Ścigany listem gończym w sprawie Krzysztofa Olewnika przerywa milczenie
Mikołaj Borkowski jest ścigany listem gończym w sprawie zabójstwa
Krzysztofa Olewnika. Zapytany przez "Wprost", dlaczego nie wraca do Polski, odpowiada, że
nie chce być kolejną osobą, która niby powiesi się w areszcie. Prokuratura nie ukrywa, że to ważny dla niej świadek.
18.11.2012 | aktual.: 19.11.2012 12:33
Nazywa się Mikołaj Borkowski. W świecie przestępczym nazywają go Borek, Windus. Twierdzi, że współpracował z Centralnym Biurem Śledczym i Urzędem Ochrony Państwa. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku ściga go za to, że w listopadzie 2001 r. wyłudził 13 tys. zł od Włodzimierza Olewnika, oraz za to, że utrudniał śledztwo w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika.
Mikołaj Borkowski opowiedział "Wprost", jak trafił do Drobina. - Pojechałem do Kutna pociągiem, a stamtąd odebrał mnie Stanisław Paciorek, "szef grupy operacyjnej”. Powiedział, że nie mają nic. Pan Włodzimierz ulokował mnie w swoim domu i od razu zaczął traktować jak kolejną wielką nadzieję. Jak się później zorientowałem, robił tak wobec każdego nowego pomocnika. Co dzień rano przychodził do mnie z zeszytem, w którym miał wszystkie swoje notatki, i opowiadał wszystko, co wiedział. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że on mógł coś wiedzieć na temat porwania, i do dziś uważam, że na tym etapie, w 2001 r., pan Włodzimierz nie wiedział nic. Jednak już wtedy systematycznie ukrywał dowody mogące świadczyć o ciemnej stronie życia Krzysztofa - mówi Borkowski.
Poprosił Olewnika o możliwość obejrzenia domu. - Znalazłem pakiet zdjęć z jakichś imprez Krzyśka. Była na nich elegancka blondynka w jego objęciach. Zauważyłem też na stole dużo butelek i na pewno płytę, na której był biały proszek. Teraz nie pamiętam, ale ktoś z rodziny Krzyśka, która wtedy ze mną tam była, zabrał mi zdjęcia z ręki i powiedział, że to dziewczyna ze Szczecina - opisuje. Z informacji Borkowskiego wynikało, że była to dziewczyna jednego z gangsterów. - Olewnik prosił, żebym o tym nikomu nie mówił, i przestał być już dla mnie taki miły. To, że w domu Krzysztofa zginęła prostytutka, słyszałem jeszcze w Płocku - dodaje.
Borkowski przewiduje, że nie uniknie zeznań, jeśli dalej chce odwiedzać swoich synów w Polsce. - Co ja mam temu prokuratorowi powiedzieć? Jaką mogę mieć pewność, że kolejny prokurator nie jest poukładany? Czego się boję? - zastanawia się. I odpowiada: "boję się naszych służb i mam ku temu konkretne powody. Wiem, że jakbym trafił do więzienia, to na pewno z niego bym nie wyszedł".