Siedział za niewinność
Wpadli o szóstej rano. W kaskach, z długą bronią. Przebudziłem się dopiero, kiedy wrzucili mnie na tylne siedzenie samochodu. Sławomir Ważny, student piątego roku administracji cztery miesiące przesiedział za kratkami jako groźny bandyta.
Jego problemy zaczęły się od tego, że zadzwonił do Ani. Rozmowa przebiegała mniej więcej tak: - Dzień dobry, mówi Sławek. Czy jest Ania? - Nie ma. Czy coś przekazać? - Nie, dziękuję. Do widzenia. Trwała 12 sekund. Jak się potem okazało, Sławomir nie dodzwonił się do swojej koleżanki. Zwykła sprawa - wykręcając numer pomylił jedną cyfrę. Połączył się z matką Anny B., prostytutki, która dwa dni wcześniej padła ofiarą napadu. Dwóch zamaskowanych sprawców włamało się do Biura Matrymonialnego AISZA. Dziewczyny straciły biżuterię, pieniądze i telefony komórkowe o łącznej wartości 1510 zł.
Areszt
Policja szybko namierzyła Ważnego. Według poszkodowanych dziewczyn, wyższy z pary bandytów miał ciemne, bujne włosy, ciemne oczy i zakrytą twarz. Policjanci zdobyli zdjęcie chłopaka sprzed kilku lat. Pasowało do rysopisu. Zgadzał się jeszcze jeden szczegół - zarówno poszukiwany rabuś, jak i Sławek Ważny to osoby grzeczne i delikatne.
Jednej z prostytutek policjanci pokazali kilka zdjęć. Wskazała Ważnego. To wystarczyło. Student trafił na cztery miesiące do aresztu. - Z początku siedziałem z grypsującymi i mordercami, takimi, co kilka razy nożem dźgali - wspomina. - Musiałem się przystosować do panujących tam reguł. Nie wdawałem się w konflikty. Dopiero po miesiącu miałem prawo zajrzeć w akta sprawy. Dostałem też pozwolenie na przyjmowanie paczek. Przez cały pobyt za kratkami adwokaci Ważnego starali się o zwolnienie z aresztu. Bezskutecznie.
Proces
Na pierwszej rozprawie Anna B. wycofała się z tego, że rozpoznaje Ważnego. - Ja po tym zdarzeniu chodząc ulicami spotykałam osoby podobne do sprawcy - mówiła przed sądem. - Z okazanych mi na zdjęciu osób oskarżony po prostu najbardziej mi go przypominał. Po tym oświadczeniu sędzia zadecydował o wypuszczeniu chłopaka na wolność.
Zaprotestowała pani prokurator Małgorzata Popadiuk. Sędzia Sądu Okręgowego Aleksandra Dziedzina przyznała jej rację i zawróciła chłopaka za kratki. - Załamałem się - mówi Ważny. - W nocy przed powrotem do aresztu połknąłem tabletki. Chciałem się zabić. Zabrali mnie do szpitala psychiatrycznego. Tymczasem dziewczyny wycofały się z rozpoznania. Sąd ustalił, że w chwili napadu Ważny miał włosy znacznie krótsze niż sprawca. Nie znaleziono też powodu, dla którego dobrze sytuowany, kończący studia i obracający się w grzecznym środowisku chłopak miałby chwytać za broń i rabować 1500 zł. Pod koniec grudnia sędzia Michał Sznura uznał Ważnego za niewinnego.
Piotr Kławsiuć