Sanok w chaosie. Brak pieniędzy dla nauczycieli i urzędników. "Z czego mam żyć?"
W Sanoku wstrzymane zostały pensje pracowników zatrudnionych w jednostkach podległych gminie. To oznacza, że pieniędzy nie otrzymają na razie m.in. nauczyciele i urzędnicy. Nauczyciele są zrozpaczeni. - Dla mnie brak pensji oznacza brak środków na życie. Nie mamy zarobków, które pozwalają na odkładanie oszczędności. Z czego mam żyć? - pyta jedna z nich.
25.10.2024 11:33
Konflikt między burmistrzem (bezpartyjnym, ale któremu zarzuca się powiązania z PiS) a radą miasta (gdzie PiS jest w mniejszości) narasta od kilku miesięcy. Na czele rady stoi Sławomir Miklicz, który w ostatnich wyborach samorządowych był konkurentem Matuszewskiego w walce o fotel burmistrza.
Niemal od początku swojej kadencji radni zarzucają włodarzowi, że dotacje celowe z budżetu państwa nie były przeznaczane na inwestycje, które powinny być z nich sfinansowane. Taka sama sytuacja dotyczy obligacji zaciągniętych w 2023 r.
Te tezę potwierdza Regionalna Izba Obrachunkowa w Rzeszowie, która w swojej ocenie uznała, że funkcjonowanie miasta i realizacja inwestycji jest realnie zagrożona. Dług Sanoka wynosi obecnie około 140 mln zł. "Ze złożonych przez burmistrza miasta Sanoka w piśmie z 9 sierpnia 2024 r. wyjaśnień wynika, że zobowiązania wymagalne powstały na skutek utraty przez miasto płynności finansowej i braku środków na zapłatę zobowiązań" - informuje RIO.
Jako główny powód tej sytuacji burmistrz Sanoka wskazał nie podjęcie przez radę miasta uchwały w sprawie emisji obligacji komunalnych, które miały zasilić tegoroczny budżet.
W konsekwencji kłopotów finansowych burmistrz Sanoka Tomasz Matuszewski i skarbnik Michał Siwak przesłali w środę do kierowników istytucji w gminie decyzję o nieprzekazaniu środków finansowych m.in. na wynagrodzenia osobowe dla pracowników. Ta informacja tego samego dnia dotarła do urzędników i dyrektorów szkół.
- Otrzymaliśmy 22 października pismo, w którym było napisane, że urząd miasta nie będzie miał możliwości przekazywania środków finansowych dla poszczególnych jednostek realizujących zadania własne Gminy Miasta Sanoka, w tym wynagrodzenia osobowe. No i to jedyna informacja, którą mamy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Paweł Stefański, dyrektor SP nr 1 w Sanoku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak dodaje, widmo zagrożeń finansowych w mieście było znane zarówno jemu, jak i pozostałym dyrektorom. - Jako kierownicy szkół jesteśmy zapraszani na spotkania urzędu miasta i znamy sytuację finansową, ale o wstrzymaniu wynagrodzeń dowiedzieliśmy się dopiero w środę, z tego pisma - zaznacza.
- Teraz pod koniec miesiąca powinny przyjść płace dla pracowników administracji, nadgodziny dla nauczycieli, a następnie pensje. Zobaczymy, co się wydarzy. Jeżeli te środki nie dotrą, to myślę, że tutaj też związki zawodowe podejmą kolejne kroki. Na pewno będziemy reagować - mówi Stefański.
Nauczyciele przerażeni. "Z czego mam żyć?"
Jak podkreśla dyrektor, nauczyciele póki co czekają na rozwój wydarzeń. Czuć jednak rosnący niepokój.
- Każdy ma do zapłacenia rachunki, kredyty, ludzie mają na studiach dzieci, które utrzymują. Jest to problem, bo trzeba żyć z oszczędności. Nie jest to łatwa sytuacja - podsumowuje.
Nauczyciele w rozmowie z WP nie kryją rozgoryczenia. - Staliśmy się narzędziem w walce między jedną a drugą stroną tego sporu. Szkoda, że jak zawsze to my obrywamy najbardziej. Mam nadzieję, że politycy dogadają się jak najszybciej, bo ja bez pensji nie zamierzam pracować - mówi nauczycielka matematyki Katarzyna Porębska.
Jak zauważa, wielu nauczycieli może być zmuszonych do zaciągnięcia tzw. chwilówek lub pożyczek u rodziny. - Pora odczarować nasze zarobki: mam na rękę 4 tys. zł. Czy to pensja, z której uda się odłożyć zaplecze finansowe? No nie - ucina wyraźnie zdenerwowana.
- Dla mnie brak pensji oznacza brak środków na życie. Nie mamy zarobków, które pozwalają na odkładanie oszczędności. Z czego mam żyć? Mam synów na studiach, którym pomagam. Żyję sama, bez męża. Do tego rachunki, w tym miesiącu dojdzie już solidny za ogrzewanie. Zszokowała mnie ta informacja - mówi z kolei Jolanta Kondracka, polonistka.
Jak zaznacza, najgorsze w całej sytuacji jest to, że nie wiadomo, kiedy zaległe pensje miałyby zostać wypłacone. - Nawet gdybym jakoś przetrwała ten miesiąc, to co dalej? Idzie zima, rachunki za gaz wzrosną. Boję się myśleć o kolejnych tygodniach - podsumowuje.
Wojna w Sanoku. Burmistrz i radni idą na noże
W piśmie do szefów instytucji burmistrz i skarbnik miasta wyjaśniają, że wstrzymują wypłaty z powodu niepodjęcia przez Radę Miasta Sanoka uchwał dotyczących zmian w budżecie oraz zmian w Wieloletniej Prognozie Finansowej. "Środki na realizację zadań zleconych oraz środki otrzymane na zadania własne od wojewody będą przekazywane na bieżąco" - napisano w krótkiej informacji.
Na nasze pytanie, na co wydane zostaną pieniądze z subwencji oświatowej, skoro nie trafią do szkół, burmistrz przekazał, że środki te "są środkami o charakterze celowym tak jak dotacje celowe. O przeznaczeniu tych środków decyduje rada, wpisując je do budżetu miasta".
"Przeznaczenie tych na pewno nastąpi do końca roku budżetowego. Środki te w obecnej chwili są kluczowe, aby zapewnić funkcjonowanie jednostek i pokrycie podstawowych wydatków w tej trudnej sytuacji. Program oszczędnościowy zakłada również bardziej efektywne zarządzanie tymi środkami, tak aby jak najwięcej z nich mogło być skierowanych na kluczowe potrzeby edukacyjne" - pisze Tomasz Matuszewski.
Co jeśli nie uda się osiągnąć porozumienia z Radą Miasta? "Będzie konieczność szukania alternatywnych rozwiązań, takich jak ograniczenie realizacji niektórych inwestycji lub przesunięcie środków w budżecie, zgodnie z obowiązującymi przepisami" - podkreśla.
"Ważnym elementem w tej sytuacji jest nasz program oszczędnościowy, który kilkukrotnie przedstawialiśmy radnym. Niestety, program ten nie został zaakceptowany, choć według nas stanowi istotną drogę, jaką miasto powinno podążać w najbliższych miesiącach. Program zakłada szereg działań mających na celu uszczelnienie wydatków i poprawę efektywności zarządzania budżetem" - zaznacza burmistrz Sanoka.
Za sytuację obwinia radnych i to, że "od maja do dziś radni nie podjęli decyzji dotyczących kluczowych zmian w budżecie, WPF-ie oraz emisji obligacji, które były zaplanowane".
Brak tych decyzji znacząco wpłynął na bieżącą kondycję finansową miasta. Warto podkreślić, że w całej Polsce samorządy borykają się z problemami budżetowymi. Gdy Rada Miasta nie współpracuje z władzą wykonawczą, dochodzi do takich trudności jak te, które obecnie obserwujemy w Sanoku
- podsumowuje burmistrz.
Z kolei przewodniczący Rady Miasta Sławomir Miklicz w rozmowie z Wirtualną Polską, zaznacza, że jeszcze w maju burmistrz informował radnych o "świetnej kondycji finansowej miasta". Ta narracja zmieniła się diametralnie w ostatnich miesiącach. W jego ocenie Miklicza wypłaty dla nauczycieli nie są zagrożone.
- Wynagrodzenia w szkołach są płacone z subwencji oświatowej. Otrzymujemy je w 13 równych ratach. Wczoraj wpłynęła kolejna. Burmistrz, jeśli wydałby te środki na inny cel, to złamałby dyscyplinę finansów publicznych - mówi przewodniczący RM.
- W sprawie wynagrodzeń dla administracji. One są płacone z reguły z rat podatku PIT i CIT, które przechodzą w ratach miesięcznych, regularnie. W czwartym kwartale na przełomie miesiąca wpłynie IV rata podatku od nieruchomości, przedsiębiorców, co także wzmacnia budżet. Dlatego nie powinno być zagrożeń w wypłatach - dodaje.
Zadłużenie do grudnia może przekroczyć 170 mln zł
- Pan burmistrz może przetrzymać kilka dni wypłatę pensji, by pokazać, że jest jakiś problem, ale nie ma ku temu żadnej podstawy merytorycznej - uważa Sławomir Miklicz.
- Od kilku miesięcy zmieniają się informacje na temat deficytu budżetowego. Najpierw było to 20 mln zł, miesiąc później 35 mln zł, a nagle miesiąc temu pojawiła się informacja na sesji o deficycie sięgającym ponad 50 mln zł. Nie wiem, gdzie jest prawda - zaznacza.
Przewodniczący podkreśla, że rada podjęła uchwałę o emisji obligacji na kwotę 14 mln zł i wyraziła zgodę na zwiększenie zadłużenia w rachunku bieżącym z 6 mln do 12 mln zł. Zaznacza także, że w listopadzie do budżetu wpłynie około 4,5 mln zł z Ministerstwa Finansów w ramach tzw. kroplówki samorządowej. - Rada ze swojej strony wykonała potrzebny ruch, by deficyt został pokryty, ale teraz skarbnik informuje nas o kolejnych brakach - stwierdza.
- Pojawia się zatem pytanie: ile jeszcze burmistrz potrzebuje pieniędzy do zamknięcia budżetu roku 2024? Według wstępnych szacunków zadłużenie miasta na koniec roku może sięgnąć kwoty ponad 170 mln zł - ocenia.
Z kolei Ewa Sieradzka, wiceprzewodnicząca Rady Miasta Sanoka twierdzi, że za dramatyczny stan finansów publicznych odpowiada niegospodarność i brak kontroli ze strony burmistrza Tomasza Matuszewskiego. W jej ocenie budżet na 2024 r. został źle zaplanowany, a prognoza wieloletnia to fikcja. Podkreśla, że nie doszacowano w niej wydatków i dochodów, a dotacje celowe z budżetu państwa nie były przeznaczane na inwestycje, które powinny być z nich sfinansowane.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski