Jak doniosły nowozelandzkie media, po interwencji sąsiadów u pani Robin Adams pojawili się specjalni inspektorzy, którzy po dokonaniu odpowiednich pomiarów, zażądali wyłączenia hałaśliwych światełek.
Każdy, kto narzeka, zwyczajnie nie potrafi wczuć się w świąteczny klimat. To po prostu trochę przyjemności - broniła swoich dekoracji, najwyraźniej rozżalona, pani Adams z Blenheim ok. 50 km na południe od stolicy, Wellington. Przyznała również że rozumie, iż kolędy mogą być nieco "irytujące", zwłaszcza dla starszych osób, wobec czego włączała grające lampki na zaledwie "trzy lub cztery godziny każdej nocy".