Sami sobie pożyczają
Dzięki kasie samopomocowej mieszkańcy Jabłonki biorą kredyty bez obwarowań, jakie wymagane są w bankach.
W tej niewielkiej miejscowości w gminie Dydnia działa Kasa Wzajemnej Pomocy. Kilkudziesięciu jej członków wpłaca co miesiąc niewysokie składki. W zamian mogą oni brać nieoprocentowane pożyczki. Społeczne kasy jak ta z Jabłonki działały powszechnie przed wojną. Teraz wracają powoli do łask - np. w Nowosądeckiem. Na Podkarpaciu kasa z Jabłonki jest ewenementem.
Mieszkańcy Jabłonki powołali kasę głównie dlatego, że mieli problemy z uzyskaniem kredytów bankowych. – Bank żądał zabezpieczenia majątkowego i zaświadczenia o stałym zatrudnieniu. Takimi dokumentami może się u nas pochwalić niewielu – tłumaczy Stanisław Pałys, sołtys Jabłonki i zarazem jeden z pomysłodawców kasy. - U nas potrzeba jedynie poręczenia ze strony innego członka naszej kasy. Nieraz jest tak, że sąsiad poręcza sąsiadowi. Po prostu.
- Co prawda nie stać nas na pożyczki rzędu pięciu czy dziesięciu tysięcy złotych - zastrzega Mieczysław Szmyd, inny współzałożyciel KWP – ale sąsiada w nagłej potrzebie jesteśmy w stanie poratować.
Jak to działa
Pomysł utworzenia Kasy Wzajemnej Pomocy został przyjęty przez mieszkańców Jabłonki z entuzjazmem. Do kasy przystąpiło od razu 41 osób. - Ustaliliśmy, że wpisowe będzie wynosić 50 złotych - opowiada Stanisław Pałys. - Pieniądze te przeznaczyliśmy na zakup potrzebnych materiałów biurowych i blankietów umów. Miesięczna składka każdego członka wynosi 10 złotych.
- Od wysokości wniesionego wkładu zależy wysokość pożyczki - tłumaczy Maria Oleniacz, skarbnik Kasy. - W pierwszym roku przynależności do kasy przyznajemy pożyczkobiorcy maksymalnie 500 złotych. W kolejnych latach kwota ta wzrasta i po pięciu latach wynosi już 1500 złotych. Pożyczka jest nieoprocentowana, więc mieszkańcy nie ponoszą dodatkowych kosztów.
Powoli do Kasy Wzajemnej Pomocy w Jabłonce zapisują się również mieszkańcy innych miejscowości gminy Dydnia.
Wszyscy spłacają
Do tej pory wszyscy spłacali zaciągnięte pożyczki. - Na wypadek, gdyby pożyczka nie mogła być spłacona z przyczyn niezależnych od pożyczkobiorcy - na przykład wskutek jego śmierci - utworzyliśmy specjalny fundusz gwarancyjny. Pożyczkobiorca wpłaca na ten fundusz złotówkę od każdych pożyczonych 100 złotych - wyjaśnia Maria Oleniacz. - Wydaje mi się, że ludzie są zadowoleni z funkcjonowania takiej instytucji. Potrzeby są coraz większe, a czasy coraz cięższe. Najczęściej pieniądze pożyczane są na różne rodzinne uroczystości, jak śluby czy komunie. Ludzie pożyczają też jesienią - na zakup opału, a nawet na leczenie.
- Myślę, że nasza inicjatywa ma przyszłość. Tym bardziej, że jest nas coraz więcej - podkreśla Kazimierz Sokołowski. - Gdyby ktoś chciał w swojej miejscowości utworzyć podobną instytucję, jesteśmy chętni do pomocy - dodaje Stanisław Pałys, sołtys Jabłonki.
Elżbieta Boroń
Kasa to nie tylko pieniądze
Marta Głód, psycholog: - Myślę, że w Jabłonce połączyło ludzi zaufanie i chęć przynależności. Każdy z nas chce do czego przynależeć. Poza tym taka sama składka dla wszystkich powoduje, że członkowie kasy czują się równi. Panuje tu też poczucie bezpieczeństwa. Ludzie nie czują się osamotnieni. Wiedzą, że w razie jakiejś podbramkowej sytuacji ktoś im pomoże. Myślę wreszcie, że działa tu jeszcze jeden czynnik: składki, które przekazują członkowie kasy, pomagają innym. Dzięki temu ludzie czują się dowartościowani.
Przed wojną były bardzo popularne
Kasy samopomocy były jedną z najbardziej rozpowszechnionych form spółdzielni oszczędnościowo-pożyczkowych w Polsce okresu międzywojennego. Ich członkowie, podobnie jak założyciele kasy w Jabłonce, zobowiązani byli do wniesienia niewielkiego udziału i gromadzenia oszczędności, uzyskując w zamian prawo do korzystania z relatywnie nisko oprocentowanych kredytów. Kasy obejmowały swoim działaniem stosunkowo niewielkie obszary o charakterze rolniczym. Zasadą była społeczna praca ich zarządów. Założycielem i propagatorem tego typu samopomoocy był Franciszek Stefczyk. Pierwsza jego kasa powstała w 1890 r. w Czernichowie pod Krakowem.