Seks na własną rękę
Nie mówcie źle o masturbacji – apeluje Woody Allen. – To w końcu seks z kimś, kogo najbardziej kochacie. Większość ludzi, zanim przekroczyła dwudziestkę, choć raz spróbowała rozkoszy w pojedynkę. I nikt od tego nie oślepł ani nie umarł. Jak doszło do tego, że to najbardziej wstydliwe tabu świata przeorało nasze umysły? Odpowiedź znalazł Thomas Laqueur w swojej najnowszej książce "Solitary Sex" - czytamy w tygodniku "Forum", w artykule przedrukowanym z tygodnika "Der Spiegel".
Według Johna Martena, autora wydanego w 1712 r. traktatu "Onanizm, albo obrzydliwy grzech samosplamienia", ludziom uprawiającym onanizm groziły straszne konsekwencje: ślepota, obłęd i przedwczesna śmierć - podaje "Forum.
Tymczasem niektórzy byli nawet zawczasu specjalnie szkoleni w odpowiedniej technice. Na przykład we Francji do XVII wieku niańki miały zwyczaj łaskotać małych chłopców w członka, żeby byli grzeczni. Nawet król Ludwik XIII jako dziecko doświadczył tej metody, a jego lekarz bez skrępowania wypowiadał się o tym publicznie - czytamy w tygodniku.
Samuel Tissot, pionier zwalczania ospy, pisał, że nic – nawet ospa – nie działa tak niszczycielsko na ciało człowieka, jak masturbacja - informuje "Forum". Mózg usycha z powodu odpływu płynów ustrojowych. Według Tissota, pewien mężczyzna w takim stopniu oddał się tym ekscesom, że można było usłyszeć, jak jego wysuszony mózg grzechocze w czaszce.
Od czasu Zygmunta Freuda autogeniczna rozkosz uchodzi za stadium przejściowe na drodze do seksualnej dojrzałości – nie jest więc godna pełnego człowieka. Do dziś opinia publiczna uważa to zjawisko za żenujące. Aktorzy filmowi, którzy odgrywają masturbację przed kamerą (Sharon Stone w filmie "Sliver", Harvey Keitel w "Złym poruczniku"), zyskują opinię ekshibicjonistów. Podobnie widzą to chłopcy w filmie "Crazy", którzy wspólne brandzlowanie – jako potępiane – uważają za próbę odwagi - czytamy w tygodniku "Forum".