Seksafera w bielawskim ratuszu
W bielawskim ratuszu bomba wybuchła kilka
tygodni temu. Sprzątająca urząd kobieta nakryła w gabinecie
urzędniczkę podczas - jak to określa "Słowo Polskie - Gazeta
Wrocławska" - orgii seksualnej ze strażnikiem miejskim Robertem S.
22.10.2005 | aktual.: 22.10.2005 08:16
Sprzątaczka nie zareagowała. Jednak kiedy po kilku dniach sytuacja się powtórzyła poszła do komendanta straży i opowiedziała mu o wszystkim. - Powiedziałem burmistrzowi, że chcę zwolnić tego strażnika. Zwłaszcza, że to nie był jego pierwszy wybryk, mówi komendant Zdzisław Kawończyk. - Robert S. już wcześniej demonstracyjnie pojawiał się na różnych festynach i imprezach z osobami z półświatka przestępczego. Napisałem nawet w tej sprawie pismo do urzędu i zagroziłem, że następnym razem ukarzę go naganą.
- Burmistrz jednak nie chciał bym go zwolnił. Powiedział, że on sam to jakoś załatwi, opowiada Kawończyk. - Załatwił i owszem, ale mnie. Nie dziwię się. W końcu burmistrz z Robertem S. znają się bardzo dobrze, grają od dawna w piłkę w jednej drużynie. Są ze sobą na "ty". Może ten strażnik ma na niego jakieś kwity? Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że burmistrz nadstawia za niego własną głowę - relacjonuje komendant.
Burmistrz Ryszard Dźwiniel przyznaje, że wie o romansie, który rozgrywał się za ścianą jego gabinetu, ale nie łączy tej sprawy ze swoją decyzją o odwołaniu komendanta. - Nigdy nie zabraniałem panu Kawończykowi zwolnienia z pracy któregokolwiek z pracowników straży miejskiej, mówi. - Wręcz przeciwnie. Kiedy komendant przyszedł do mnie i powiedział, co jeden z jego podwładnych robi w budynku ratusza z moją urzędniczką, powiedziałem żeby wyciągnął konsekwencje i zrobił to, co uważa za stosowne. To jego jednostka i on nią kieruje.
Burmistrz uważa, że to co leżało po jego stronie załatwił jak należy. - Z moją urzędniczką problem rozwiązałem. Wezwałem ją do siebie i przeprowadziłem z nią rozmowę dyscyplinującą, dodaje. - Jestem pewien, że takie ekscesy już się w urzędzie nie powtórzą.
Tymczasem Bielawa aż huczy od plotek na temat romansu urzędniczki i strażnika. Sprzątająca w urzędzie pani Władysława, sprawczyni całego zamieszania nie ukrywa, że cała ta awantura ją przerosła. - Czemu mnie to musiało spotkać, mówi. - Mam przez to same kłopoty. Wszyscy mają do mnie teraz pretensje. A ja tylko chciałam spokojnie pracować...
Robert S. nie chciał ze "Słowem" rozmawiać. Od kilku dni jest na zwolnieniu chorobowym. Nieoficjalnie gazeta dowiedziała się, że ma teraz poważne problemy rodzinne.(PAP)