Seksturysta rusza na łowy

Według statystyk Interpolu, Warszawa stała się obok Berlina największym ośrodkiem dziecięcego seksbiznesu w naszej części Europy.

Seksturysta rusza na łowy
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

08.05.2008 | aktual.: 08.05.2008 14:10

Większość z nas zapewne wyobraża sobie typowego seksturystę jako podstarzałego, łysiejącego mężczyznę, mającego problemy z nadwagą i odpychający charakter. Jednak z najnowszego raportu włoskiego oddziału ECPAT, czyli międzynarodowej organizacji pozarządowej działającej w 70 krajach na rzecz zwalczania dziecięcej prostytucji, pornografii i handlu dziećmi, dowiadujemy się, że typowy seksturysta XXI w. jest dobrze wykształcony, należy do klasy średniej i nie przekroczył trzydziestki. – To już nie jest klasyczny „obleśny facet” – wyjaśnia Marco Scarpati, prawnik i prezes włoskiego oddziału ECPAT.
– Średnia wieku wynosi teraz 27 lat, a tanie linie lotnicze umożliwiają mu częste podróże.
We Włoszech tego typu raporty zawsze wywołują spore zażenowanie, gdyż od kilku lat to właśnie mieszkańcy słonecznej Italii dominują wśród turystów szukających w egzotycznych krajach taniego seksu. Każdego roku 80 tys. Włochów przekracza granice w jednym tylko celu. W Kolumbii, Tajlandii, Kambodży czy na Ukrainie, wszędzie tam, gdzie bieda wpędza lokalną ludność w sytuację bez wyjścia, seksturyści szukają zakazanego owocu. Co prawda, zaledwie 3% z nich to pedofile, ale coraz niższa średnia wieku i rosnąca liczba kobiet musi budzić zaniepokojenie.
– Dzisiaj jesteśmy najczęstszymi gośćmi w Kenii, gdzie 24% klientów prostytutek i nieletnich stanowią Włosi, a także w Kolumbii, na Dominikanie itd. – wylicza Scarpati. Obraz, który wyłania się z raportu ECPAT, jest o tyle niepokojący, że aż połowa seksturystów odwiedzających ten afrykański kraj nie wpadła na pomysł używania prezerwatyw. Większość z nich jednak nie zapomniała uwiecznić swoich przygód. Krótkie filmy najczęściej zrobione telefonami komórkowymi trafiają potem do internetu.

Przecież ja im pomagam

Sieć służy seksturystom także do jak najbardziej szczegółowego zaplanowania wycieczki w taki sposób, aby mogli oni ominąć różne utrudnienia, które mają służyć ochronie nieletnich. Dzięki umowom między ECPAT a rządami krajów, w których seksbiznes jest obecny na co dzień, np. do hoteli nie są wpuszczani niepełnoletni bez rodziców lub opiekunów. Rynek nie daje jednak za wygraną. Jak grzyby po deszczu powstają noclegownie przyjazne seksturystyce, taksówkarze, którzy nie chcą poddać się rządowym regulacjom, zawiozą każdego chętnego w miejsce, gdzie będzie już na niego czekać nastoletnia prostytutka. To jednak ostatnia rzecz, która zaprząta głowę seksturysty. Wychowany w kapitalistycznej rzeczywistości, lubiący wszystko racjonalizować przybysz z bogatej Północy tłumaczy sobie, że bez jego pieniędzy miałaby jeszcze gorzej. W końcu to on jej pomaga, umożliwia przetrwanie biedy. I nie samej tylko prostytutce przecież, ale także jej rodzinie. – Podczas tej podróży uprawiałem seks z 14-letnią dziewczyną w Meksyku oraz
15-letnią w Kolumbii. Wspieram je finansowo. Jeśli nie będą się ze mną kochać, to zapewne nie będą miały nic do jedzenia. Jeśli ktoś ma z tym problem, niech UNICEF je wyżywi.
Słowa tego anonimowego amerykańskiego emerytowanego nauczyciela nie pozostawiają żadnych złudzeń. Seksturyści nie mają sobie nic do zarzucenia.
Zresztą biznes to biznes. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, prawda? A interes kręci się nieźle. W programach wielu wycieczek, także tych biur, które uważane są za renomowane, znajdziemy np. ofertę masażu tajskiego. A obok masażu stóp czy relaksującego, każdy salon ma w ofercie pozycję special lub extra. Znajdziemy ją w każdym cenniku, gdzieś na samym dole. Jeszcze nie tak dawno pewien operator wycieczek oferował wakacje w Mongolii, gdzie według oficjalnych informacji, klienci mieli spędzać czas na konkursach wędkarskich. Jak dowiedział się włoski oddział ECPAT, była to tylko przykrywka, a jedyne, co firma zapewniała, to kontakty z nieletnimi...

Panie lubią Kenijczyków

Obok dominującego męskiego światka seksturystów dynamicznie rozwija się również jego damski odpowiednik. Kim jest więc seksturystka? – Świat kobiecego seksturyzmu nie jest jeszcze dobrze przebadany – przyznaje Marco Scarpati. Wiadomo jednak, że panie najchętniej kierują się w takie miejsca jak Kenia, Gambia czy Senegal oraz Jamajka, Dominikana i Kuba. Seksturystka najczęściej jest świetnie wykształconą, zarabiającą grubo powyżej średniej dojrzałą kobietą. Często można spotkać się z poglądem, że szuka ona w taki sposób romantycznej przygody i ciepła. Chce się poczuć atrakcyjna, pożądana. – Kobiety szukają nie dzieci, ale młodych mężczyzn, którzy dadzą im to, czego nie są w stanie zrobić ich mężowie – twierdzi Jaennette Belliveau, była seksturystka oraz autorka prowokacyjnej autobiografii „Romance on the Road”. Potwierdza te słowa przewodniczący Kenijskiej Rady Turystycznej Jake Grieves-Cook: – Starsi biali mężczyźni zawsze przyjeżdżali tu dla młodocianych dziewczyn i chłopców, żerując na ich biedzie, ale te
starsze panie... One nigdy nie przekraczają granicy wieku.
Niektórzy naukowcy mają jednak co do tego wątpliwości. Dr Joan Philips z Uniwersytetu w Londynie zwraca uwagę, że w Barbadosie coraz więcej już 14-letnich chłopców rzuca naukę i wybiera profesję zawodowego żigolaka. Rok temu pewna Szwedka została skazana na sześć miesięcy więzienia za molestowanie dziecka. Jak twierdzi, nie była świadoma tego, że chłopak był niepełnoletni. Poznali się siedem lat temu, on miał 12 lat, a ona była zamężną prezeską znanej firmy międzynarodowej z dwójką dzieci. Chłopak był wnuczkiem ministra kraju, w którym kobieta przebywała. Seks zaczęli uprawiać jeszcze w tym samym roku. Kiedy chłopak skończył 18 lat, przyjechał do Szwecji. Gościnę zapewniła mu kochanka i jej rodzina. Następnie kobieta załatwiła mu pozwolenie na pobyt, aby na sam koniec urodzić ich wspólną córkę.
„Seksturyści i seksturystki przeistaczają się we właścicieli niewolników – przynajmniej na czas ich wizyty – pisał na łamach paryskiego „Le Monde diplomatique” francuski antropolog Franck Michel. Zjawisko to często tłumaczone jest jako oznaka strachu mężczyzn przed silnymi, wyemancypowanymi kobietami. Niektórzy panowie najwidoczniej nie radzą sobie z równouprawnieniem, z jakim mają do czynienia w swoich krajach. Niezależne kobiety, równe prawa w pracy, związki partnerskie – to dla nich za dużo. Egzotyczne kraje, gdzie kobiety niczego od mężczyzn nie żądają, mają być dla nich ucieczką do starego ładu, w którym on znowu dominuje nad nią, nawet jeżeli ona miałaby być tylko małą dziewczynką”.
A seksturystki? Franck Michel podsumowuje je krótko: „Coraz większa popularność kobiecego seksturyzmu wskazuje na to, że panie idą w ślady mężczyzn, odtwarzając tę samą żądzę władzy, dominacji i eksploatacji”. Z tym bezkompromisowym zdaniem zapewne nie zgodziłoby się 80 tys. kobiet opuszczających co roku Londyn w celu przeżycia pikantnej przygody na jamajskich plażach w Negril. Jak ustaliły dwie brytyjskie badaczki Jacqueline Sanchez Taylor i Julia O’Connell Davidson, kobiety te nie uważają się za klientki męskich prostytutek. Są przekonane, że pomagają tym mężczyznom i lokalnej gospodarce.

Sprzedał ją dziadek

Po raz kolejny zupełnie niezauważone przeszło w Polsce nadanie nagrody World’s Children’s Prize for the Rights of the Child (której patronami są m.in. królowa Szwecji Sylwia, były prezydent RPA Nelson Mandela oraz amerykański noblista w dziedzinie ekonomii Joseph Stiglitz) przez szwedzką organizację pozarządową Świat Dzieci. Jak co roku, także tym razem podczas głosowania ponad 6 mln dzieci z całego globu decydowało, do kogo powędruje nagroda za działalność na rzecz ich praw. 16 kwietnia tym prestiżowym wyróżnieniem uhonorowana została pochodząca z Kambodży Somaly Mam, działaczka walcząca na rzecz uwolnienia i rehabilitacji dziewczynek, które padły ofiarą seksniewolnictwa, czyli czegoś, czego istnienia wielu seksturystów nie chce nawet dopuścić do swojej świadomości.
To właśnie ze względu na dyskryminację bieda i towarzyszący jej przymus ekonomiczny dotyka kobiety w bardziej okrutny sposób niż mężczyzn. Dziewczynki mają mniejsze niż chłopcy możliwości edukacji, a także znalezienia pracy, muszą zatem szukać sobie innego źródła utrzymania. I tu właśnie wkraczają gangi zajmujące się seksniewolnictwem. Porywają, odkupują za długi czy też często zwyczajnie dobijają transakcji z chciwymi rodzicami. Taki też los spotkał Somaly Mam, która mając 12 lat, trafiła w ręce szajki zajmującej się seksniewolnictwem po tym, jak została sprzedana im przez swojego dziadka. W niewoli była bita, gwałcona i torturowana. Gdy skończyła 30 lat, stała się rzecznikiem kobiet i dzieci przetrzymywanych w domach publicznych i siłą zmuszanych do prostytucji. W 1997 r. wraz z mężem Pierre’em Legrosem założyła pozarządową organizację AFESIP, która ma na celu pomagać ofiarom seksniewolnictwa. Od tego czasu udało się zbudować trzy bezpieczne domy, w których znalazły schronienie dziewczynki uratowane z
niewoli. Otrzymują tam jedzenie, pomoc lekarską, edukację i w zależności od chęci szkolenia zawodowe. – Trzy tysiące dziewczynek, które jeszcze niedawno były niewolnicami, teraz dzięki Somaly ma lepsze życie – głosił komunikat fundacji.
Ale działalność Mam nie wszystkim się podoba. Od dłuższego czasu ktoś grozi jej śmiercią, a jej 14-letnia córka została dwa lata temu porwana, zgwałcona i sprzedana do domu publicznego. Seksniewolnictwo to trzeci po narkotykach i sprzedaży broni najbardziej dochodowy nielegalny przemysł na świecie. Każdego roku milion dziewczynek i kobiet sprzedawanych jest do niewoli. Niemal 30% z nich jest w wieku 9-15 lat, ale do tego piekła trafiają nawet już pięcio- czy sześcioletnie dziewczynki. Przebywając w fatalnych warunkach, zarabiają średnio 15 dol. na miesiąc, gdyż praktycznie cały zysk trafia w ręce sutenerów.

Kochanka z warszawskiej galerii

To, co najbardziej przygnębia, to wyjątkowo niska świadomość skali zjawiska, jakim jest seksniewolnictwo, tym bardziej że w czasach postępującej globalizacji jest ono obecne w niemal każdym zakątku świata. Także w Polsce.
Jak alarmuje Agnieszka Kosowicz z Fundacji Polskie Forum Migracyjne, w Polsce giną bez śladu mali Białorusini i Ukraińcy, którzy są najczęściej sprzedawani do domów publicznych, gdzie muszą świadczyć usługi seksualne dla dorosłych. Z kolei raport Międzynarodowej Kampanii przeciw Prostytucji Dziecięcej zwraca uwagę, że nadbałtyckie kurorty w Polsce, na Litwie i w Estonii przyciągają tysiące seksturystów ze Skandynawii. Można się z niego dowiedzieć, że biedni rodzice często sprzedają swoje dzieci lub zmuszają je do prostytucji, a bezdomna młodzież zajmuje się świadczeniem usług seksualnych, aby przeżyć. Według statystyk Interpolu, Warszawa stała się obok Berlina największym ośrodkiem dziecięcego seksbiznesu w naszej części Europy. Nic dziwnego, wszak nasz kraj stał się zarówno krajem tranzytowym, jak i docelowym w procederze handlu dziećmi. Gdy rozpływamy się w zachwytach nad wyrastającymi jak grzyby po deszczu galeriami handlowymi, nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że są one często miejscem prężnie
rozwijającego się seksprzemysłu. Świątynie wolnego rynku stają się przestrzeniami, w których nieletnie uczennice i uczniowie, nierzadko pochodzący z tzw. dobrych domów, oferują usługi seksualne, często tylko po to, by móc kupić sobie jakiś modny ciuch. 21 kwietnia Centralne Biuro Śledcze przeszukało agencje towarzyskie w Rzeszowie. Akcja skierowana była głównie przeciwko gangom zajmującym się handlem ludźmi. Poszukiwano kobiet z Ukrainy, znaleziono polskie gimnazjalistki. Policja jest przekonana, że to odkrycie jest tylko czubkiem góry lodowej, jaką jest dziecięca prostytucja. Problem jest o tyle poważny, że jeśli na początku XXI w. przyjeżdżało do Polski około 40 tys. pedofilów, to wraz z pojawieniem się tanich linii lotniczych liczba ta mogła się podwoić. Do tej pory żaden polski rząd nie wykazał zainteresowania ograniczeniem tego procederu, policja jest bezradna, a Interpol informuje, że w ostatnich latach tysiące polskich dzieci trafiło w celach seksualnych za granicę. Nie wiemy, a czasami zwyczajnie nie
chcemy wiedzieć, że od kilku lat jesteśmy jednym z tych „egzotycznych” krajów, które zachodni seksturyści polecają sobie nawzajem.
W takiej sytuacji to właśnie podnoszenie świadomości społecznej jest obecnie najważniejszym zadaniem, przed jakim stoją takie organizacje jak ECPAT czy AFESIP. – Skoro wiek seksturysty obniża się w tak szybkim tempie, to edukacja i prewencja powinny zacząć się już na poziomie szkoły średniej – postuluje Marco Scarpati. ECPAT zorganizował już sieć 30 regionalnych organizacji młodzieżowych. Dzięki temu powstają obiecujące lokalne projekty, jak choćby ten realizowany w filipińskiej prowincji Cebu, w miejscu, gdzie gwałtownie rozwija się seksturystyka. Młodzież licealna, która sama wcześniej doświadczyła przemocy, prowadzi obecnie audycję radiową dla dzieci, w terenie, gdzie radio jest najpowszechniejszym środkiem przekazu. Celem tego projektu jest propagowanie wiedzy na temat praw dziecka.
Palącym problemem jest zmiana regulacji i procedur prawnych, szczególnie utworzenie międzynarodowych rejestrów pedofilów i usprawnienie funkcjonowania eksterytorialnej jurysdykcji w przypadkach przestępstw na tle seksualnym popełnianych za granicą, gdyż prawodawstwo nie nadąża za problemem, a środki przeznaczane na walkę z tym procederem są śmiesznie małe. Dobrym przykładem jest tu Polska, gdzie według wspomnianego raportu Międzynarodowej Kampanii przeciw Prostytucji Dziecięcej, w prawie jest wiele luk, policja nie jest dość czujna, rząd zaś nie widzi żadnego problemu.
Najpilniej do odrobienia pracy domowej wzięli się Włosi. Kraj, z którego pochodzi najwięcej seksturystów na świecie, jest równocześnie jednym z liderów w walce z tym procederem. – W przeznaczaniu rządowych funduszy jesteśmy pierwsi w Europie oraz w pierwszej trójce na świecie. Nasze zaangażowanie nie słabnie od 2000 r. – potwierdza Scarpati. Ale to, co może się okazać najtrudniejsze, to przezwyciężenie rasizmu i znieczulicy mieszkańców bogatej Północy. Zdaniem Taylor i Davidson, kobiety szukające na plażach Kenii czy Jamajki seksualnej przygody wmawiają sobie, że czarnoskórzy mężczyźni nie potrafią kontrolować swoich seksualnych żądz. To nie pieniądze mają ich pchać w ramiona starszych pań, ale właśnie ich skryta dzika natura. Podobnie jak w przypadku męskich seksturystów, gdzie pogarda wobec miejscowej ludności i obojętność wobec losu azjatyckich dziewczynek pozwala zachować przybyszom z Północy zimny dystans wobec swych ofiar, tak i tu prawo naturalne jest wygodną wymówką. Brytyjskie badaczki nie mają
żadnych wątpliwości. Kryje się w tym rasizm. Czy uda się go przezwyciężyć, zależy już tylko od białych mieszkańców Ameryki i Europy, którzy jako jedyni mają możliwość wpływu na swoje rządy, gdyż więzione dzieci głosu nie mają.

Bogusław Siemiątkowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)