Serce z doładowaniem
Nowoczesna operacja może uratować życie 5 tysiącom Polaków. Na razie
pieniędzy starczyło tylko na siedem zabiegów.
Czesław Kowalski (53 l.) wszędzie chodzi z pilotem, ale nie jest to pilot do telewizora. To pilot do chorego serca. Dokładniej jest to programator do stymulowania pracy jego serca po zawale. Programator jest połączony przewodem z elektrodą wszczepioną do kręgosłupa. Pan Czesław jest jednym z sześciu pierwszych w Polsce i w Europie Wschodniej pacjentów, którym właśnie wszczepiono takie elektrody. A w kraju jest aż 5 tysięcy pacjentów, którym taki zabieg może uratować życie. Tylko że jedna taka operacja kosztuje 30 tys. złotych i tyle pieniędzy pozostało polskim lekarzom. Wystarczy na uratowanie jednego pacjenta.
- Operację tę stosuje się w przypadku bardzo silnych bólów za mostkiem z powodu choroby wieńcowej, czyli niedokrwienia serca - wyjaśnia dr hab. Wojciech Maksymowicz (49 l.), neurochirurg ze szpitala MSWiA w Warszawie. - To również pomoc dla chorych po zawale, których serce pracuje tak źle, że trudno z nim normalnie żyć.
Elektroda wszczepiona do kręgosłupa ratuje życie, kiedy zawodzą inne sposoby. Czesław Kowalski, kierowca po zawale z Jezioran (woj. warmińsko-mazurskie) był pierwszym w Polsce pacjentem uratowanym w ten sposób. - Przed wszczepieniem stymulatora nie potrafiłem wejść na pierwsze piętro - mówi pacjent. - Przejście stu metrów do najbliższego sklepu było możliwe tylko na raty. Wcale nie mogłem przejść 500 metrów do domu matki.Przedtem nawet osiem razy w roku leżałem w szpitalu, teraz już nie pamiętam, co to zadyszka.
Mechanizm działania nowej wyjątkowej metody leczenia chorych polega na wspomaganiu serca. Z pomocą stymulatora serce zużywa mniej tlenu, przestaje boleć, krew wreszcie przepływa do źle ukrwionej jego części. - Operację przeprowadza się w znieczuleniu miejscowym - tłumaczy dr Maksymowicz. - Chory jest cały czas przytomny, rozmawia z chirurgiem. Potem pacjent włąza stymulator 4 razy w ciągu doby, za każdym razem na dwie godziny. Dodatkowo może to uczynić, kiedy niespodziewanie źle się poczuje.
Lekarze oceniają, że koszt wielokrotnego leczenia w szpitalach jest wyższy niż zabieg. Wszczepienie elektrody zwraca się już po dwóch latach. - Będę walczył o potrzebne pieniądze - zapowiada dr Maksymowicz.
Karina Konieczna