Sebastiana M. nie ma w Emiratach? Były policjant: "Bardzo źle to wygląda"
Sebastian M. wciąż nie został wydany przez władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich polskim służbom. A w sprawie pojawia się coraz więcej wątpliwości. - Bardzo źle to wygląda. Czy stoją za tym siły nadprzyrodzone, czy też nieprzetarty szlak w procedurze ekstradycyjnej z Emiratami? – pyta retorycznie były funkcjonariusz CBŚP Marcin Miksza "Borys".
- Jeżeli mamy podpisaną umowę ekstradycyjną i mówimy o praworządności, to nie powinno stanowić żadnego problemu, żeby Sebastian M. wylądował w Polsce. I był w naszym kraju sądzony. Ale najwyraźniej problem jest i to spory… – mówi WP Marcin Miksza "Borys", były naczelnik Centralnego Biura Śledczego Policji w Olsztynie.
Przypomnijmy, 15 maja minister sprawiedliwości, Prokurator Generalny Adam Bodnar poinformował, że władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich zgodziły się na ekstradycję 34-letniego Sebastiana M. podejrzanego o spowodowanie śmiertelnego wypadku, w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Od tego czasu minął tydzień, a w sprawie praktycznie nic nie drgnęło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koszmarny wypadek na przejeździe. Wszystko nagrała kamera
We wtorek Komenda Główna Policji poinformowała, że podejrzany na terenie ZEA nie był do dyspozycji tamtejszych organów ścigania, stąd konieczność jego ponownego zatrzymania przed wypełnieniem procedury ekstradycji do Polski.
"Aktualnie czekamy na informację przedstawiciela ZEA o zatrzymaniu Sebastiana M. Do dzisiaj polskie organy ścigania nie otrzymały informacji od ZEA o zatrzymaniu Sebastiana M." - podkreśliła KGP we wpisie na portalu X.
O tym, że na pewno zostanie zatrzymany, przekonywał w RMF FM wiceszef MSWiA Czesław Mroczek. - Sebastian M. zostanie zatrzymany. Wtedy, kiedy to się stanie, niezwłocznie go przejmiemy — powiedział we wtorek Mroczek.
Jak się jednak okazało, podejrzany nie przebywa już pod adresem, pod którym wcześniej przebywał. Takie informacje Onetowi przekazał koordynator międzynarodowego zespołu detektywów i dziennikarzy śledczych Dawid Burzacki, który od początku zajmuje się tą sprawą w ZEA. - Podjęliśmy próbę ustalenia jego aktualnego miejsca pobytu na miejscu w Dubaju. Niestety, pod adresem, który ustaliliśmy i zweryfikowaliśmy w terenie, pan Sebastian już nie przebywa – mówił w środę Burzacki. W przestrzeni publicznej pojawiają się pogłoski, że M. nie ma już w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Mówi się, że wyjechał do Iraku, Omanu lub Arabii Saudyjskiej.
"Haczyk" w Emiratach?
W odpowiedzi Prokuratura Krajowa przekonywała, że nie ma powodów do niepokoju i władze ZEA zapewniały stronę polską, że Sebastian M. znajduje się nadal na terenie Emiratów.
Z kolei nasze źródło w Komendzie Głównej Policji mówi nam, że "sprawa nie ruszy u nas, dopóki go nie zatrzymają".
- My nie możemy działać na terenie innego kraju. Policjanci w gotowości, jak tylko będzie "halo", że go zatrzymali, startujemy po niego. Polska prokuratura miała zapewnienie, że stosowanie wolnościowych środków wystarczy do jego pilnowania – mówi nam policyjny informator z KGP.
Były funkcjonariusz CBŚP Marcin Miksza "Borys" przyznaje wprost, że nie wie, dlaczego sprawa sprowadzenia Sebastiana M. wygląda w taki sposób.
- Czy stoją za tym siły nadprzyrodzone, czy też nieprzetarty szlak w procedurze ekstradycyjnej z Emiratami? Ciężko jest to skomentować. Człowiek nagle znika, choć miał mieć dozór tamtejszych służb. Nie ma go pod adresem, pod którym przebywał ostatnio. Mogę domniemywać, jako wieloletni były funkcjonariusz CBŚ, że może być jakiś "haczyk" na miejscu w Emiratach umożliwiający Sebastianowi M. unikanie zatrzymania – mówi WP Marcin Miksza "Borys".
I jak podkreśla, jest to tak abstrakcyjne z polskiego punktu widzenia, że każe nam się zastanawiać, dlaczego tak jest.
- Może sprawa ma podwójne dno? Nie wierzę, że są ludzie, którzy nie znają odpowiedzi na to pytanie. Być może jednak ci, co znają, nie ujawniają jej, bo może zbulwersować opinię publiczną lub jest niejawna – ocenia były funkcjonariusz CBŚP.
Wypadek na A1
Do wypadku doszło we wrześniu 2023 r. w Sierosławiu niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego. W samochodzie kia zginęli rodzice i ich pięcioletni syn; za kierownicą bmw miał siedzieć Sebastian M.
Po wypadku mężczyzna wyjechał z Europy. Na polecenie ówczesnego prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry wydano za nim list gończy. M. był też poszukiwany na podstawie czerwonej noty Interpolu. Policja w Zjednoczonych Emiratach Arabskich wspierana przez polską Specjalną Grupę Poszukiwawczą zatrzymała go w Dubaju. Został wypuszczony z aresztu za kaucją i według doniesień mediów otrzymał tzw. złotą wizę, dającą mu status rezydenta. W sprawę zaangażował się polski rząd: minister sprawiedliwości Adam Bodnar i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Polska prokuratura w ramach procedury ekstradycyjnej wnioskowała o wydanie Sebastiana M. do Polski. W styczniu Sąd Apelacyjny w Dubaju, orzekając jako sąd pierwszej instancji, stwierdził "nieprawomocnie prawną dopuszczalność ekstradycji Sebastian M. do Polski". Orzeczenie to zostało w lutym zaskarżone przez mężczyznę, a na początku maja Sąd Najwyższy Zjednoczonych Emiratów Arabskich ostatecznie uznał ekstradycję za dopuszczalną.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski