia jest członkiem Unii Europejskiej, więc szybko można załatwić formalności. Po drugie, znamy tę firmę bardzo dobrze - współpracowała z naszym kolegą przy okazji innych projektów.
Szefowie firmy Opal zapewniają, że najważniejszym celem jest utrzymanie tempa inwestycji, aby zgodnie z umowami podpisanymi z klientami oddanie ponad 400 loftów odbyło się bez opóźnień, czyli pod koniec przyszłego roku.
Do Łodzi przyjechali z Rumunii pracownicy wielu specjalności: inżynierowie, specjaliści od zarządzania, majstrowie i wykwalifikowani robotnicy. Kolejni dotrą w miarę postępu prac.
Rewitalizacja zabytkowego kompleksu jest przedsięwzięciem skomplikowanym, dlatego musimy być pewni, że biorą w nim udział osoby o wysokich kwalifikacjach. To fachowcy z doświadczeniem w realizacji podobnych projektów, to znaczy renowacyjnych i rewitalizacyjnych, zarówno w krajach Unii, jak i poza nią. Mają doświadczenie z zakresu budowy nowych budynków, jak i prac przy zabytkach - twierdzi Dorota Urawska.
Inwestor zapewnia, że zatrudnienie zagranicznych robotników nie wynika z chęci oszczędzania na sile roboczej. Koszt zatrudnienia jest taki sam, jak w przypadku polskich pracowników.
W roboczych turbanach
Podobne problemy miał prezes łódzkiego Variteksu. Podpisał kontrakt na rewitalizację budynku na terenie Manufaktury, w którym siedzibę ma mieć Muzeum Sztuki. Terminy są napięte, a nowych pracowników brak.
Najpierw szukaliśmy na Białorusi. Znaleźliśmy firmę, jednak władze zapowiedziały robotnikom, że po zakończeniu kontraktu nie będą mogli wrócić do ojczyzny. Zrezygnowali. Później były rozmowy na Ukrainie. Ale u nich także rozpoczął się boom budowlany i postanowili zostać u siebie - streszcza trudne poszukiwania Henryk Ulacha, prezes Variteksu. W końcu sięgnęliśmy do Azji. Myśleliśmy o Chinach i Indiach. Okazało się, że w Dubaju jest firma, mające duże doświadczenie budowlane. No i udało się ją ściągnąć.
46 robotników zamieszkało w domu "Prząśniczka" w Arturówku. Wzięli ze sobą nawet kucharza.
Pracowałem już w wielu krajach: Indiach, Chinach i Dubaju - mówi Tajinder Pal Singh, szef hinduskiej ekipy.
Dariusz Grochulski, szef budowy, wysoko ocenia jakość pracy Hindusów. Robotnicy zajmują się głównie pracami murarskimi. To jest jednak zupełnie inna kultura pracy - dodaje po chwili Grochulski. Trzeba do nich często zaglądać i kontrolować postępy.
W ekipie budowlanej znalazło się sześciu sikhów, chodzących zwyczajowo w turbanach na głowie. Sikhem jest także szef ekipy.
Pierwszego dnia przyszli w ozdobnych turbanach. Były tak duże, że nie mieścił się na nich kask. Teraz chodzą w skromniejszych, roboczych strojach - mówi Grochulski. Duże, polskie pieniądze
Rumunów zakwaterowano na razie w łódzkich akademikach. Potem zamieszkają na terenach należących do inwestora. Pochodzą z różnych miast, także z Bukaresztu.
Moi koledzy są przyzwyczajeni do długich pobytów poza krajem. Pracujemy tak od wielu lat - mówi Constantin Burtea, szef inżynierów. Jesteśmy tu dopiero kilkanaście dni, więc dopiero zaczynamy się adaptować. Na pewno z czasem zaczniemy zwiedzać Łódź i wtedy będziemy mogli powiedzieć o niej coś więcej. Na razie koncentrujemy się na pracy. A jest to bardzo ciekawy projekt - podobne są realizowane w Rumunii.
Rumuni nie ukrywają, że przyjechali tu, aby zarobić duże pieniądze. Według danych Eurostatu, w Polsce mają szansę na podwojenie swoich krajowych zarobków. Constantin Burtea pochodzi ze stolicy. Ma dwie córki, które studiują w konserwatorium - to kosztowna nauka, więc musi je wspierać finansowo. Czy tęskni? To normalne przy tego rodzaju pracy - odpowiada. Wcześniej pracował w Izraelu i Niemczech. Mówi po rumuńsku, niemiecku i hebrajsku.
Niechciana konieczność
Adam Handzelewicz, wiceprezes Regionalnej Izby Budownictwa w Łodzi, właściciel firmy Vester z Kutna, aczkolwiek nie pała entuzjazmem do zatrudniania obcokrajowców, przyznaje, że powoli staje się to koniecznością.
W ostatnich miesiącach kilkunastu moich najlepszych pracowników wyjechało za granicę. Mam na biurku dwa kolejne podania o długie urlopy bezpłatne. Jadą do Szwecji - mówi Adam Handzelewicz. I dodaje z żalem: Chciałem od ręki zatrudnić pięćdziesiąt osób. Spośród zarejestrowanych w Urzędzie Pracy w Kutnie 600 robotników budowlanych skierowano do mnie dwunastu. Żaden nie chciał podjąć pracy. Część pracuje w szarej strefie, część w ogóle nie zamierza pracować...
Według różnych szacunków, od czasu wejścia do Unii pracę za granicami kraju wybrało od 500 tysięcy do miliona polskich pracowników.
Wyjechało 200 z 500 moich pracowników - podkreśla Henryk Ulacha, prezes łódzkiego Variteksu. Kiedy pierwsi zadomowili się za granicą, powiadomili o tym kolegów. Potem ruszyła już cała fala.
Ulacha deklaruje, że zamierza ściągnąć do Łodzi nawet czterystu Hindusów.
Koniunktura jest dobra, a prognozy na najbliższe lata obiecujące. Jeżeli już teraz mam problemy z robotnikami, to co będzie za rok, dwa? - pyta prezes Variteksu.
W mniejszych firmach problemy z zatrudnieniem nie paraliżują jeszcze pracy. Pracuje w nich wielu starszych wiekiem fachowców, którzy nie wybierają się za granicę. Mniejsza jest także skala prowadzonych inwestycji.
Firma Budowlano-Remontowa Romana Maja zatrudniała już obcokrajowców - Białorusinów. Właściciel był niespecjalnie zadowolony z ich pracy. Jeżeli kryzys w budownictwie zmusi nas do szukania nowych pracowników, rozważymy zatrudnienie ludzi ze Wschodu - mówi Karolina Książek z tej firmy.
Sposób na niskie zarobki
Pracownik fizyczny na budowie zarabia średnio od 1,5 do 2,8 tys. złotych na rękę. Specjaliści - nawet około 4 tys. zł. Koszt zatrudnienia obcokrajowca jest nieco wyższy, gdyż dochodzi konieczność zapewnienia mu noclegu i wyżywienia. Równoważy to zazwyczaj nieco niższa płaca, chociaż oficjalnie inwestorzy twierdzą, że płacą tyle, co Polakom.
Ciekawy sposób na emigrację zarobkową znaleźli szefowie międzynarodowego koncernu budowlanego Skanska. Aby zapobiec wyjazdom, zaproponowali pracownikom kontrakty w ramach skandynawskich oddziałów koncernu. Pomysł chwycił.
Już kilkadziesiąt osób skorzystało z takich wyjazdów. Kiedy przyjadą do Polski, wrócą do swoich brygad, a potrzeba lepszego zarobku zostanie zaspokojona - mówi Piotr Cieszewski, dyrektor polskiego oddziału Skanska.
Przypuszczalnie już niedługo na polskim rynku pracy pojawią się także robotnicy z Dalekiego Wschodu: Chińczycy, Wietnamczycy i Pakistańczycy. Władze Kielc, wspierane przez rząd, już prowadzą rozmowy o sprowadzeniu z Azji firmy budującej stadiony.
Piotr Cieszewski sądzi, że kiedy nadejdą inwestycje związane z Euro 2012, doczekamy się prawdziwego boomu budowlanego. Wówczas brak pracowników może dotknąć także jego firmę. Nie wykluczamy wtedy naboru za granicą...
Marek Machwitz