Seks, szantaż i kasety wideo
W pudełkach leżą poukładane kasety. Jest ich 86. Każda ma przyklejoną karteczkę z numerem i datą. Włączamy magnetowid. Na ekranie ukazuje się wyblakły, czarno-biały obraz pokoju. Oko kamery wycelowane jest w łóżko, na którym leży równo ułożona pościel. Młoda kobieta w szlafroku podchodzi do kamery i stara się upewnić, czy urządzenie zostało włączone. Po chwili w drzwiach pojawia się mężczyzna. Ma około 50 lat. Elegancki garnitur, lekka łysina, brzuszek.
Mężczyzna i kobieta rozmawiają. Ona siedzi naprzeciwko, zakłada nogę na nogę. On łyka nerwowo ślinę, luzuje krawat i chusteczką ociera pot z czoła. Akcja nabiera tempa. Po kilku minutach nagie ciała baraszkują w łóżku. Kamera wychwytuje każdy szczegół. – Faceci są naprawdę bardzo łatwi – z rozbrajającą szczerością zeznawała policjantom Katarzyna P., która na wielu kasetach występuje w roli głównej. Ma 24 lata, kształtne piersi i długie nogi.
Przynęta Małgosia
Nie ona jedna odgrywała rolę przynęty w procederze, który zorganizował Sylwester F. z Brzezin. W środowiskach biznesmenów, prawników i lekarzy wyszukiwano osoby, które miały wysoki status materialny, także kobiety. Rozpracowywano je w najdrobniejszych szczegółach, a następnie podsyłano im Kasię, Ewę lub Marka. Najlepszym czasem na zdobycie nowej ofiary były targi.
– Tu Małgorzata Kowalska z firmy „Z”, przyjechałam na targi z Siedlec, jesteśmy zainteresowani nabyciem państwa wyrobów – rozmowa z właścicielem łódzkiej firmy, wytypowanym do roli ofiary gangu, od razu była serdeczna i obiecująca nie tylko finansowo. Zakłócały ją jedynie telefoniczne rozmowy, w trakcie których przedstawicielka firmy „Z” odpowiadała krótko: „Nie mogę rozmawiać, wrócę z Łodzi, to otworzę ci to zlecenie” lub „Miał pan przelać 50 tysięcy na nasze konto w ubiegłym tygodniu, a chce pan odebrać kolejną partię garsonek, zastanowię się, proszę zadzwonić później”.
Zwykle okazywało się, że Małgosia nie zna Łodzi i nie ma planów na wieczór, a nawet na popołudnie. Za to chętnie zobaczy restauracyjki, które znajdują się w podwórkach Piotrkowskiej. Właściciele firm, których odwiedzała przedstawicielka firmy z Siedlec (w innych sytuacjach: z Warszawy, Krakowa, Gdańska), dzwonili wtedy do domu z informacją, że mają spotkanie biznesowe.
Małgosia zgrabnie prowadziła rozmowę, przegryzając krewetki i popijając je białym winem. – Odprowadź mnie, mieszkam blisko centrum, koleżanka zostawiła mi klucze do mieszkania – mówiła kobieta, której biznesmen szybko wyznawał: „Jaka ty jesteś piękna”. I to była jedyna kwestia, co do której się nie mylił.
Katarzyna P. z Brzezin, podająca się za Małgorzatę Kowalską, jest z zawodu pedagogiem, ostatnio praktykowała w… sądzie. Drugą kobietą na usługach gangu była Ewa N. z Łodzi, drobna blondynka z biustem „trójką”, która zaczęła w wieku 16 lat.
Przyjaciele z podwórka
Sylwester F. wymyślił proceder szantażowania ludzi przed kilku laty, gdy łatwe pieniądze z handlu czym się da przestały same wpadać do kieszeni. Wpływy playboya z Brzezin kurczyły się, a on nie zamierzał rezygnować z wystawnego życia i hazardu.
Sylwester znał się od dzieciństwa z Norbertem B. (są rówieśnikami, rocznik 1964), z którym łączyła go namiętność do kobiet i umiejętność manipulowania ludźmi. F. był typem guru, narzucającego otoczeniu swoje zdanie, a B. – typem negocjatora (nosił nawet taki pseudonim). Norbert nauczył się wpływać na ludzi na szkoleniach – był specjalistą od ubezpieczeń.
F., były student AWF, jest przystojny, dobrze zbudowany, a B., z zawodu kierowca mechanik po zawodówce – to malutki, chudziutki brzydal z odstającymi uszami.
Norbert, wiążąc się z Sylwestrem, miał dostęp do salonów i kobiet. Podzielili się rolami: F. wybierał ludzi (sprawdzał ich stan majątkowy i skłonności do cichych „romansów”) oraz podsuwał pomysły na usidlenie ofiar. B. realizował przedsięwzięcie szefa w najdrobniejszych szczegółach.
Podział ról
Dla każdej wybranej osoby przygotowywano budżet, wynoszący zwykle 7 tysięcy złotych. Za te pieniądze wynajmowano mieszkanie, urządzano przeprowadzkę (te same meble można zaobserwować w różnych wnętrzach), kupowano przynęcie nową sukienkę, pantofle, kosmetyki oraz nową kartę do telefonu komórkowego.
Role członków gangu były dokładnie podzielone. Żadna z uczestniczących w przedstawieniu osób bez Sylwestra F. i Norberta B. nie umiałaby złożyć układanki w całość. Niektórzy się w ogóle nie znali, każdy wykonywał swoje zadanie.
Rafał Sz. wynajmował lokal na fałszywe dokumenty i zajmował się jego wyposażeniem. Opiekę nad dziewczętami sprawował i woził je na spotkania osobisty bodyguard Rafał S., instruktor walki wręcz i strzelectwa (szkolił żołnierzy i policjantów).
Sprzęt wideo przygotowywał Artur K. Po seansie obrabiał film, wybierając odpowiednie ujęcia, na których ofiara gangu mogła się rozpoznać. Za pomocą komputera robił z nich zdjęcia. Łukasz S. miał za zadanie wysłać je pocztą kurierską (dla zmylenia paczki były nadawane z różnych miast w Polsce).
Spotkanie z King Kongiem
Do akcji wkraczali wtedy Dariusz K. ps. Malowany, z zawodu ochroniarz lub Piotr G., zwany King Kongiem, właściciel firmy windykacyjnej. Ma dwa metry wzrostu i parametry strong mana. Obaj gangsterzy mieli kontakty ze stołecznym światem przestępczym.
Umówiony wcześniej „Malowany” wszedł pewnego dnia do gabinetu biznesmena, który był szantażowany. Złapał go za gardło i wygłosił formułkę: „Pan wie, że ma pan dług i musi go pan uregulować”. Następnie wyszedł, grzecznie pożegnał sekretarkę i opuścił firmę.
„King Kong” spotykał się z szantażowanymi w lokalach gastronomicznych, kładł plik zdjęć i mówił krótko: „Pan się poznaje na tych zdjęciach, ktoś będzie z panem rozmawiał”. Osiłków woził Dariusz J., były rajdowiec, który jeździł fordem z podrasowanym silnikiem. W razie alarmu potrafił przyjechać w godzinę z Warszawy do Łodzi.
Poszkodowani czuli podwójny strach: przed kompromitacją i kolejnym spotkaniem z „King Kongiem”.
Lowelas w czerni
Marek K. już jako nastolatek miał powodzenie. Wysoki, przystojny, o kruczoczarnych włosach, był na studiach ozdobą imprez. Ubierał się ze smakiem i ponad wszystko lubił czarną odzież. Dziewczyny lgnęły do niego niczym pszczoły do miodu. Skończył studia (był specjalistą od prawa karnego), ale wybrał łatwiejsze życie.
Przystępując do grupy Sylwestra F. nie musiał zmieniać trybu życia. Miał tylko uwieść konkretne kobiety: wykształcone i zamożne. Każde nowe zlecenie traktował jak sportowe wyzwanie. Zawsze najwięcej radości sprawiało mu zdobywanie lekarek i sędzin.
Potrafił rozgryźć naturę kobiety po sposobie poruszania się, zaglądania w wystawy sklepowe i sposobie ubierania się. Miły i elokwentny mężczyzna po czterdziestce szybko nawiązywał kontakt i podczas rozmowy zauważał, który z poruszanych tematów potrafi zainteresować ofiarę.
Niepodważalny materiał dowodowy
Gang żądał od 30 do 100 tysięcy złotych za pakiet zdjęć i obietnicę nieprzesłania ich żonie lub mężowi. Nie przyjmował od szantażowanych wyjaśnień, że nie mają pieniędzy lub nie mogą uzyskać kredytu. Finanse upatrzonych ofiar były wcześniej poddawane analizie.
– Pan kłamie o kłopotach finansowych, bowiem pańska firma uzyskała... (tu padała kwota) zysku w ostatnim kwartale – słyszał w słuchawce szantażowany.
Zdarzało się, że członkowie gangu pokazywali biznesmenowi zdjęcia, na których upajał się wdziękami Ewy N. Wówczas dowiadywał się, że uprawiał seks z nieletnią.
Kilkoro pokrzywdzonych zdecydowało się szukać pomocy u funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego w Łodzi. Śledztwo trwało rok i zakończyło się w listopadzie 2003 roku. Materiał dowodowy był tak mocny, że ani szesnaścioro oskarżonych, ani ich adwokaci nie podważyli dowodów zebranych przez policjantów.
Proces zaczął się 23 czerwca br. i zakończył się na pierwszym posiedzeniu. Oskarżeni przyznali się do winy i dobrowolnie poddali się wyrokom sądu.
Najwyższą karę – 4,5 roku pozbawienia wolności – otrzymał Sylwester F. Prokurator żądał dla niego siedmiu lat więzienia, ale sąd wziął pod uwagę, że podejrzany nie tylko przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale także do czerpania korzyści z cudzołóstwa i posiadania środków odurzających. Pozostali członkowie gangu zostali ukarani wyrokami od roku i czterech miesięcy do dwóch lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności.
Mariusz Goss