Setki ludzi ucieka przed Trumpem. Dramatyczna sytuacja na granicy z Kanadą
Wielogodzinna wędrówka w śniegu po kolana, na mrozie i w ciemnościach ku upragnionej granicy. Później odmrożenia a nawet amputacje, ale także łzy ulgi i szczęścia. To nie opis drogi do wolności mieszkańców Korei Północnej tylko doświadczenia ludzi, którzy uciekają z Ameryki Donalda Trumpa. Do Kanady docierają setki uchodźców, którzy wolą ryzykować życiem i zdrowiem niż czekać na to, czy i kiedy antyimigracyjne rozporządzenia nowego prezydenta USA wejdą w życie.
Telewizje w Ameryce Północnej znowu pokazują przejmujące historie uchodźców. Tym razem reporterzy nie muszą jeździć do Afryki ani choćby do Europy. Wystarczy krótki wypad nad granicę z Kanadą. CNN pokazała dwóch mężczyzn z Ghany z zabandażowanymi, okaleczonymi rękami. Jeden stracił niemal wszystkie palce. Nikt nie podejrzewa ich o terroryzm zwłaszcza, że pochodzą z kraju, w którym większość obywateli to chrześcijanie. Do Ameryki uciekli bo w Afryce groziły im prześladowania, a nawet śmierć z powodu homoseksualizmu. Sam strach przed deportacją z USA wystarczył, żeby ludzie, którzy całe życie marzyli o Ameryce spróbowali dostać się do Kanady.
Kanadyjscy policjanci i strażnicy graniczni do tej pory mieli do czynienia z przemytnikami i przestępcami. Zimowa fala uchodźców z USA ich zaskoczyła. To efekt uboczny antyimigracyjnej polityki Donala Trumpa, która ma zapewnić bezpieczeństwo, albo przynajmniej poczucie bezpieczeństwa jego wyborcom.
Nie ma znaczenia, że rozporządzenie zabraniające wjazdu mieszkańcom siedmiu krajów islamskich zostało zablokowane przez sądy ani to, że oprócz muzułmanów, głównym celem retoryki nowego gospodarza Białego Domu są nielegalni imigranci z Meksyku. Ludzie, którzy raz już ryzykowali życiem, żeby wyrwać się z Afryki czy Azji i nielegalnie dotarli do USA nie czekają na wyniki batalii prawniczych.
Część z nich pochodzi z krajów objętych chwilowo nieobowiązującym rozporządzeniem Trumpa. Oni mają rzeczywiste powody do obaw zwłaszcza, że przepisy początkowo objęły także posiadaczy ważnych wiz wjazdowych, a prawo powrotu do domów w USA stracili stali rezydenci pochodzący z Iranu czy Somalii, którzy na wakacje wyjechali za granicę. Amerykańskie media nagłaśniały każdą taką historię.
Co mają robić ludzie, którym prawo pobytu już się skończyło? Ryzykować deportację do kraju, w którym grozi im śmierć, więzienie czy tortury, albo przynajmniej bieda niewyobrażalna dla przeciętnego mieszkańca Zachodu? Wyobraźnia podpowiada najczarniejsze scenariusze i popycha do podejmowania desperackich kroków nawet, jeżeli nie zawsze są racjonalne i przemyślane.
Koniec amerykańskiego marzenia
Bezpieczne schronienie wydaje się na wyciągnięcie ręki. Tuż za słabo strzeżoną, zieloną granicą. Premier Kanady Justin Trudeau obiecał przecież pomóc każdemu, kto będzie miał problemy z powodu rozporządzeń prezydenta Trumpa. Młody, energiczny szef rządu w Ottawie wielokrotnie zapowiadał, że nie zamknie drzwi przed imigrantami tak, jak robią to Stany Zjednoczone, a więc kraj zbudowany przez imigrantów.
Wstrząsające materiały telewizyjne i historie opisywane w prasie z pewnością nie zrobią wrażenia na Donaldzie Trumpie, który każde doniesienie sprzeczne ze swoim światopoglądem lub w jakikolwiek sposób krytyczne wobec działań administracji przypisuje „fake mediom” czyli zakłamanym, lewackim dziennikarzom atakującym każde jego posunięcie.