Sępy na grobie Miłosza


Gorszący spór o pogrzeb Czesława Miłosza - pełen demonstracji małości, a zarazem pychy - miał też swoje groteskowe, w innych okolicznościach wręcz zabawne, elementy. Przeciwnicy pochowania Miłosza na Skałce, wywodzący się z kręgów narodowo-katolickich, uznali za konieczną - a może tylko najskuteczniejszą - odmowę przyznania zmarłemu poecie jakichkolwiek walorów. Nawet talentu, nie mówiąc o polskości, godności, rozumie i przyzwoitości. Polacy powinni właściwie się wstydzić i tego, że Miłosz pisał po polsku, i tego, że otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Niemal z rozczuleniem odebrałem przeciwstawianie w tych kręgach Miłoszowi Władysława Syrokomli.

Wielka sztuka rzadko pozostaje w harmonii z osobistym życiem artysty

Obrońcy Miłosza, a przynajmniej ich część, nie dopuszczali z kolei w ogóle myśli, że można by kwestionować słuszność całej drogi życiowej poety, podważać cokolwiek z tego, co napisał i uczynił, sprzeciwiać się którejkolwiek z wyrażonych przez niego myśli. Słowem - dyskutować ze zmarłym i jego dziełami. I znów, zabawne jest to, że obrońcy integralności życia i twórczości Miłosza, jako nie kwestionowanej, jedynej emanacji słuszności, uważają się, co wielokrotnie deklarowali, za spadkobierców Boya Żeleńskiego.

Dzikie chaszcze w ogrodzie nauk moralnych

W chwili śmierci Miłoszowi zaczęto przeciwstawiać Zbigniewa Herberta. Nawet nie jako poetę - jako człowieka, którego życie było zgodne i harmonijne z pisarstwem. Przy odrobinie złej woli można by i wobec Herberta wysunąć zarzuty moralne, co zresztą próbowano robić i co było równie odrażające jak obecna kampania antymiłoszowa. Niestety, nikt z tamtej lekcji nie wyciągnął nauki, co potwierdza smutny fakt, że nasz ogród nauk moralnych wciąż porastają dzikie chaszcze.

Prawda jest taka, że nie każdemu dany jest dar integralności moralnej o tak wysokim stopniu natężenia, że w wypadku twórców czy artystów ich sztuka pozostaje w pełnej harmonii z osobistym życiem. Przykładów w dziejach literatury, i to nie tylko polskiej, jest mnóstwo. Może warto przypomnieć kilka najbardziej drastycznych, choćby po to, aby zrelatywizować nieco naszą hańbę domową i nasz piekielny spór.

Rok po zakończeniu II wojny światowej przed sądem wojennym w Waszyngtonie stanął poeta Ezra Pound, o którym encyklopedie piszą dziś, że był jednym z największych anglojęzycznych pisarzy XX wieku, ojcem pisarstwa Jamesa Joyce'a, T. S. Eliota i Ernesta Hemingwaya. Pound był oskarżony o zdradę stanu i groziła mu kara śmierci, ponieważ przez całą wojnę na falach radia Rzym prowadził propagandową audycję wychwalającą faszyzm, Mussoliniego i Hitlera, a po lądowaniu aliantów na Sycylii wzywał żołnierzy do poddania się i przechodzenia na stronę państw osi. Na wniosek obrony poetę zbadali psychiatrzy sądowi i orzekli, że jest psychicznie chory i nie może kierować swoim postępowaniem. Pounda wsadzono na dwanaście lat do szpitala psychiatrycznego. Tłumaczył tam poezje chińskie, pisał, a w 1949 r. otrzymał nawet nagrodę Bollingena za "Pieśni Pizańskie". Był zdrajcą i wariatem, ale nie przestał być wielkim poetą.

Mniej więcej w tym samym czasie w Norwegii uznano za chorego psychicznie największego pisarza w historii tego kraju, laureata Nagrody Nobla, autora "Głodu" - Knuta Hamsuna, ideowego nazistę i wielbiciela Hitlera. Jemu także uznanie za wariata uratowało życie. Antoni Słonimski, komentując postawę Hamsuna, napisał: "Stary, zbałamucony przez hitleryzm, świetny niegdyś pisarz...". Prawda jest jednak inna. Hamsun nie przestał być świetnym pisarzem tylko dlatego, że dokonał złego wyboru. To nie ma nic wspólnego z rangą pisarką. To jest inna kategoria.

Literatura kontra ideologia

Ludziom niezwykle trudno jest zaakceptować fakt, że ktoś może być artystycznie wielce utalentowany, a jednocześnie ograniczony umysłowo, niewrażliwy moralnie, błądzący życiowo, ulegający ideologiom i z trudem się z nich otrząsający. W literaturze taka akceptacja jest jeszcze trudniejsza niż w muzyce i malarstwie. A przecież twierdząca odpowiedź na pytanie, czy wielki pisarz może być komunistą, faszystą, rasistą, a nawet zwykłą świnią, jest raczej oczywista. Odmowa literackiej wielkości z pozaliterackich motywów należy do świata ideologii. A przecież niczego tak podobno wszyscy nie pragniemy, jak trzymania literatury z dala od ideologii.

Być może spory o grób Miłosza potrwają jeszcze długo, zwłaszcza że jest wielu zainteresowanych, aby trwały. Sądzę jednak, że poezja laureata Nagrody Nobla będzie trwała dłużej. Wielka poezja, w odróżnieniu od jej twórcy i od jej krytyków, jest nieśmiertelna. Co obchodzą dziś kogoś poglądy polityczne Anakreonta i życiowe meandry Wergiliusza? Nic. A dlaczego? Bo nie da się z nich ukręcić bicza na współczesnych.

Maciej Rybiński

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)