Sanitariusz łódzkiego pogotowia oskarża dyspozytora
Oskarżony o zabicie czterech pacjentów były sanitariusz łódzkiego pogotowia Andrzej N. powiedział przed łódzkim sądem, że jednym z szefów procederu sprzedawania informacji o zgonach zakładom pogrzebowym był Tomasz S., były dyspozytor pogotowia i szef Krajowego Związku Pracowników Ratownictwa Medycznego.
Wtorek był piątym dniem składania przez b. sanitariusza wyjaśnień w procesie, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Podczas rozprawy odczytywane i weryfikowane były jego zeznania, które składał w śledztwie.
Całym interesem sprzedawania informacji o zgonach w pogotowiu kierowali Tomasz S. i Andrzej S., ps. Cukier. Pełnili oni funkcje dyspozytorów w pogotowiu - powiedział N. przed sądem.
W lutym 2002 r. Tomasz S. został zatrzymany przez policję. Prokuratura zarzuciła mu przyjęcie co najmniej 60 tys. zł w zamian za informacje o zgonach pacjentów, nakłanianie rodzin zmarłych do korzystania z usług konkretnych firm pogrzebowych i naruszenie tajemnicy zawodowej. Pod koniec 2002 roku S. został dyscyplinarnie zwolniony z pogotowia. W marcu 2005 r. Sąd Najwyższy uniemożliwił S. powrót do pracy w pogotowiu.
Podczas wtorkowej rozprawy N. zeznał, że pierwszy raz wziął pieniądze od zakładu pogrzebowego w 1993 r. Wyjaśnił, że pieniądze otrzymał wówczas od szefa jednego z największych łódzkich zakładów pogrzebowych. Odebrałem od niego pięć lub sześć milionów starych złotych, którymi podzielili się dyspozytor i załoga karetki - powiedział N.
B. sanitariusz nadal utrzymuje, że nie zabijał pacjentów i odwołuje swoje wcześniejsze wyjaśnienia, w których przyznawał się do podawania pavulonu - leku zwiotczającego mięśnie, którym - zdaniem prokuratury - zabijano pacjentów.
Podczas rozprawy N. potwierdził za to swoje wcześniejsze zeznania, iż niektórzy lekarze pogotowia nie podejmowali akcji ratowania życia i zdrowia ciężko chorych pacjentów. Podał również konkretny przypadek nieuzasadnionego użycia przez jednego z lekarzy defibrylatora, co, jego zdaniem, doprowadziło do zgonu pacjenta.
36-letni Andrzej N. i o dwa lata starszy Karol B. są oskarżeni o zabójstwo w sumie pięciu pacjentów, poprzez podanie im pavulonu. Do zabójstw miało dojść w 2000 i 2001 r. Obok byłych sanitariuszy na ławie oskarżonych zasiadają również dwaj lekarze - 49-letni Janusz K. i 33-letni Paweł W., którzy odpowiadają za narażenie łącznie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci.
Cała czwórka jest też oskarżona o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tys. zł od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. B. sanitariuszom grozi kara od 12 lat więzienia do dożywocia, a lekarzom do 10 lat pozbawienia wolności.
W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Polskie Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może też celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co w określonych przypadkach powodowało śmierć pacjentów.
Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w tej sprawie. Główne wątki śledztwa dotyczą korupcji oraz pozbawiania życia pacjentów poprzez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków. W wątku korupcyjnym podejrzanych jest 41 osób - pracowników pogotowia oraz pracowników i właścicieli zakładów pogrzebowych; w drugim wątku - czterech lekarzy, którym dotąd zarzucono popełnienie 26 przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu.