Saperzy neutralizują bomby w Kołobrzegu. Tacy specjaliści jeszcze długo będą mieli co robić
Saperzy unieszkodliwiają bomby lotnicze znalezione na dnie morza w Kołobrzegu. Ewakuowano pobliskie osiedle i wiele kilometrów plaży. Każda taka akcja jest niebezpieczna, ale profesjonalne podejście ma zapobiec tragedii.
W Bałtyku znaleziono 3 bomby lotnicze z czasów drugiej wojny światowej. Każda z nich waży ok. 200 kilogramów. Policja, w porozumieniu z wojskiem, ewakuowała okolicę w promieniu wielu kilometrów i pozamykała drogi. Doświadczony saper w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że żołnierze dmuchają na zimne.
Neutralizacja bomb jest bardzo niebezpieczną operacją. Ładunki muszą zostać najpierw wydobyte na powierzchnię, następnie załadowane na ciężarówki i przewiezione na poligon, gdzie będą mogły zostać zdetonowane. Promień rażenia samego wybuchu nie jest bardzo duży, jednak stalowe odłamki mogą ranić i zabijać w promieniu wielu kilometrów. Dlatego ewakuować trzeba ludzi nie tylko wokół samego miejsca znalezienia niewybuchów, ale też wzdłuż trasy przejazdu przewożącego je konwoju.
Detonacja bomb na dnie Bałtyku nie wchodziła w grę. Wojskowi podkreślają, że eksplozja w wodzie jest znacznie silniejsza niż na otwartej przestrzeni, a do tego byłaby niszczycielska dla środowiska.
- To jest działanie z narażeniem życia – mówi Wirtualnej Polsce gen. broni w stanie spoczynku Henryk Tacik, były szef wojsk inżynieryjnych i były dowódca operacyjny sił zbrojnych RP. - Taka bomba może wybuchnąć w każdej chwili, od każdego uderzenia, ale saperzy są świetnie wyszkoleni i potrafią określić, jak bardzo dane niewybuchy są niebezpieczne i co im może grozić. Odpukać, do tej pory nie było przypadku, w którym saperzy sami sobie zagrozili.
Polska podzielona jest na kilkadziesiąt rejonów odpowiedzialności, w których działają 6-8 osobowe patrole rozminowania. Saperzy znają teren, na którym działają, ale także ładunki, z którymi mogą się spotkać. Oznacza to, że wiedzą, jakiej broni obecnie używa się na poligonach, ale także czym strzelano na danym terenie w czasie drugiej, a nawet pierwszej wojny światowej. Dlatego unieszkodliwiając niewybuch żołnierze zazwyczaj dokładnie wiedzą, co mają zrobić. Jeżeli natkną się na coś nowego, to mogą skorzystać nie tylko z polskiej, ale też z natowskiej bazy danych i z wiedzy ekspertów.
- To są zawodowcy. Etatowi saperzy, dla których tego rodzaju akcje są chlebem powszednim – podkreśla gen. Tacik. – Samo szkolenie podstawowe trwa około roku. Później saperzy przechodzą coroczne szkolenia uzupełniające, a do tego gromadzą lata praktyki.
Pracy dla saperów w Polsce zapewne nie zabraknie jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Były szef wojsk inżynieryjnych podkreśla, że liczba odnajdowanych niewybuchów w dużej mierze zależy od skali inwestycji. Na przykład saperzy często są wzywani w czasie budowy dróg.
Zarówno były szef wojsk inżynieryjnych jak i saper w służbie czynnej podkreślają rozmawiając z WP, jak ważne jest poważne traktowanie zagrożenia stwarzanego przez niewybuchy.
- Zdarzają się nawet też przypadki, gdy kolekcjonerzy zbierają niewybuchy i gromadzą je na swoich posiadłościach - mówi gen. Tacik. - To naprawdę jest bardzo niebezpieczne.
Znane są też przypadki oddawania niewybuchów na złom. Żołnierze zaznaczają, że każdy, kto znajdzie niebezpieczny przedmiot, musi zawiadomić o tym policję, która następnie wezwie saperów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl