Samotność Andrzeja Leppera
Hucznie obchodzono 15-lecie związku zawodowego Samoobrona. Jego twórca i przywódca Andrzej Lepper był fetowany i oklaskiwany jak zwykle. Jak zwykle składano mu wyrazy hołdu i uwielbienia. Powiewały biało-czerwone flagi i krawaty, pobrzękiwały karabele, leciały w niebo patriotyczne pieśni.
15.01.2007 09:47
A jednak w tym zgiełku i tłumie Andrzej Lepper był postacią samotną. Nie dlatego, że jeśli capnie go prokurator, to nie pomoże żaden z okadzających go członków i wielbicieli. Dlatego, że w stworzonych przez siebie organizacjach Lepper jest alfą i omegą. Samoobrona nie jest partią wodzowską. W gruncie rzeczy jest partią jednoosobową. Bez swego twórcy natychmiast traci wszelki sens istnienia.
Lepper zdaje sobie sprawę z tej słabości. W poprzedniej kadencji Sejmu, kiedy szykował się do występu w pewnym programie telewizyjnym, poradzono mu by do komisji śledczych posyłał ludzi nie tak rażąco niemądrych. Ba, ale skąd ich wziąć?! – zadumał się przywódca Samoobrony.
Słabość personalna Samoobrony wręcz kłuje w oczy. Dla Leppera jest to także problem. Wódz – za jakiego chciałby uchodzić Lepper – może wydawać rozkazy oddanym ludziom. Tymczasem swoich lider Samoobrony musi prowadzić za rączkę, bo owszem – są pełni uwielbienia i oddania, ale sami mają problemy ze skleceniem poprawnego zdania po polsku. Zamiast wspierać, generują tylko kolejne problemy. Znaleźć w Samoobronie kogoś nadającego się na ministra albo wicemarszałka Sejmu to Mission Impossible 4. Tom Criuse by tu nie pomógł.
Lepper wielokrotnie próbował wzmocnić swoją partię. Co kadencję poszukiwał nowych ludzi, którzy byliby choć odrobinę bardziej kumaci od „starej gwardii”. I dzisiaj stara się złowić nowych współpracowników, jak choćby Andrzeja Kwiatkowskiego – gwiazdę SLD-owskiej telewizji Roberta Kwiatkowskiego. Większość tych eksperymentów, które mają odmienić Samoobronę i uczynić ją formacją bardziej „inteligencką” kończy się jednak fiaskiem. Nowi ludzie albo popadają w konflikt z przewodniczącym i odchodzą (znany kontroler dyskotek Piotr Misztal) albo po prostu nie pasują do swej nowej partii, jak to ma miejsce w przypadku prawicowego zaciągu, czyli Ryszarda Czarneckiego.
I to jest chyba największą klęską Andrzeja Leppera jako polityka i przywódcy. Nie potrafił zbudować formacji, która byłaby poręcznym narzędziem w jego wielce ambitnych planach. Lepper jest w Samoobronie jedyną postacią większego formatu. Inni to miernoty, które nie są w stanie odciążyć i wesprzeć swego ukochanego przewodniczącego. Jedyne co potrafią, to zagłosować – ponieść rękę i nacisnąć odpowiedni guzik. Większego pożytku z nich nie ma. Lepper sam musi ciągnąć cały ten majdan, sam musi mierzyć z wszelkimi kryzysami, sam podejmować wszelkie decyzje.
Działacze Samoobrony lubili swój ruch porównywać z Solidarnością. Jak bardzo nieuprawnione to zestawienie pokazują dziesiątki, jeśli nie setki nazwisk wybitnych postaci, które Solidarność tworzyły i wnosiły do niej talent, osobowość oraz potencjał. Samoobrona zaczyna się i kończy na Lepperze.
Igor Zalewski dla Wirtualnej Polski