Sąsiedzi ambasady USA w Londynie domagają się ochrony
Mieszkańcy domów w ekskluzywnej londyńskiej dzielnicy Mayfair, położonych w pobliżu ambasady USA przy placu Grosvenor, domagają się od rządu zwiększenia środków bezpieczeństwa, ponieważ sądzą, że ambasada może być obiektem ataku terrorystycznego, w wyniku którego ucierpieliby również oni.
W dwustronicowych ogłoszeniach wykupionych w czwartkowym londyńskim "Timesie" i amerykańskim "Washington Post" stu mieszkańców zrzeszonych w grupie GSSG (Grosvenor Square Safety Group) krytykuje londyńską policję za to, że odmawia zamknięcia dwóch ulic prowadzących do placu - Upper Brook i Upper Grosvenor - choć przyczyniłoby się to do zwiększenia bezpieczeństwa w okolicy.
W ogłoszeniu zarzucono też władzom dzielnicy Westminster, MSW i służbom specjalnym, że kwestie ruchu ulicznego, wygody kierowców i dostawców są dla nich ważniejsze niż bezpieczeństwo pracowników ambasady i mieszkańców okolicznych domów, w większości zresztą Amerykanów.
Zdaniem autorów apelu takie stanowisko jest przejawem podwójnych standardów: "Demokratyczny kraj, taki jak Zjednoczone Królestwo, nie może stawać w awangardzie walki z terroryzmem za granicą, gdy w tym samym czasie nie zabezpiecza własnych obywateli i mieszkańców kraju przed atakiem terrorystycznym na własnym terenie".
Grupa apeluje też do komisji spraw wewnętrznych parlamentu o zajęcie się tą sprawą.
Tymczasem rzecznik Scotland Yardu oświadczył, że środki bezpieczeństwa w centralnym Londynie nieustannie dostosowuje się do potrzeb. Wzięto też pod uwagę możliwość zamknięcia wspomnianych dwóch ulic, ale w świetle obecnej oceny zagrożenia jest to nieuzasadnione.
"Nie wierzymy, że zamykanie kolejnych ulic w reakcji na postrzegane zagrożenie uczyni Londyn bezpieczniejszym" - oświadczył rzecznik gminy Westminster.