Siedział trzy godziny na nadajniku telewizyjnym
Ponad trzy godziny trwała akcja
ratownicza jednostek policji, straży pożarnej i pogotowia
usiłujących sprowadzić 17-latka z nadajnika
telewizyjnego w częstochowskiej dzielnicy Błeszno -
poinformowała rzeczniczka komendy miejskiej
policji nadkom. Joanna Lazar.
27.12.2004 19:40
Ze względów bezpieczeństwa na czas trwania akcji wyłączono z pracy nadajnik, co pozbawiło całe miasto i okolicę możliwości odbioru Polsatu i TVN-u.
Ok. godz. 15.00 mieszkaniec wsi pod Krzepicami poinformował policję, że zaginął jego siedemnastoletni syn. Równocześnie policja otrzymała informację o tym, że na kilkudziesięciometrową wieżę nadajnika telewizyjnego wszedł jakiś mężczyzna. Okazało się, że to był właśnie zaginiony nastolatek - powiedziała Lazar.
Na miejsce sprowadzono ekipy ratownicze policji, państwowej straży pożarnej i pogotowia. Pod stalową konstrukcją nadajnika zjawił się również policyjny negocjator i psycholog, którzy na bieżąco instruowali ojca, prowadzącego rozmowę z synem, i usiłującego sprowadzić syna na ziemię.
Cała akcja zakończyła się kilkanaście minut po godzinie 18; chłopak sam zszedł z nadajnika i otoczony został opieką lekarza i rodziny. Przywrócono także nadawanie programu telewizyjnego - powiedziała rzeczniczka.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP ze źródeł zbliżonych do policji, nie był to pierwszy wybryk nastolatka, który cierpi na zaburzenia psychiczne.