Seksafera na finiszu - wkrótce wyrok
Były poseł Samoobrony Stanisław Łyżwiński pozostanie w areszcie. Taką decyzję podjął w środę Sąd Apelacyjny w Łodzi, który w ten sposób odrzucił zażalenie obrony na przedłużenie aresztu tymczasowego.
Oznacza to, że wyrok w sprawie tzw. seksafery Łyżwiński usłyszy jako aresztant.
Na czwartek zaplanowano mowy końcowe obrońców oskarżonych: Stanisława Łyżwińskiego i szefa Samoobrony Andrzeja Leppera. Nie odbędą się one jednak w Sądzie Okręgowym w Piotrkowie Trybunalskim, lecz na tajnej rozprawie w zakładzie karnym (proces od początku toczy się za zamkniętymi drzwiami).
Dlaczego w zakładzie? Bo przebywający tam Łyżwiński narzeka na bóle kręgosłupa i bezwład lewej nogi.
- Mój mąż jest podłamany - nie ukrywa żona byłego posła Wanda Łyżwińska. - Porusza się na wózku inwalidzkim i nic nie może zrobić. Zdany jest na łaskę współwięźnia z celi, który pomaga mu przy niektórych czynnościach oraz wozi męża na wózku.
Pracownicy zakładu karnego potwierdzają, że Łyżwiński porusza się na wózku.
- Były poseł przebywa w celi dwuosobowej przystosowanej dla osób niepełnosprawnych - wyjaśnia major Paweł Gawrosiński, kierownik działu penitencjarnego. - Jest ona większa od innych cel, dzięki czemu można się w niej poruszać na wózku inwalidzkim. Bywa, że były poseł korzysta z pomocy współwięźnia, który pcha go na wózku do lekarza lub na zajęcia świetlicowe.
Wcześniej Łyżwiński był osadzony w łódzkim areszcie śledczym przy ul. Smutnej, w którym na znak protestu przystąpił do głodówki. Po przeniesieniu do Piotrkowa już nie protestuje. W celi ma telewizor. Ponadto czyta gazety i książki, odwiedza go rodzina. Wanda Łyżwińska narzeka jednak, że pobyt męża za kratami nie służy mu i że znacznie podupadł na zdrowiu.
- Były poseł wożony był na badania do szpitala przywięziennego w Gdańsku, w którym lekarze stwierdzili, że jego schorzenie nadaje się do operacji w trybie planowanym, a nie nagłym - wyjaśnia nam major Gawrosiński.
Wprawdzie Wanda Łyżwińska twierdzi, że w przypadku jej męża "prokuratura działała na zlecenie polityczne", jednak Rafał Sławnikowski, naczelnik VI wydziału ds. przestępstw gospodarczych Prokuratury Okręgowej w Łodzi, zdecydowanie zaprzecza.
Seksafera wybuchła ponad trzy lata temu, kiedy Aneta Krawczyk ujawniła mediom, że szefowie Samoobrony wykorzystywali seksualnie działaczki tej partii w zamian za pracę lub umieszczenie ich nazwisk na liście wyborczej.
Śledczy postawili Stanisławowi Łyżwińskiemu, głównemu podejrzanemu w seks- aferze siedem zarzutów: zgwałcenia kobiety, wielokrotnego wykorzystania seksualnego Anety Krawczyk oraz trzech innych pań, nakłaniania Krawczyk do usunięcia ciąży oraz podżegania do porwania biznesmena.
Prokuratura żąda, aby Stanisław Łyżwiński został skazany na pięć lat więzienia i na pięć lat pozbawienia praw publicznych, co oznacza, że nie mógłby kandydować w wyborach na posła czy radnego. Ponadto oskarżyciel chce, aby były poseł wpłacił 10 tysięcy złotych nawiązki na placówkę związaną z ochroną zdrowia.
Dla drugiego "bohatera" afery, Andrzeja Leppera, który podejrzany jest m.in. o żądanie i przyjmowanie korzyści osobistych o charakterze seksualnym od Anety Krawczyk i o molestowanie innej działaczki Samoobrony, prokurator domaga się dwóch lat i trzech miesięcy więzienia.
- Popieram prokuratora, bowiem żądane kary są adekwatne do winy i stopnia szkodliwości społecznej popełnionych czynów - powiedziała "Polsce Dziennikowi Łódzkiemu" oskarżyciel posiłkowy Agata Moc-Kalińska. Jako adwokat na rozprawach dotyczących seksafery reprezentuje poszkodowaną Anetę Krawczyk, będącą jednocześnie głównym świadkiem oskarżenia. - Pani Aneta nadal mieszka w Radomsku. Nie ma stałej posady i utrzymuje się z pracy dorywczej. Dzisiaj na rozprawie jej nie będzie, ale na ogłoszenie wyroku z pewnością przybędzie.
Obaj liderzy Samoobrony nie przyznają się do winy. Andrzej Lepper jest nawet zbulwersowany oskarżeniami i wysoko- ścią żądanej dla niego kary.
- Jestem niewinny, a świadkowie są niewiarygodni, gdyż w różnych sytuacjach różnie się wypowiadają - powiedział nam Andrzej Lepper. - Żądania prokuratora są więc niedorzeczne. Prokuratura już dawno powinna wycofać się z zarzutów przeciw mnie, ale nie zrobiła tego, gdyż nie chce przyznać się do błędu.
Do tej pory w seksaferze na dwa lata i cztery miesiące skazano Jacka P., byłego radnego Sejmiku Wojewódzkiego w Łodzi. Były radny miał nakłaniać Anetę Krawczyk do przerwania ciąży i podawać jej oksytocynę, która wywołuje skurcze porodowe. Sąd uznał, że naraził w ten sposób jej zdrowie i życie.
W czwartek sąd zadecyduje, kiedy zapadnie wyrok na Leppera i Łyżwińskiego.
Oficjalne wydanie internetowe* www.polskatimes.pl/DziennikLodzki*