Siemoniak i Komorowski obserwowali ćwiczenia "Anakonda-14"
Manewry "Anakonda" są ważne nie tylko dla Polski, ale dla wschodniej flanki NATO i dla całego Sojuszu - powiedział prezydent Bronisław Komorowski, który razem z wicepremierem i szefem MON Tomaszem Siemoniakiem obserwował wojska ćwiczące na poligonie w Orzyszu (Warmińsko-Mazurskie). Komorowski wyraził przekonanie, że "Anakonda" 14 lat temu "była raczej skromną polską żmiją", ale obecnie "zamienia się w groźnego zwierza".
W manewrach bierze udział blisko 12,5 tys. żołnierzy oraz 1,9 tys. jednostek sprzętu, w tym 42 statki powietrzne oraz 17 okrętów. Wojsko ćwiczy prowadzenie połączonej operacji obronnej podczas konfliktu zbrojnego. Sprawdzane są: współdziałanie z sojusznikami w ramach art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, który mówi o wspólnej obronie, oraz współpraca z instytucjami pozamilitarnymi.
- To ważne ćwiczenia, bo ważny jest moment, w którym się one odbywają. I nie ma co udawać: te ćwiczenia nabierają szczególnego znaczenia także z punktu widzenia odpowiedzi na zaistniałą sytuację w naszym, ale nie tylko w naszym polskim środowisku bezpieczeństwa, tylko w środowisku bezpieczeństwa ważnym z punktu widzenia całej flanki wschodniej, całego Sojuszu Północnoatlantyckiego - powiedział Komorowski.
Prezydent zwrócił uwagę, że "fakt trwania działań wojennych na wschód od granic Polski" oznacza także działania wojenne za wschodnią granicą NATO i UE. - To jest bezprecedensowa sytuacja, w której naruszenie pokoju, naruszenie norm prawa międzynarodowego, użycie siły i podsycanie separatyzmów jest efektem działania państwa, nie tak dawno jeszcze jednego z supermocarstw, a dzisiaj pretendującego do odbudowy strefy wpływów i do roli nowego mocarstwa - mówił prezydent.
Jak podkreślił, istotą ćwiczenia jest sprawdzenie zdolności Sojuszu do wspólnej obrony. Zdaniem Komorowskiego przez udział w ćwiczeniu nasi sojusznicy z NATO "demonstrują przeświadczenie o wspólnocie bezpieczeństwa, także o wspólnocie zagrożenia".
Już nie "poczciwy zaskroniec"
Ćwiczenia "Anakonda" odbywają się co dwa lata. Nawiązując do ich nazwy, Komorowski zwrócił uwagę, że dawniej manewry były "pewnie raczej skromną polską żmiją, może nawet poczciwym zaskrońcem; dzisiaj rzeczywiście powoli zamienia się w groźnego zwierza".
- To oddaje zresztą znakomicie nie tylko charakter tych ćwiczeń, ale także i polskie dążenie, aby sprawa bezpieczeństwa, sprawa zdolności do posiadania odporności na zagrożenia była przedmiotem troski całego Sojuszu - powiedział prezydent.
"Największy od dziesięcioleci kryzys bezpieczeństwa"
Natomiast wicepremier, minister obrony Tomasz Siemoniak przypomniał, że tegoroczna "Anakonda" początkowo nie była planowana w takim wymiarze i kształcie - ćwiczenia miały odbyć się w sztabach, a nie na poligonach.
- Ale to, co się dzieje w roku 2014, największy od dziesięcioleci kryzys bezpieczeństwa u naszych granic, sprawiło, że do wielu spraw podeszliśmy w zupełnie inny, nowy sposób. Zdecydowaliśmy, aby przećwiczyć operację obronną - wyjaśnił szef MON.
Podkreślił, że jakość żołnierzy, szkolenie i ćwiczenia są ważnym elementem polskiego wkładu do NATO. - NATO musi ćwiczyć i na tym nie można oszczędzać - powiedział Siemoniak.
Zaznaczył, że odwiedziny na poligonie wypadły dzień po expose premier Ewy Kopacz, w którym sprawy bezpieczeństwa były istotnym elementem. Przypomniał, że w listopadzie zostanie przedstawiony plan wzmocnienia bezpieczeństwa państwa, który obejmie - jak mówił Siemoniak - różne elementy, nie tylko militarne.
- Jeśli chodzi o same ćwiczenia, to traktujemy je bardzo poważnie. One nie mają wykazać, że jest dobrze, zwiększać nasze samozadowolenie - one mają w sposób surowy i rzetelny wykazać, co działa dobrze, a co działa źle - zapewnił wicepremier.
Baria i Monda zagrażają Wislandii
Ćwiczenia "Anakonda" rozpoczęły się 24 września, a zakończą w piątek. To największe w tym roku przedsięwzięcie szkoleniowe Wojska Polskiego. Oprócz Polaków ćwiczą żołnierze z Czech, Estonii, Holandii, Kanady, Litwy, USA, Węgier i Wielkiej Brytanii.
Scenariusz ćwiczenia przewiduje konflikt między dwoma blokami wrogich państw. Dowódca operacyjny gen. broni Marek Tomaszycki, który jest kierownikiem ćwiczenia, powiedział, że założono, iż grupa państw pod przewodnictwem Barii i Mondy zamierza odzyskać monopol, przejmując zasoby paliw kopalnianych Wislandii i dokonując aneksji terenów spornych zamieszkanych przez mniejszość pochodzenia mondyjskiego. Natomiast Wislandia i jej sojusznicy prowadzą działania obronne, by utrzymać spójność terytorialną i zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne.
Po przemówieniach prezydent i zaproszeni goście obserwowali ćwiczących żołnierzy. Pokaz obejmował kontratak z użyciem kołowych transporterów opancerzonych Rosomak i bojowych wozów piechoty BWP-1. Żołnierzy z powietrza wspierały samoloty i śmigłowce, a z ziemi - artyleria.
Do Orzysza przyjechali także m.in. ambasador USA Stephen Mull, szef Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych gen. Hans-Lothar Domroese, a także gen. Petr Pavel, szef sztabu generalnego czeskiej armii, która przysłała na "Anakondę" największy zagraniczny kontyngent. Został on niedawno wybrany przewodniczącym Komitetu Wojskowego NATO. Licznie reprezentowani byli polscy parlamentarzyści i generałowie.